A A+ A++

Od dwóch tygodni na Ukrainie trwa wojna, co do której Ukraińcy twierdzą, że w zasadzie już ją wygrali, bo wojska rosyjskie są rozbite, a do pełnego sukcesu brakuje tylko zamknięcia przestrzeni powietrznej. Miałoby to zrobić NATO, co w praktyce oznaczałoby, że NATO musi zabrać się za strzelanie do rosyjskich samolotów. NATO ogłosiło, że w taki biznes nie wchodzi, bo skończyłoby się to źle, a przecież wszyscy woleliby, żeby skończyło się dobrze. Prezydent Zełenski nie odpuszcza i w każdym przemówieniu domaga się interwencji NATO. Jest to wołanie na puszczy, co powinno dać do myślenia wszystkim polskim jastrzębiom nawołującym do ataku na Rosję, aby pokonać ją raz na zawsze. Wbijcie sobie w końcu do głów, że Zachód nie pójdzie na wojnę z Rosją. Koniec i kropka.

To, że Zachód nie chce umierać za Kijów nie oznacza, że wyklucza możliwość, aby za Kijów umierał ktoś inny, np. Polacy. Tym bardziej, że Polacy wielokrotnie dali się już zrobić w bambuko stosując się do zasady „za wolność naszą i waszą”. Do tego obecny polski rząd jest tak antyrosyjski, że już bardziej nie można i wielokrotnie pokazał, że machanie szabelką ma opanowane do perfekcji. Polska posiada też myśliwce MiG-29, których przekazania domaga się strona ukraińska. Oczywiście, żeby pokonać Rosję raz na zawsze.

Advertisement

Pierwszą odsłonę tego spektaklu z MiG-ami opisałam w felietonie „Czy zbawca narodu prowadzi nas na wojnę?”. Teraz przechodzimy do odsłony drugiej. Po oświadczeniu sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena, że USA daje Polsce „zielone światło” w sprawie samolotów dla Ukrainy, powiało grozą. Co zrobią Rosjanie, jeśli Polska da te nieszczęsne MiG-i Ukraińcom? Co zrobi NATO, jeśli okaże się, że Rosja uznaje Polskę za stronę konfliktu? Czy polski rząd chce ryzykować? A może polski rząd jest zmuszany do podjęcia ryzyka?

„Mam nadzieję, że pisowska neosanacja zachowała jeszcze resztki rozumu i nie wciągnie nas w wojnę licząc na wsparcie NATO. Historia pokazała, że jeśli chcesz liczyć, to licz na siebie. Hasło „silni w sojuszach” brzmi bardzo ładnie, ale w praktyce wygląda to tak, że sojusznicy nie dają powiesić się dla towarzystwa w imię haseł o wspólnej walce do ostatniego żołnierza. Mam nadzieję, że Kaczyński o tym pamięta, bo jeśli nie, to możemy obudzić się z ręką w nocniku. Najwyższa pora być mądrym przed szkodą” – napisałam w poprzednim felietonie. Zobaczmy zatem, co zrobił polski rząd.

We wtorek (8.03.2022) wieczorem polski MSZ wydał oświadczenie o następującej treści: Władze Rzeczypospolitej Polskiej, po konsultacjach Prezydenta i Rządu RP, gotowe są niezwłocznie i nieodpłatnie przemieścić wszystkie swoje samoloty MIG-29 do bazy w Ramstein i przekazać je do dyspozycji Rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki. Jednocześnie Polska zwraca się do Stanów Zjednoczonych Ameryki o dostarczenie jej używanych samolotów o analogicznych zdolnościach operacyjnych. Polska jest gotowa do natychmiastowego ustalenia warunków zakupu tych maszyn. Rząd Polski zwraca się też do innych państw NATO – posiadaczy samolotów MIG-29 – o podobne działanie.

Reakcja Amerykanów wyglądała tak: najpierw stwierdzili, że polska propozycja nie była z nimi konsultowana, więc „nie mają nic do zaoferowania”, a po kilku godzinach rzecznik Pentagonu John Kirby oświadczył, że „perspektywa myśliwców, pozostających w dyspozycji rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki, startujących z bazy USA – NATO w Niemczech i wlatujących w kontestowaną przez Rosję przestrzeń powietrzną nad Ukrainą, budzi poważne obawy dla całego Paktu Północnoatlantyckiego”. Kirby podkreślił też, że „tak jak mówiliśmy wcześniej, decyzja o przekazaniu polskich samolotów Ukrainie ostatecznie należy do rządu polskiego”.

Odnotujmy też oświadczenie premiera Morawieckiego, który stwierdził, że jakiekolwiek decyzje o dostarczeniu broni ofensywnej powinny być podejmowane na poziomie całego NATO jednogłośnie, a Polska nie może samodzielnie podjąć takiego kroku, bo nie jest stroną wojny w Ukrainie.

