Zofia Barczak (z lewej) starała się wytłumaczyć kobietom, że nie mogą tu zostać.
Jeszcze niedawno przemyski dworzec pełnił funkcję pełnowymiarowego centrum recepcyjnego, gdzie uchodźcy otrzymywali wszelaką pomoc. Nadal pracują na nim wolontariusze opiekujący się uchodźcami i działają punkty żywieniowe, ale nie ma możliwości, żeby funkcjonowało tu coś w rodzaju hostelu, w którym tyle kobiet i dzieci (niekiedy bardzo małych) mogłoby mieszkać przez dłuższy czas. Jest to niemożliwe choćby ze względów sanitarnych, nie mówiąc o tym, że dworzec przecież musi normalnie funkcjonować i obsługiwać podróżnych.
Problem w tym, że romskie kobiety chcą zostać tylko w Przemyślu, bo jak mówiły tu jest im bardzo dobrze. Kiedy wolontariusze proponowali im bezpłatny transport do funkcjonujących już ośrodków dla uchodźców, odmawiały. Nie przyjmowały do wiadomości, że w Przemyślu, przez który przewinęło się ponad milion uchodźców, nie ma już wolnych mieszkań, ani zastępczych pomieszczeń nadających się do zamieszkania na dłużej niż jedna, dwie doby.
Jak Romka z Romką
Dowiedziała się o tym Zofia Barczak, prezeska Stowarzyszenia Romów Przemyskich.– Od początku wojny w Ukrainie pomagaliśmy Romom, którzy tu przyjeżdżali. Miałam kontakt z innymi stowarzyszeniami romskimi i uzgadnialiśmy, kto ile osób może przyjąć, a potem organizowaliśmy transport i zawoziliśmy ich na miejsce. Jak trzeba było, brałam taksówkę i zawoziłam ich (…)
Maryna Borowa jest na dworcu pierwszą romską wolontariuszką.
Gromady romskich kobiet z dziećmi robią spore zamieszanie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS