A A+ A++

Dr Krystyna Zofia*: Wojewoda Mikołaj Bogdanowicz mnie powołał, a ja się zgodziłam. W pracy mi to nie przeszkadza, a przynajmniej nigdzie mnie nie powołują do gorszej pracy. No więc tak, stwierdzam zgony na terenie powiatów włocławskiego, aleksandrowskiego i radziejowskiego od stycznia tego roku, domowe zgony, u pacjentów z potwierdzonym covidem. Albo takich, którzy przebywają na kwarantannie związanej z zakażeniem współmieszkańca, lub takich, którzy oczekują na wynik wymazu.

Jak w tej chwili wygląda sytuacja?

– Od blisko miesiąca lawinowy skok liczby zgonów, tak średnio co 2-3 dni zgon domowy osoby w pewien sposób związanej z SARS-CoV-2. Zgony głównie u pacjentów z roczników 30-40. Obecnie obserwujemy przesunięcie granicy wieku na roczniki 50.

Jest pani lekarzem rodzinnym? Jeździ pani w karetce? Czy rejestracja zgonów jest dodatkowym zadaniem?

– Jestem lekarzem rodzinnym od sześciu lat. Pracuję w POZ pod Radziejowem, w wiejskiej przychodni. To mała przychodnia, tylko trzech lekarzy. Pod opieką mamy około 7,5 tys. pacjentów. Dodatkowo pracuję  w nocnej pomocy lekarskiej, to taki nocny rodzinny. Mój rewir obejmuje teren starostwa – powiat włocławski.

Czy któryś z pani znajomych lekarzy z POZ i NPL dostał wezwanie do pracy w szpitalu covidowym?

– Ja mam powołanie na koronera covidowego, więc więcej powołań nie dostanę, ale paru znajomych otrzymało takie powołania do Radziejowa.

Kto to jest koroner covidowy, co robi?

– Koroner to lekarz, który stwierdza zgony pacjentów. A do zgonów covidowych muszą być wystawione specjalne dokumenty, które następnie trafiają do sanepidu, urzędów, do ogólnych statystyk. Takich, jakie codziennie w Polsce podają media, np.: dziś zgonów covidowych tyle i tyle. Ja stwierdzam zgony tylko pozaszpitalne, ewentualnie mogą też być te w DPS-ach. 

Czy rejestrowane dane pokrywają się z oficjalną informacją?

– Po zarejestrowaniu przesyłam zebrane dane do systemu. Następnie jest to zliczane. Ale faktycznie, gdy w moich notatkach rośnie liczba zgonów, to ogólna liczba publikowanych, ogłoszonych nowych przypadków covidowych śmierci też rośnie, czyli jest jakieś przełożenie.

Prawidłowe?

– Raczej bym się nie czepiała. Ale trzeba pamiętać, że część ludzi, których śmierć rejestruję, najprawdopodobniej jest zakażonych, ale nie są umieszczani w statystykach, bo nie chcą zrobić testu. A testu unikają, bo nie chcą być na kwarantannie. Ale myślę, że system celowo tego nie zaniża, a tylko wynika to z naszej mentalności, że ludzie nie chcą się zgłaszać z podejrzaną infekcją na wymaz.

Kolega mówił, że miał zapalenie płuc i wszelkie objawy i wynik ujemny. Sam nie wie, czy w końcu miał covid, czy go nie miał?

– No tak, mogło się np. zdarzyć, że za wcześnie był poddany testowi. U niektórych pacjentów powtarzamy wymazy po 48 godzinach.

Trzeba jeździć do każdego zgonu?

– Tak, jeździmy do każdego zgonu, chyba że sygnalizowany jest jedynie stan zagrożenia życia, np. z wypadku. Do takich wzywa się 112 i jeździ karetka.

Ale pani nie jeździ karetką?

– Ja korzystam ze swojego samochodu. W NPL mamy auto firmowe – też osobowe, ale nie powinnam go blokować, jeśli mogę sobie inaczej poradzić.

Kto jest w takiej koronerskiej ekipie?

W NPL jeździmy we dwójkę. Ale do zgonów covidowych jeżdżę sama.

To chyba niebezpieczne. Nie zdarzały się jakieś ataki na was?

– Nie, nigdy. Zawsze wszyscy obecni czują powagę sytuacji. Czasami, gdy  pracuję w NPL, gdy jedziemy na badanie do pacjenta na jakąś melinę, to potrafią być dziwne akcje – na przykład, że ktoś pijany, że jakaś awantura, częściej agresja słowna. Ale przy stwierdzeniu zgonu raczej nigdy nie było sytuacji, że ktoś był niemiły albo niegrzeczny.

Jak to wygląda, dzwoni rodzina do przychodni i mówi, że zgon, ale nie wiadomo na co. I co dalej się dzieje?

– Dzwoni do mnie koordynator ratownictwa medycznego z Bydgoszczy i mówi, że jest zgłoszony zgon w miejscu X. Podaje dane kontaktowe do rodziny. Wtedy się umawiam z rodziną na przyjazd. Czas dojazdu około 6-8 godzin.

Czemu aż tyle? To zwykle tak daleko?

– Dojeżdżamy mniej więcej po takim czasie. Chodzi o to, żeby stwierdzić pewne oznaki śmierci: żeby nastąpiło stężenie, spadła ciepłota ciała, ustała akcja serca.

Ależ ten zmarły może mieć SARS-CoV-2 i może w międzyczasie zarażać!

– No tyle to trwa.

