Naprawdę wiele rzeczy nie podobało mi się w finałowym odcinku The Boys, ale nadal czerpałem z niego frajdę i satysfakcję. Zrozumiałem w końcu, że podobnie ma się sprawa z moimi odczuciami względem całego serialu.
Na świecie nie znajdziecie nic doskonałego czy nieskazitelnego w swoim jestestwie – nawet z najjaśniej święcącego nieba poleci na Was kiedyś ptasia kupa i będziecie musieli z tym żyć. Dlaczego jednak mamy kwestionować majestat niebios przez jeden niesmaczny incydent? Przegapimy przecież wtedy tak wiele okazji do zachwycania się kształtami wiszących nam ponad głowami obłoków. Za ten fekalny wtręt szczerze przepraszam, ale musiałem wprowadzić nas w wulgarno-obrzydliwy klimat The Boys. Bo właśnie skończyłem oglądać ostatni odcinek trzeciego sezonu. I wiecie co? Ten serial jest trochę jak wspomniane przeze mnie niebo. Naprawdę chce się je podziwiać. Szkoda tylko, że po drodze nęka nas całkiem sporo skrzydlatych snajperów.
The Boys cieszy, paradoksalnie, najbardziej wtedy, kiedy powinno wywoływać odruchy wymiotne. To kawał niezwykle afektywnej telewizji, o której potężnej sile oddziaływania pisałem parę tygodni temu. Od tamtego czasu nie za wiele się zmieniło, jeżeli chodzi o mój pozytywny stosunek do „Chłopaków”. Ci regularnie obijali mi twarz scenami ciężkimi niczym zasuwająca na dno Atlantyku kotwica – raz przybierając pozę wiwisekcyjnego dramatu psychologicznego, a innym razem zabierając mnie na skrajnie niemoralną terapię szokową. To dzieło nieustannie pobudza zmysły, skłania do refleksji i ma czym przyciągać do ekranu, ale ten cały wybuchowy inwentarz pełen ekspresyjnych środków stylistycznych trochę przykrywa scenariuszowe grzeszki twórców, których nazbierało się już tyle, że gdy zostały wywleczone na wierzch w wielkim finale, to zabolały. Ze zdwojoną siłą.
Bo nagle okazuje się, iż nie wszystkie wątki prowadzone od dawien dawna – a trochę się ich uzbierało, przez co nieraz trudno się w tym wszystkim połapać – mają na siebie pomysł. A brak wyraźnego przewodniego konceptu skutkuje zwykle rozczarowującą kulminacją. A jako że ostatni odcinek sezonu to idealny moment na zamknięcie historii paru bohaterów bądź nadanie im nowego toru, to przed jego seansem lepiej przygotować się na gorzką pigułę do przełknięcia. Kripke i spółka pokazali, że w tym serialowym wulkanie kreatywności lawa nieco zastygła.
Lista grzechów głównych
Grzech numer jeden – niepotrzebne uśmiercenia postaci (a raczej ich dominujący brak). The Boys trochę za bardzo poczuło się jak Gra o tron, przez co zabija bohaterów, którzy nie do końca na tę śmierć w danym momencie zasługują. Boli to o tyle, że wcześniejsze etapy wątków owych ofiar wskazywałyby na nieco inny obrót wydarzeń albo przynajmniej zgon w bardziej sprzyjających sensowności scenariusza okolicznościach. Poza tym znalazło się miejsce na poświęcenia i zniknięcia, które nie będą na dłuższą metę miały żadnego znaczenia, nie zaburzają statusu quo i są bardzo łatwe do odkręcenia. Taka bezpieczna furtka, gdyby chciało się z niektórych postaci jeszcze w przyszłości skorzystać.
Grzech numer dwa – od resetu do resetu. W poprzednim tekście wspominałem, że podoba mi się, że twórcy zdecydowali się w trzecim sezonie dać wielu bohaterom czyste karty, nieco odświeżyć główny wątek i sprawić, że cała historia nabiera paru nowych barw. Ostatnie epizody sugerowały nawet, iż zapoczątkowane w nich pomysły i wątki za szybko się nie spalą i będą dominującymi elementami sezonu czwartego. Niestety, finałowa bitka, pomimo swojej niekwestionowanej spektakularności i bombastyczności, znów wywróciła szachownicę do góry nogami. Nie zamieniła jednak poszczególnych pionków miejscami, a rozłożyła je od nowa w klasycznym układzie. Znowu więc zaczynamy od zera, a twórcy po raz kolejny muszą martwić się o rozpisanie świeżych wątków, podwyższenie stawki i dozowanie napięcia.
Grzech numer trzy – wielkie widowisko kosztem logiki. Tego akurat nie lubię najbardziej. Nie mam problemu z deus ex machiną, niechaj bohaterowie ratują sobie wzajemnie życia w ostatnim możliwym momencie, to akurat klasyka gatunku. Głupio tak jednak wymyślać sobie tajemnicze laboratoria sąsiadujące z wieżowcem, będącym centrum najważniejszych wydarzeń finału, w których to da się znaleźć niezwykle rzadkie środki chemiczne (dostępne, co ważne, tylko w tym jedynym laboratorium w całym mieście). Spuśćmy na to leniwe scenariopisarstwo kurtynę milczenia…
Średniawka. Tylko że znakomita średniawka
Niestety, finał trzeciego sezonu obnażył wszystkie jego największe wady, a wielka szkoda, bo twórcy zgrabnie kamuflowali je przez siedem poprzednich epizodów, dostarczając mi dużo mięcha. Ba, przy tym sezonie The Boys bawiłem się najprawdopodobniej najlepiej (ale też w żadnym innym nie było musicalowych wstawek, a je po prostu uwielbiam). Jak więc racjonalnie podejść do jego oceny? Czy mój wewnętrzny zgryźliwy krytyk wygra z niewolnikiem postmodernistycznej popkultury? Nie wygra. Bo nadal będę czekał z utęsknieniem na czwartą część „Chłopaków” i obejrzę ją z przyjemnością.
Po co więc to całe narzekanie? No chyba właśnie po to, by uświadomić samemu sobie i być może niektórym czytającym to osobom, że bardzo łatwo jest zatracić się w dziełach efekciarskich, ale mocno podziurawionych. Nie jest to jednak żadna przestroga, raczej luźna obserwacja. Bynajmniej jednak nie uważam The Boys za twór guilty pleasure, bo za dużo w nim dobra, kontekstów i refleksji, by sprowadzić go do poziomu świadomych swojego bałaganiarstwa Riverdale czy innych „teendramowych” potworków. To wciąż serial szlachetny niczym diament, tylko z nieco zardzewiałym scenariuszem. I to nie tak, że tej rdzy tu nigdy nie było, po prostu za bardzo oślepiał mnie wcześniej blask wspomnianego brylantu.
OD AUTORA
Dobrze mi z tym, że lubię The Boys, bo to nadal jedna z ciekawszych pozycji oferowanych przez Amazona na jego platformie streamingowej. Liczę jednak na to, że w przyszłości nie poniesie scenarzystów znów na tyle, by główny wątek ucierpiał przez zbytnią chęć napuszenia całego serialu masą średniawych wątków.
Chcecie ze mną pogadać o popkulturze? Zapraszam na moje konto twitterowe.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS