A A+ A++

– Na dzisiaj, w porównaniu do miesiąca poprzedniego, mamy przyrost 30 tys. bezrobotnych – powiedziała w środę Marlena Maląg, minister pracy, w TVP Info. Przyznała przy tym, że przytoczone dane nie są jeszcze obrazem tego, co „zadzieje się na rynku” po ustaniu pandemii COVID-19.

Kilka dni wcześniej w świat poszła informacja o bardzo dużym spadku zatrudnienia w marcu – z polskiego rynku pracy zniknęło 34 tys. miejsc pracy – więcej niż po wybuchu kryzysu finansowego pod koniec 2008 roku. Skala redukcji byłaby zapewne większa, jednak pierwsze obostrzenia dotyczące koronawirusa rząd wprowadził dopiero w połowie miesiąca – do tego czasu ruchy kadrowe były więc mocno ograniczone. Kwietniowy spadek zatrudnienia będzie natomiast znacznie większy.

Dr Marcin Mazurek, p.o. głównego ekonomisty mBanku, nie jest przekonany, że podana przez minister Maląg skala spadku zatrudnienia opisuje stan na 22 kwietnia.

– Dane pochodzą pewnie sprzed około tygodnia. Ale nawet jeśli obrazują stan na dzisiaj, to i tak w kwietniu trzeba liczyć się z ubytkiem 100 tys. miejsc pracy – mówi ekonomista.

Dziurawa tarcza

Topniejąca – wraz z rozprzestrzeniającym się koroawirusem – liczba miejsc pracy w Polsce jest potwierdzeniem opisywanych przez „Forbesa” badań przeprowadzonych pod koniec marca przez Pracodawców RP, największą w Polsce organizację zrzeszającą przedsiębiorców. Już wtedy ponad 30 proc. ankietowanych firm przyznało, że rozpoczęło proces zwolnień. Dwie trzecie badanych sygnalizowało natomiast, że będą ciąć zatrudnienie w kolejnych miesiącach.

Biznes częścią winy za taki stan rzeczy obarcza rząd – autora tzw. tarczy antykryzysowej. Jak tłumaczy Katarzyna Siemienkiewicz, ekspert ds. prawa pracy Pracodawców RP, rozwiązania przewidziane w pierwszej odsłonie tzw. tarczy nie były dla przedsiębiorców wystarczające.

– Część firm nie była w stanie dłużej czekać na przyznanie pomocy, innych przedsiębiorców niektóre instrumenty wsparcia w ogóle nie objęły – mówi. – Przedsiębiorcy gubili się w meandrach dokumentacji i skomplikowanych wniosków o dofinansowanie. Do tego doszły niejasne zapowiedzi zmian w pomocy i w rezultacie przedsiębiorcy poczuli się zmuszeni do radykalnych kroków. Niestety, przedsiębiorcy nadal negatywnie oceniają kondycję swoich firm – dodaje ekspertka. A to nie wróży dobrze przynajmniej części zatrudnianych przez nie osób.

Powrót dwucyfrowego bezrobocia

Najnowsze badanie Centrum Monitoringu Sytuacji Gospodarczej (gremium stworzone przez m.in. głównych ekonomistów organizacji skupionych w Radzie Przedsiębiorczości) pokazuje skalę problemu. Zwolnienia w kwietniu deklaruje prawie 9 na 10 firm, przy czym średnia skala redukcji zatrudnienia to 15,5 proc.

A przed nami kolejne miesiące, w których – wszystko na to wskazuje – sytuacja na rynku pracy będzie się pogarszać.

– Stopa rejestrowanego w urzędach pracy bezrobocia będzie rosnąć do lipca-sierpnia. Im mniej wzrośnie, tym na niższym poziomie się ustabilizuje – mówi dr Mazurek.

Jego zdaniem na koniec roku przekroczy 10 proc. – to prawie dwukrotny wzrost wobec lutego. Dla porównania – w grudniu 2019 r. stopa bezrobocia wyniosła 5,7 proc., co odpowiadało 954,5 tys. zarejestrowanych bezrobotnych. Ostatnio dwucyfrowe bezrobocie GUS odnotował w październiku 2015 roku. Wyniosło równo 10 proc., co przekładało się na 1,56 miliona ludzi bez pracy.

Do niedawna rynkowe prognozy bezrobocia na 2020 rok były jeszcze bardziej pesymistyczne. Zanim premier z prezesem NBP ogłosili plan wpompowania w gospodarkę 100 mld zł przez Państwowy Fundusz Rozwoju, ekonomiści mBanku prognozowali wzrost do 13 proc. w grudniu.

– Program PFR pomoże jednak utrzymać przedsiębiorstwom ok. 500-600 tys. miejsc pracy – mówi Maciej Mazurek tłumacząc powód obniżki prognoz.

Rozwiązanie dobre, konkretów brak

Pocieszające jest, że – jak zauważają m.in. Pracodawcy RP – sytuacja może być nieco lepsza, niż wynika ze statystyk obrazujących marcowy spadek zatrudnienia. – Po stronie osób pracujących nie uwzględniono rodziców dzieci pobierających zasiłek opiekuńczy, którzy po otwarciu szkół znowu podejmą pracę. To tę statystykę nieco poprawi – tłumaczy Wioletta Żukowska-Czaplicka, ekspertka Pracodawców RP ds. prawa pracy. – Można się też spodziewać, że nowe instrumenty wsparcia firm i pracowników przyniosą wreszcie pożądane efekty – dodaje.

Sporo będzie też zależało od tego, czy uda się sprawnie rozdysponować 100 mld zł pomocy.

– Liczymy też na rozwianie wątpliwości, bowiem nadal brakuje konkretów oraz samego projektu tzw. tarczy finansowej – mówi ekspertka. I dodaje, że podobnie jest z zapowiedziami premiera dotyczącymi uelastycznienia kryteriów przy instrumentach pomocowych, zmian w prawie pracy i w zamówieniach publicznych czy dopłat do odsetek kredytów BGK.

– To dobre rozwiązania, ale przedsiębiorcy czekają na konkrety. Dalsza niepewność może niestety wzmagać decyzje o ograniczeniu zatrudnienia – mówi Wioletta Żukowska-Czaplicka. – Pamiętajmy też, że w „Tarczy 2.0” przewidziano rozwiązania zmierzające do redukcji etatów w administracji. Cięcia w urzędach są nieuniknione, a ich skala wpłynie na sytuację na rynku pracy. Na redukcję zatrudnienia decydują się więc nie tylko przedsiębiorcy, ale i państwo – zauważa ekspertka Pracodawców RP.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSzafka pod telewizor. Pożegnaj się z wystającymi kablami
Następny artykułMPK wydało prawie 900 tys. zł na odkażanie tramwajów i płyny do dezynfekcji