Przyjeżdża pani, rodzina w szoku, trudno pewnie czasem się porozumieć. Skąd wiadomo, że trzeba wpisać jako przyczynę śmierci SARS-CoV-2?

– Bo denat “wisi w systemie”, jest odnotowane, że jest na izolacji albo kwarantannie.

Ale mówiła pani, że bywają tacy, którzy się nie zgłosili na badania testami?

– Tak… tacy po prostu umierają. Rodzina mówi, że trochę gorączkował trochę kasłał, że wczoraj już mu słabo było, a karetka nie chciała przyjechać, no i cóż… I tak po prostu umarł.

Już im się testów nie robi?

– Oczywiście, że nie, nieżyjącym nie robi się testów.

Czy jeździ pani w kombinezonie? Właściwie to chyba też nie powinno się używać prywatnego samochodu?

– Mam kombinezon w samochodzie. Przebieram się pod domem pacjenta, zużyte środki chowam do worka i wyrzucam. Pewnie faktycznie nie powinnam jeździć swoim samochodem, ale środków na inne rozwiązanie nie ma. No więc jedynie w umowie jest zapis, że jeżdżę swoim środkiem transportu. A mogliby chociaż jakąś kartę paliwową do Orlenu dać (śmiech).

A mieszkania pacjentów, którzy zmarli, też się odkaża?

– Rodzina wietrzy, przeciera rzeczy używane przez pacjenta środkami do dezynfekcji. Ale to we własnym zakresie, ogólnej, urzędowej dezynfekcji nie ma, czasem w ogóle nic się nie robi. Zakłady pogrzebowe odbierają ciała. Są na to przygotowane, mają specjalne kombinezony. Ciało też umieszczają w specjalnych, szczelnych, podwójnych workach. 

W wielu miastach ochrona zdrowia musi korzystać z pomocy strażaków, bo karetki stoją w kolejkach przed szpitalami, wożą pacjentów od szpitala do szpitala, cenny czas zajmuje też zakładanie lub zdejmowanie kombinezonów ochronnych, odkażanie pojazdów. Brakuje wolnych karetek dla pacjentów proszących o pomoc.

– U nas we Włocławku też już tak jest. W tygodniu przed świętami były dwa zatrzymania krążenia w odstępie kilku dni, gdzieś, na ulicy. Te osoby czekały po 40 minut na przyjazd karetek! Normalnie powinno to trwać 3-5 minut. Oczywiście karetki jechały z dalekich miejscowości, praktycznie tylko już po to, żeby stwierdzić zgon. Bo karetek nie ma, lekarzy, medyków też skrajnie brakuje.

Jak ten cały chaos wygląda w pani przychodni?

– Dramatycznie. Całą pracę przerzuca się na lekarzy rodzinnych i POZ. I jednocześnie w mediach słyszę, że nic nie robię.

A co doskwiera, denerwuje najbardziej?

– Rząd robi duże zamieszanie, mało pomaga, ale głównie przeszkadza wymyślaniem rozmaitych bzdur. Na przykład ta afera z rzekomym błędem systemu, z tymi szczepionkami, tuż przed świętami. Powiedzieli, że będą wszystkich szczepić, że idzie im rewelacyjnie. No to potem ludzie do nas wydzwaniają, kłócą się, że im się szczepionki należą: “bo wczoraj powiedzieli, w telewizji, że będą szczepić”. A tu ojejku – dziś odwołują… Np. taki kwiatek: szczyt pandemii, a rządzący „otworzyli” POZ i, proszę, ma być wizyta na życzenie pacjenta. No to wchodzi pacjent z infekcją i… po drodze mija malutkie dziecko przywiezione na szczepienie. Jeszcze to: wznowili sanatoria. Mam Ciechocinek w rewirze i… no cóż, nie powiem więcej. Albo to: teraz leczyć nie ma komu, a rezydenci mają zdawać egzaminy specjalizacyjne, ale tak, jakby pandemii nie było, według wytycznych ze spokojnych, przedpandemicznych czasów – nie poodwoływali ustnych. No to ludzie zdolni do pracy siedzą w domu i zakuwają do części ustnej. Zamiast im odwołać te egzaminy i wysłać do pracy, rządzący wolą powołać studentów 5. i 6. roku medycyny, bo to za darmo, w ramach praktyk. Wezmą takich, bo oni darmowo mają pracować, łaskawie do stażu im policzą. Strasznie to przykre…

Po świętach sytuacja się poprawiła? 

– Wczoraj akurat nie było żadnego zgonu, ani zwykłego, ani covidowego. Tak też się zdarza, ale znowu jest bardzo dużo nowych zakażeń, zgłasza się bardzo dużo chorych osób. Ludzie młodzi, opisywałam już roczniki i 58, i 65. A najgorsze, że pojawiają się tacy, którzy chcą się leczyć tylko alternatywnie. Aktualnie teraz viregyt jest na topie, ludzie się denerwują, że lekarze nie chcą tego wypisywać.

Taka kuracja w ogóle ma sens? Ten viregyt ma jakieś naukowe uzasadnienie?

– O ile wiem, to nie, ale ludzie wierzą w jakieś magiczne właściwości. Rozumiem, stawka jest duża, ale nam, lekarzom, wcale to pracy nie ułatwia.

*Na prośbę lekarki już po udzielonym wywiadzie – nazwisko zostało zmienione

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł“Doszło do pożaru budynku jednorodzinnego”. Zginęły dwie osoby, dwie kolejne ranne
Następny artykułOgłoszono przetarg, decyzji o dofinansowaniu jeszcze nie ma