Wygląda na to, że oprócz wojny na Ukrainie mamy do czynienia z wojną o polskie MiG-i. I jest to wojna między sojusznikami, której z pewnością z wielką uwagą przygląda się prezydent Rosji. Gdyby było tak, że polski rząd faktycznie jest gotów wykonać straceńczą, samotną, antyrosyjską szarżę, to po oświadczeniu Amerykanów dających dla tej szarży „zielone światło”, polskie MiG-i już leciałyby na Ukrainę „za wolność naszą i waszą”. Ale polski rząd powiedział „sprawdzam”. I dowiedzieliśmy się, że start samolotów z amerykańskiej bazy w Niemczech jest niewskazany, ponieważ „budzi obawy”. A start z polskich lotnisk nie budzi obaw?

Zastanówmy się dlaczego polski MSZ wydał oświadczenie o gotowości do przekazania MiG-ów stronie amerykańskiej nie konsultując najpierw tej propozycji podczas poufnych rozmów. Być może nie miał innego wyjścia? Być może mamy do czynienia z naciskami na Polskę, aby wysłała MiG-i Ukraińcom i jednocześnie nie mamy pewności, że sojusznicy faktycznie ujmą się za nami, jeśli na skutek tej wysyłki Rosja uzna Polskę za stronę konfliktu. Owszem, Polska jest w NATO i ma gwarancje sojusznicze, ale jak wiemy z historii, gwarancje istnieją w teorii, a praktyka pokazuje zupełnie co innego.

A może jest zupełnie inaczej? Może polski rząd chce dokonać szarży na Rosję wciągając w to NATO, które takiej szarży nie chce. I oświadczenie MSZ miało postawić Amerykanów pod ścianą. Bo jeśli to USA przerzuci MiG-i na Ukrainę, to Rosjanie nie będą mogli udawać, że tego nie zauważyli. I kto wie? Może w efekcie tej kombinacji NATO będzie zmuszone ruszyć do boju, aby pokonać Rosję raz na zawsze? Jeśli taki plan powstał w głowie Jarosława Kaczyńskiego, to właśnie dowiedział się, że jest on niewykonalny. NATO nie pójdzie na wojnę z Rosją. A jeśli my pójdziemy, to zostaniemy z tym pasztetem sami. Nic nowego pod słońcem.

A może jest tak, że cała ta kombinacja była ruchem wyprzedzającym wobec nieuchronnych oskarżeń o to, kto jest winien, że Ukraina nie pokonała Rosji? Sukces zawsze ma wielu ojców, ale porażka jest sierotą i trzeba znaleźć kozła ofiarnego, który zbierze bęcki. Polska wielokrotnie już wystąpiła w takiej roli. Doszło już do tego, że jesteśmy oskarżani o współudział w Holokauście, a nawet o to, że gdyby nie polski antysemityzm, to do Holokaustu w ogóle by nie doszło. Jak pokazuje praktyka, nie ma takiej bzdury, której nie dałoby się wmówić opinii publicznej. Można ludziom wmówić, że kowid to dżuma. Można im wmówić, że wiatraki ratują klimat. Można też im wmówić, że polskie MiG-i mogły uratować Ukrainę, ale Polska nie chciała ich przekazać, więc jest winna, że w starciu dobra ze złem, zło nie zostało pokonane.

Wszystkie opcje są możliwe. Na wojnie nie ma sentymentów. A już z pewnością nie mają takich sentymentów ci, którzy rozdają karty. Przypominam, że Niemcy nie zgodziły się na embargo na rosyjskie dostawy gazu, ropy i węgla. I Stany Zjednoczone oświadczyły, że to rozumieją, bo przecież Niemcy nie mogą zostać bez prądu i transportu. Natomiast wojna o polskie MiG-i trwa w najlepsze. Jak byśmy się nie obrócili, i tak dupa z tyłu.

Jeśli podobają się Państwu moje felietony i chcielibyście wesprzeć moją działalność publicystyczną, możecie to zrobić dokonując przelewu na poniższe konto PayPal. Będzie to dla mnie nie tylko wsparcie w wymiarze finansowym, ale również sygnał, że to, co robię, jest dla Państwa ważne i godne uwagi. Z góry dziękuję. Katarzyna Treter-Sierpińska https://www.paypal.me/katarzynats

Katarzyna TS: Wojna z ruskimi pierogami

 

Advertisement

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCzy w Amazonii ukrywa się prehistoryczny potwór?
Następny artykułZWiK rozbudowuje sieci na osiedlach „Aleksandrówka II” i „Podzamcze”