A A+ A++

Z dnia na dzień rośnie w Polsce liczba osób zakażonych koronawirusem. Jednym z działań, które ma powstrzymać rozwój pandemii jest obowiązek noszenia maseczek. Równolegle coraz głośniejsze stają się ruchy antycovidowe, które zachęcają ludzi do tego, by maseczek nie zakładali. Sprawdziliśmy więc, jak to jest w Katowicach. Czy mieszkańcy chcą nosić maseczki, a może – mimo widma złamania wprowadzonych przez rząd nakazów i możliwości zakażenia się koronawirusem – jednak nie zamierzają zakrywać twarzy? 

Tylko 10 osób bez maseczek

Przeprowadziliśmy test. W piątek od godz. 7.30 ustawiliśmy się na ul. Stawowej w Katowicach. Przez trzy kwadranse przyglądaliśmy się przechodniom idącym od dworca PKP w stronę ul. Mickiewicza. Minęło nas w tym czasie 289 osób.

Maseczki na czole i na jednym uchu

235 z nich miało ubrane prawidłowo maseczki (zakrywały zarówno usta, jak i nos). Niewielu maseczki zamieniło na przyłbice, jeszcze inni mieli na sobie tzw. szaliki kominy.

44 osoby miały co prawda maseczki, ale założone źle. Większość nosiła je pod brodą. Niektórzy zdejmowali je, żeby zapalić papierosa. Inni mieli maseczki na czole albo zawieszone na jednym uchu. Wiele osób zakrywało nimi wyłącznie usta. Naliczyliśmy zaledwie 10 osób bez maseczek, przyłbic czy szali.

Jeśli te dane przeliczymy na procenty, okaże się, że 81 proc. przechodniów miało prawidłowo założone maseczki, 4 proc. nie miało ich wcale, a 15 proc. nosiło maseczkę w nieprawidłowy sposób.

“Mam maseczkę, bo tam stoi policja”

Porozmawialiśmy też z katowiczanami. Większość tych, którzy noszą maseczki, przyznają, że robią to ze strachu przed policją.

– Akurat tuż przy wyjściu głównym z dworca PKP zwykle stoi radiowóz, więc nie ma co ryzykować. Dziś też był – śmiał się jeden z mężczyzn, który przyjeżdża do pracy w centrum pociągiem z Ligoty.

– Po prostu nie chcę dostać mandatu. Wiem, że mógłbym go nie przyjąć, ale chodzenie po sądach to dodatkowe zmartwienie – mówił mieszkaniec Katowic, pytany o to, dlaczego zakłada maseczkę.

Niektóre osoby nie kryją irytacji z powodu obowiązku noszenia maseczki. Podpierają się różnymi, najczęściej zasłyszanymi opiniami. 

– Nakazy są bezmyślne i bez sensu. Do zakażenia potrzebny jest kontakt co najmniej 15-minutowy, zatem nie możemy się zarazić, jeśli mijamy osobę zarażoną na ulicy, ale możemy się zakazić np. w środku transportu publicznego – mówi nam 17-letni Adam.

Pytany, skąd ma takie informacje, zapewnia, że widział oświadczenie jakiegoś lekarza na Facebooku.

Ludzie nie traktują nakazów poważnie 

Przeciwnicy zakładania maseczek uważają, że kolejne zakazy i nakazy nie mają sensu.

– Ludzie nie traktują już żadnych zakazów poważnie – mówi nam kobieta w średnim wieku, pracownica biurowa. Jest zła, bo spędzanie ośmiu godzin w biurze w maseczce bardzo jej przeszkadza.

– Czekam z utęsknieniem, aż szef pozwoli nam znów pracować z domu – mówi katowiczanka.

Są też wątpiący w to, że wirus może być groźny.

– To wy próbujecie ludzi straszyć ludzi. A przecież ludzie chorowali, chorują i chorować będą. Tak samo jak umierali, umierają i umierać będą. Nie wiem, co wy próbujecie tym osiągnąć – powiedział nam starszy mężczyzna, kiedy dowiedział się, że jesteśmy z “Gazety Wyborczej”. Dodał, że maskę nosi, bo nie ma 500 zł na mandat, ale zakłada ją tylko wtedy, gdy widzi policjantów. 

Za to ci, którzy noszą maski przez cały czas, uważają, że robią dobrze.

– Jeśli noszę maseczkę, chronię nie tylko siebie, ale przede wszystkim innych. Nie wiem, czy jestem zakażony, ale wolałbym nikogo nie narażać. Lepiej dmuchać na zimne. Musimy być solidarni – powiedział nam Krzysztof, który pracuje w branży IT.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSacha Baron Cohen pozwany. Oszukał ofiarę Holokaustu?
Następny artykułNasz nowy dom – odcinek 206.