Jak można w tak dramatycznej sytuacji rozpocząć wewnętrzną wojnę? I co jest już niebywałe, szukać sojuszników w obozie zajadłych wrogów koalicji, tworzącej Zjednoczoną Prawicę?
Od pierwszych dni po dokonaniu przez Jarosława Gowina zaskakującej volty, grożącej rozbiciem obozu Zjednoczonej Prawicy, nie mogłem zrozumieć, jak mądry, dojrzały człowiek może być do tego stopnia nielojalny wobec swoich partnerów politycznych? Jak to możliwe, by podejmował ryzyko zrujnowania działającego w miarę sprawnie, skutecznego i odnoszącego niekwestionowane sukcesy układu władzy? Z pewnością znaczące powodzenie co najmniej w sferze gospodarki. Satysfakcjonujące większość społeczeństwa polskiego, co znalazło potwierdzenie w ostatnich wyborach do Sejmu. Dlaczego więc sprowadzał niebezpieczeństwo zburzenia struktury władzy, której cała energia wina być skierowana na walkę o zdrowie i życie obywateli oraz ratowanie gospodarki przed głębokim, nieuchronnym kryzysem?
Skąd więc w tych warunkach nielojalność?
—szukałem odpowiedzi. Oczywiście, dawały do myślenia, wskazywane przez wielu, wcześniejsze zachowania, noszące podobne znamiona. Nie zadawalało mnie jednak wytłumaczenie, że Gowin „ma to w DNA”.
Pierwszym sygnałem, kierującym moje myślenie na inne tory, były coraz częstsze wypowiedzi Jarosława, mające uzasadnić jego twierdzenie, że wybory prezydenckie nie mogą się odbyć 10 maja. Rozpoczął od tezy, że jego propozycja dokonania zmiany konstytucji, po to, aby wybory przesunąć o dwa lata była konsultowana z prawnikami. Powołał się na jednak tylko na jedno nazwisko – prof. Andrzeja Zolla, byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Już to wzbudziło zdziwienie i niepokój obozie PiS, ponieważ prof. Zoll od lat jest przeciwnikiem partii Jarosława Kaczyńskiego.
Kilkakrotnie też zaczął w sposób enigmatyczny mówić o „swoich zespołach specjalistów” przy ministerstwie szkolnictwa wyższego. Wedle tych nieokreślonych bliżej przez Gowina zespołów, termin 10 maja stanowił poważne zagrożenie dla życia uczestników wyborów i stąd – zdaniem Gowina – należy go wykluczyć. Dziwiłem się trochę słysząc informacje o „własnych zespołach wybitnych specjalistów”, posiadanych jakoby przez Gowina. Przecież od wielu tygodni działa zespół kryzysowy przy premierze , a Jarosław Gowin wchodzi w skład rządu. Dlaczego więc nie dzieli się wiedzą jaką zdobywają „jego specjaliści”?
Nie wchodząc w merytoryczny spór z tezami Jarosława Gowina – zarówno prawny jak zdrowotny – bo nie mam do tego żadnych kwalifikacji, chcę zwrócić uwagę na rzecz, od wyniku takiego sporu niezależną.
Rzeczą charakterystyczną dla sposobu działania i funkcjonowania Jarosława Gowina jest jego nie do podważenia przekonanie o absolutnej słuszności stworzonego przez siebie stanu rzeczywistości. Krócej i prościej można powiedzieć tak – Jarosław Gowin należy do ludzi, którzy są przekonani, iż w wielu sprawach wiedzą najlepiej. W momencie, gdy nabiorą przekonania, że znają się na danej rzeczy, jak nikt w świecie, że ich pomysł jest świetny, nikt i nic nie jest w stanie ich od tego odwieść.
Niestety, ludzie posiadający ten typ osobowości, w momencie gdy mają władzę, nieświadomie mogą pozostawiać po sobie szkody. Taki właśnie niefortunny, dwukrotny, trzeba powiedzieć okazały dorobek ma na swoim koncie Jarosław Gowin. Pierwszy, kiedy w koalicyjnym rządzie PO-PSL pełnił rolę ministra sprawiedliwości i dokonał reformy sądów, po raz drugi równie nieudanie zreformował szkolnictwo wyższe już w czasie władzy Zjednoczonej Prawicy.
Przypomnę, że na początku 2013 roku w wyniku „reformy Gowina”, Resort sprawiedliwości, zlikwidował 79 małych sądów rejonowych, czyniąc z nich tzw. wydziały zamiejscowe. Smutno skończyła się historia tej reformy, na której ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin postanowił zbić kapitał polityczny. Jednakże najgorsze było to, że Jarosław Gowin ignorował głosy krytyczne. Uznawał je za przejaw rozpaczliwej obrony ze strony sitwy i jedynie utwierdzała go w przekonaniu o słuszności własnych działań. Szybko się okazało, że lekceważone przez ministra Gowina zastrzeżenia były słuszne. I przez następne lata przywracano stan poprzedni, a „reforma Gowina” która wprowadziła ogromne zamieszanie w sądownictwie, wylądowała ostatecznie tam gdzie – jak pisali sami sędziowie – „od początku było dla niej najlepsze miejsce – w koszu na śmieci”.
Drugim nieudanym eksperymentem było wprowadzenie w 2018 z inicjatywy ministra Jarosława Gowina nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, nazwanej z zadęciem „Konstytucją dla Nauki”. I w tym przypadku, podobnie jak w reformie sądownictwa Jarosław Gowin odrzucał wszystkie uwagi zainteresowanych, wskazujące na zagrożenia które niosła ze sobą nowa ustawa.
Jak stała się ona fatalnym niewypałem, który uruchomił wiele patologii w Państwowym szkolnictwie wyższym, zainteresowani mogą się przekonać, sięgając do zamieszczonego na naszym portalu tekstu prof. Wojciecha Polaka „O ministrze Gowinie, profesorze Nalaskowskim i koronawirusie”.
CZYTAJ WIĘCEJ: O ministrze Gowinie, profesorze Nalaskowskim i koronawirusie
Obydwie reformy, jak się wydaje, to efekt postawy Jarosława Gowina , który zawsze wie wszystko najlepiej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS