Julia Prokop*: Pani Stasia jest z nami od początku działania Centrum Wsparcia Seniora i lubi wyrażać wdzięczność za to, co robimy. Pan Leon również od dawna przychodzi do siedziby Stowarzyszenia Waga. Teraz, gdy odwiedzamy go w domu, za każdym razem bardzo się z tego cieszył. Takie reakcje nas podbudowują. Choć zdaję sobie sprawę, że nie robimy przecież nic wielkiego: chodzimy tylko do naszych seniorów, rozmawiamy, śmiejemy się z nimi, mówimy, co nowego dzieje się w klubie. Ale dla nich każde pięć minut, które spędzimy razem, jest cenne. Nasza wizyta to dla nich ważny punkt dnia, cieszą się, że coś się dzieje i nie siedzą sami cały dzień w czterech ścianach.
Centrum Wsparcia Seniora działało już przed pandemią. Czym się zajmowaliście?
– Spotykaliśmy się od poniedziałku do piątku na cztery godziny. W naszej siedzibie odbywały się zajęcia oparte na treningach pamięci, ćwiczeniach plastycznych i fizycznych dostosowanych do wieku seniorów. Staraliśmy się aktywizować starszych mieszkańców Biskupiej Górki. Były też grupy wsparcia, gdzie seniorzy dzielili się swoimi problemami. Gdy pojawiała się potrzeba, organizowaliśmy indywidualne spotkania z psychologiem. Działaliśmy też poza klubem, robiliśmy zakupy, załatwialiśmy sprawy w urzędzie lub u lekarza.
Co się zmieniło rok temu?
– Pamiętam ten dzień, rząd zamykał właśnie szkoły. My podjęliśmy decyzję, że również powinniśmy zawiesić zajęcia. Nie chcieliśmy narażać naszych seniorów. Na początku myśleliśmy, że to potrwa chwilę, że trzeba się na krótko odizolować, ale zaraz wrócimy do normalnej działalności. Stwierdziliśmy jednak, że musimy zrobić coś, by seniorzy nie siedzieli bezczynnie w domu i nie pogrążali się w złych myślach. Prezeska naszego stowarzyszenia wymyśliła, że będziemy roznosić im do domu pakiety z materiałami, które do tej pory otrzymywali podczas zajęć. Dostarczamy je do dziś, składają się z zadań do treningów pamięci, materiałów do zajęć plastycznych czy ćwiczeń fizycznych. Na początku chodziło nam o to, żeby mogli choć na chwilę oderwać się od przykrej rzeczywistości. Z biegiem czasu mniej istotne stało się to, żeby ćwiczyli czy rozwijali swoje umiejętności. Najważniejsze okazało się spotkanie, rozmowa, pytanie, czy czegoś nie potrzebują.
Jak wyglądają wasze spotkania w czasie pandemii?
– Roznosimy pakiety raz w tygodniu. Czasem, żeby trochę urozmaicić spotkanie, gdy otwierają się drzwi, zaczynamy śpiewać piosenkę. To wywołuje zaskoczenie, uśmiech, jest akcentem, który nasi seniorzy zapamiętują na dłużej. Zdarza się, że odpowiadają nam jakimś wierszykiem. Mieliśmy obawy przed wchodzeniem do ich domu, baliśmy się o ich zdrowie. Ostatnio jednak bardziej na to nalegają. Pani Ania prosi: “Przyjdźcie do mnie, bo moja kawiarnia zbankrutuje”. Zdarzało się, że wchodziliśmy i oprócz herbaty czy kawy na stole pojawiały się też placki ziemniaczane i trzeba było zostać trochę dłużej. Czasem nawet godzinę, półtorej. Opowiadają nam wtedy, co się u nich zdarzyło, zarówno wesołe, jak i smutne zdarzenia. Gdy któregoś z seniorów nie ma w domu, wrzucamy pakiet do skrzynki pocztowej. Oddzwaniają do nas, dziękują, że o nich pamiętamy. Czujemy z ich strony potrzebę kontaktu.
Fot. Martyna Niećko / Agencja Gazeta
Zdarzały się jakieś kryzysy?
– Sytuacja, która mnie najbardziej dotknęła, zdarzyła się pod koniec ubiegłego roku. Córka jednej z naszych seniorek, 90-letniej pani Heni, zachorowała na raka. Gdy wróciła ze szpitala, była w ciężkim stanie. Trzeba było obdzwonić lekarzy, załatwić pielęgniarkę środowiskową, zrealizować recepty, załatwić jakieś sprawy urzędowe. Mocno się w to zaangażowałam. Jej śmierć bardzo mnie dotknęła.
Starsze osoby często opowiadają nam, że zdarzyło się coś trudnego, ale mają problem z bezpośrednim zwróceniem się o pomoc. Jakby nie chcieli zaprzątać innym głowy swoimi problemami. Liczą na to, że sami wyjdziemy z inicjatywą. Ale nasi seniorzy potrafią też rozmawiać o swoich emocjach, nie kryją się z nimi. Cieszę się z tego, bo to znak, że nam ufają.
Zauważyliście zmiany w nastrojach waszych podopiecznych?
– Na początku było dużo nadziei na to, że sytuacja szybko wróci do normy. Między czerwcem a październikiem, kiedy nie było aż tak dużo zachorowań, wróciliśmy do prowadzenia zajęć. Często wtedy słyszeliśmy od seniorów: “oby nas znowu nie zamknęli”. Ich obawa przed siedzeniem samemu w domu była dobrze widoczna. Potem przyszedł październik i kolejny lockdown. Teraz pytają nas, czy wiemy, kiedy znowu wrócą zajęcia. Nie potrafimy na to odpowiedzieć, dla nas to również frustrująca sytuacja. Myślę, że im również z tego powodu jest coraz ciężej, tym bardziej że oglądają telewizję i widzą, że epidemia nie odpuszcza.
Ilu osobom pomagacie?
– W ubiegłym roku współpracowaliśmy z czternastoma seniorami. Ale od stycznia zgłosiło się do nas sześć kolejnych osób – widać, że coraz więcej osób ma potrzebę kontaktu, spotykania się z innymi. Nawet krótka wizyta jest przez nich wyczekiwana.
Jak traktują panią seniorzy i seniorki?
– Jak przyszywaną wnuczkę. Często zwracają się do mnie “Julka”, “Juleczka”, albo “słoneczko”. Gdy z jakiegoś powodu nie mogę do nich przyjść, dopytują się, co u mnie. Ja z kolei traktuję ich jak babcie lub dziadków i uważam to za całkowicie naturalne. Myślę, że jesteśmy bardzo zżyci i łączy nas specjalna więź. Jesteśmy niemal jak rodzina.
* Julia Prokop – ma 22 lata, jest studentką Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku i animatorką Centrum Wsparcia Seniora Biskupia Górka, które prowadzi Stowarzyszenie Waga.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS