Niedawno usłyszałam od znajomej, że ubezpieczyła psa. Nie miałam pojęcia, że to możliwe. Pomyślałam nawet, że to przesada, a nawet – fanaberia. Szybko pożałowałam, że sama tego wcześniej nie zrobiłam. A moje psy nie są nawet rasowe – mówi Ewa z małej, podrzeszowskiej miejscowości.
Ewa ma dwie suczki. Luna ma 9 lat, Beti – niespełna 8. Oba to kundle, oba zabrane ze schroniska. Kiedy były młode odwiedzały weterynarza tylko przy okazji szczepienia. Od kilku lat mają różne przypadłości. A to zapalenie ucha, a to problemy skórne. Każda wizyta łącznie z lekami to koszt co najmniej 100 zł.
– Cztery lata temu Lunie wpadł do oka cierń i potrzebna była operacja. Wizyta w niedzielę wieczorem na ostrym dyżurze z okiem i operacja, a potem leki i kontrole kosztowały ponad tysiąc złotych. Przed rokiem Luna miała zapalenie wątroby. Diagnoza, a potem codzienne kroplówki, leki na wątrobę i ponowne badania – 1,5 tys. zł. Do tego specjalistyczna karma. Koszty nie grają jednak roli. Pies cierpi, trzeba mu pomóc. Przecież to członek rodziny – mówi Ewa.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS