Każdy producent elektroniki użytkowej będzie musiał umożliwić ładowanie zasilaczem USB-C. A klient nie będzie musiał kupować z nowymi urządzeniami kolejnych ładowarek – wystarczy, że kupi jedną, właśnie w tym standardzie.
Skorzystać mają wszyscy: klienci, bo nie będą musieli się zastanawiać, jak naładować telefon czy przenośną konsolę, a na dodatek nie będą musieli dopłacać za kolejne niepotrzebne ładowarki. No i środowisko, bo nie trzeba będzie produkować setek milionów zasilaczy rocznie.
Jak podawała Komisja Europejska, tylko w 2020 roku w Unii Europejskiej sprzedano ok. 420 mln telefonów komórkowych i innych gadżetów elektronicznych. Z danych KE wynika, że przeciętny konsument w UE ma trzy ładowarki do telefonów komórkowych, a 38 proc z nas przynajmniej raz w życiu nie mogło naładować telefonu, bo dostępne ładowarki nie były z nim zgodne.
USB-C? Przecież już tu jest
Brzmi świetnie? Owszem. Rzecz w tym, że ten nowy wspaniały świat w zasadzie już istnieje. Bo gniazdo ładowania USB-C w nowych urządzeniach jest standardem. A producenci telefonów już jakiś czas temu przestali dodawać ładowarki do sprzedawanych urządzeń. Z oszczędności. Jako bodaj pierwsze taką decyzję podjęło Apple (powołując się na ekologię i nadmiar ładowarek w przeciętnym gospodarstwie domowym). Najpierw były drwiny, a potem w ślady Apple poszli inni producenci, m.in. Samsung.
Gniazdo USB-C i szybkie ładowanie Power Delivery w branży smartfonów stały się niemal standardem z konieczności. Stary standard USB okazał się za wolny jak na możliwości współczesnych smartfonów: ładowanie coraz większych baterii trwa na zwykłym kablu USB godzinami, a transfer danych z coraz pojemniejszych pamięci też pozostawia wiele do życzenia. O wiele szybciej da się naładować telefon bezprzewodowo. Podobnie zresztą jest z transferem danych: jeśli tylko mamy odpowiednio szybkie WiFi.
Komisja Europejska próbuje ucywilizować rynek ładowarek już od 2009 r. Branża elektroniczna zawarła wtedy wstępne porozumienie, w ramach którego liczba rodzajów ładowarek na rynku spadła z 30 do 3. W 2014 r. uzgodniono standard USB-C, pozwalający drastycznie przyspieszyć zarówno transfer danych, jak i ładowanie. I od tamtego czasu stopniowo jest on wdrażany.
Apple też przejdzie na USB-C
Jedynym producentem zdecydowanie odstającym od reszty pod tym względem jest Apple, które od początku używa w swoich telefonach własnego złącza (najpierw 30-pinowego, a od 2012 r. mniejszego o nazwie Lightning). Tyle że i w Apple od kilku lat następuje stopniowe przejście na USB-C. Wszystkie nowe modele iPadów wprowadzone w ostatnich 2 latach mają już właśnie takie złącze. Ładowanie USB-C od kilku lat umożliwiają też laptopy Apple’a. Nawet Apple Watch tydzień temu otrzymał nową ładowarkę – właśnie ze złączem USB-C. Po prostu umożliwia ona szybsze ładowanie zegarka.
Ze starym złączem Lightning zostały tylko iPhone’y i etui do słuchawek bezprzewodowych. iPhone 13 zaprezentowany w połowie września wciąż ma jeszcze gniazdo Lightning. Ale kolejny model może mieć USB-C. Albo nie mieć go w ogóle, bo przecież od kilku lat każdego nowego iPhone’a (podobnie jak wiele innych smartfonów) da się zasilać też bezprzewodowo. Uprzedzając pytania: za pomocą ładowarek z powszechnym w branży standardem Qi.
Czytaj też: Sheryl Sandberg odchodzi z Facebooka. Płaci za wpadki wizerunkowe czy rywalizację z Zuckerbergiem?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS