A A+ A++

– To jest najgorszy kryzys, jaki kiedykolwiek uderzył w przemysł samochodowy – uważa Eric-Mark Huitema, dyrektor generalny Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA). Liczby są wymowne. Z danych Stowarzyszenia obejmujących kraje Unii, EFTA i Wielką Brytanię wynika, że w marcu, kiedy zabójczy wirus na dobre rozpanoszył się na Starym Kontynencie, dramatycznie spadła sprzedaż aut wszystkich marek.

Najdotkliwiej marcowy kryzys odczuła Grupa FCA (Fiat Chrysler Automobiles) lokując na europejskim rynku aż o 74,4 proc. mniej samochodów, Grupa Renault o 63,7 proc., Grupa PSA, której lideruje Peugeot o 66,9 proc. a Grupy Volkswagena o 43,6 procenta. Dużo mniejsze straty poniosły marki premium: Porsche – 13 proc., Lexus – 32,7 proc., Volvo – 35,4 proc. i Mercedes – 36,8 procenta. Kwartalnie wygląda to lepiej, choć i tak spadki sprzedaży są znaczące. Ponownie najgorzej wiodło się Grupom Renault (36,1 proc.), FCA (34,5 proc.), PSA (34,3 proc.) oraz Volkswagena (19,4 proc.). Obroniły się tylko marki: Porsche z prawie 26-procentowym wzrostem, DS (z Grupy PSA) – plus 25,4 proc. i Lexus – plus 1,6 procenta.

Najwyraźniej firmy, które w większości krajów są głównymi nabywcami aut, wstrzymały się z inwestowaniem w samochodowe floty w tak niepewnych czasach. Najwyraźniej też indywidualni klienci kupujący modele marek masowych nie chcieli ryzykować nie wiedząc czy nie stracą pracy. Z zakupów nie zrezygnowali jedynie zamożni kierowcy.

Nie inaczej jest w Polsce. Badawczy instytut Samar podał, że w marcu zarejestrowano o 40,8 proc. mniej nowych aut osobowych niż rok wcześniej, a w pierwszej dekadzie kwietnia spadek wyniósł już ponad 65 procent. Najbardziej odczuły go marki Volkswagen i Dacia, najmniej Volvo i BMW.

– Kwiecień przyniesie dalsze pogorszenie sytuacji, maj też nie będzie dobry. W czerwcu pojawią się zmiany, ale nie spodziewałbym się boomu. Zbyt wiele jest niepewności, a niepewność hamuje duże wydatki. Jeśli już w salonach ktoś się pojawi, to firmy a nie klienci indywidualni – uważa Wojciech Drzewiecki, prezes Samaru.

Dziś wśród tych nielicznych są przedsiębiorcy, zwykle drobni, którym obecna epidemia nie przeszkodziła w funkcjonowaniu, a nawet pozwoliła rozkręcić biznes. Chodzi w szczególności o właścicieli sklepów internetowych, firmy kurierskie, lekarzy i weterynarzy, aptekarzy, a także osoby, które nie mogą wykonywać pracy zdalnie, a nie chcą jeździć komunikacją publiczną. Jest jeszcze budownictwo, które ma początek sezonu i rozkręca działalność.

Czytaj też: Koronawirus zmiecie wiele polskich firm. To będzie darwinowska czystka

Promocje mają ratować sprzedaż

Generalnie biorąc branża motoryzacyjna jest na wyboistej drodze i będzie na niej dopóki nie poprawią się nastroje wśród konsumentów. Tak w rozmowie z Yahoo Finance twierdzi Mark Fields, były prezes koncernu Forda, a obecnie doradca w firmie TPG Global Advisors. – One się poprawią, kiedy upewnimy się, że opanowaliśmy sytuację epidemiczną i jednocześnie rząd będzie finansowo wspierał branżę – mówi Fields.

Jego zdaniem sprzedaż aut jest już tak mała, że branży może brakować środków do inwestowania. W USA skurczyła się ona w marcu o prawie 40 proc., prognoza na kwiecień mówi o spadku 60-procentowym. Mimo iż coraz więcej jest promocyjnych zachęt do kupowania samochodów, że część marek oferuje zerowe oprocentowane finansowanie i wydłuża terminy płatności.

Podobnie dzieje się w Polsce.

– Obserwujemy bardzo duże przeceny samochodów z rocznika 2020, które kupujemy od dealerów. Takich dwucyfrowych rabatów nigdy wcześniej nie było. Dodatkowym efektem są niższe abonamenty samochodowe – mówi Katarzyna Siwek, analityk internetowego salonu samochodowego Carsmile.

Kryzys niepodobny do kryzysu

Nie wiadomo jak mocno branża samochodowa odczuje obecną sytuację.

– To jest zupełnie inny kryzys niż ten sprzed jedenastu, dwunastu lat. Tamten był finansowy i pogrążył firmy samochodowe, które już wcześniej miały kłopoty, obecny zdrowotny zdarzył się w czasie, kiedy były one w dobrej kondycji. Tamten trwał długie lata, zdrowotne zwykle były głębokie, ale krótsze – twierdzi Xavier Mosquet, partner w Boston Consulting Group, cytowany przez „Automotive News Europe”.

W USA, gdzie kryzys finansowy wybuchł, rozlewając się na świat, popyt na auta spadł, bo Amerykanie masowo rezygnowali z ich zakupu w związku z utratą pracy, jednocześnie też zahamowano akcję kredytową nawet dla kierowców mających źródło dochodów. Upadłość ogłosił wtedy Chrysler, General Motors tylko dlatego nie sprzedał Opla, bo uzyskał wsparcie od niemieckiego rządu (zrobił to osiem lat później).

Zdaniem Mosqueta finansowe wsparcie dla firm, by nie zwalniały pracowników, a z drugiej strony gwarantowane przez państwo pożyczki dla producentów aut mogłyby rozruszać rynek samochodowy.

Po miesiącu przestoju europejskie wytwórnie aut rozpoczynają produkcję. Ruszyła już Kia Motors Slovakia w Żylinie i Hyundai Motor Manufacturing Czech w Noszowicach. Wznowienie działalności w trzeciej dekadzie kwietnia zapowiedziały Volkswagen, Volvo, Daimler (Mercedes-Benz), Aston Martin, Toyota (w tym także jej fabryki silników i skrzyń biegów w Polsce). Jaguar Land Rover, FCA, Ford, Honda chcą to zrobić w pierwszych dniach maja. Restart produkcji samochodów uruchomi łańcuch dostaw części i komponentów.

Eksperci zgodnie twierdzą, że strat spowodowanych produkcyjnymi przestojami nie da się już w tym roku odrobić i w salonach może brakować aut, w tym najnowszych modeli. Powrót na ścieżkę wzrostu będzie powolny, bowiem wprowadzone przez rządy pandemiczne restrykcje będę luzowane stopniowo.

Nie będzie to jednak powrót do branży sprzed kryzysu.

Z pewnością wpłynie on na strukturę sprzedaży samochodów, zwiększając w niej udział modeli z alternatywnymi napędami, zwłaszcza elektrycznym i półelektrycznym, czyli hybrydowym.

Czytaj też: Jak się zarabia na frankowiczach

Wsparcie nacelowane na ekologię

W 2009 roku europejska branża samochodowa dostała blisko 8 mld euro w postaci pożyczek, by odżyć po finansowym kryzysie. Ile dostanie w tym roku nie wiadomo.

– Wyjście z obecnego kryzysu bez udziału państwa będzie niemożliwe. Z tego też powodu wskazane byłoby wprowadzenie systemu dopłat lub obniżenie szeregu podatków – uważa dr Błażej Podgórski, kierownik Laboratorium Finansowego Bloomberga w Akademii Leona Koźmińskiego.

Zdaniem Julii Poliscanovej z Transport & Environment, organizacji NGO mającej siedzibę w Brukseli, obecny kryzys daje rządom szansę takiego wpływu na branżę była bardziej zielona.Środki publiczne, które mają pomóc przemysłowi motoryzacyjnemu w zachowaniu płynności, w wyjściu na prostą powinny być więc przeznaczone przede wszystkim na rozwój ekologicznych technologii.

– Samochody elektryczne staną się bardziej pożądane. Sprzyja im obecne ograniczenie kontaktów pomiędzy ludźmi, a takie auta wymagają bardzo ograniczonego serwisu, co przy okazji pozwoli dealerom zmniejszyć koszty osobowe – mówi Janusz Grądzki, dyrektor regionalny firmy EVBox, należącej do koncernu energetycznego Engie, a specjalizującej się w produkcji stacji ładowania pojazdów elektrycznych i oprogramowania do zarządzania ładowaniem.

Zdaniem Grądzkiego jesteśmy przed boomem na auta elektryczne, a także hybrydy plug-in, których baterie można ładować z domowego (garażowego) gniazdka elektrycznego, a które pozwalają poruszać się po mieście tylko na silniku elektrycznym.

Jak podał Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM) w I kwartale tego roku zarejestrowano w kraju ponad 1,7 tys. aut całkowicie elektrycznych oraz hybryd plug-in, czyli o 86 proc. więcej niż rok wcześniej (w sumie jest ich w ponad 10,7 tys.).

Obecny kryzys przyśpieszy też rozwój projektów samochodów autonomicznych. Pracują nad nimi wszystkie koncerny. Zatrzymanie produkcji aut wykorzystują na rozbudowę autonomicznego oprogramowania.

Czytaj też: Raport o stanie państwa: koronawirus uderzy w zyski banków

Koncerny przejmują wszystkie formy dystrybucji

Ale to nie koniec zmian w branży samochodowej. Przeobrażeniom ulegnie dystrybucja aut.

– Inwestycje w salony w tym wymiarze jaki obserwowaliśmy w ostatnich latach powinny się skończyć. Teraz czas na rozwój w świecie wirtualnym, na dopracowanie kanałów komunikacji z klientami, sposobów prezentacji samochodów. Pewne jest to, że kanał wirtualny będzie już z nami na stałe – uważa Wojciech Drzewiecki.

Jak mówi, życie szybko weryfikuje dotychczasowe poglądy i wymusza zmiany w podejściu do rynku. Nagle zaobserwowaliśmy wysyp reklam prezentujących dealerów w wirtualnej rzeczywistości: Jesteśmy on-line, zadzwoń lub napisz, a my zaprezentujemy ci auto, przedstawimy najlepsze oferty, a jak z którejś z nich skorzystasz, podwieziemy zakupione auto pod twój dom.

– Jak kryzys przejdzie wrócimy do salonów, ale ich wirtualna kopia już pozostanie i będzie stopniowo ewoluować. Jej udział w sprzedaży dealerskiej będzie się stopniowo zwiększał – dodaje Drzewiecki.

Już się zwiększa, co potwierdza Aleksander Kopestyński, współwłaściciel firmy dealerskiej Toyota Bielany w Warszawie. Odbywa się to tak, ze klient „wchodzi” do internetowego salonu, kontakt z nim podejmuje doradca i prowadząc z nim wideorozmowę dobiera model auta zgodnie z jego sugestiami. Pokazuje mu je zewnątrz, zasiada za kierownicą, otwiera bagażnik. Złożenie zamówienia, podpisanie umowy też odbyć się może online.

– Nie sądzę jednak, by samochód zmienił się w produkt dostępny tylko i głównie na kliknięcie. Taki zakup może być dużym wydarzeniem, wyjątkowym przeżyciem. Nie sądzę, by dilerzy zamienili się tylko w dostawców aut zamówionych przez internet – mówi Aleksander Kopestyński.

Internetowe salony otworzyły już w Polsce takie marki jak Toyota, Lexus, Mercedes-Benz, Kia, Hyundai, Peugeot. Największy, stworzył Samar we współpracy z firmą Idea Getin Leasing. W Auto Katalogu można obejrzeć i skonfigurować ponad 400 modeli aut 53 producentów, porównać ich oferty. Kalkulator finansowy przygotowany przez Idea Getin Leasing pozwola przeprowadzić symulacje dostępnych form finansowania wybranego samochodu.

Otwieranie przez kolejnych producentów aut internetowych salonów jest nie tylko koiejnym sposobem docierania do potencjalnych klientów.

– Obawiam się, że koncerny mogą rozważać wchłonięcie procesu dystrybucji do swojego biznesu mówi – Błażej Podgórski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Kryzys może ich skłonić do przejęcia wszelkiej formy kontaktu z klientem, niezależnie od tego jaką wybrał formułę użytkowania samochodu ich marki. Czy będzie to jego zakup w salonie lub przez internet, jego leasing, wynajem długoterminowy czy na abonament. Przejmowanie tych formuł dostępności aut już się odbywa.

Dilerzy szukają sposobów na przetrwanie

– Budowa dłuższych, trwałych relacji jest warunkiem skutecznego przetrwania w kryzysowych czasach – mówi Aleksander Kopestyński.

Przyznają to dilerzy innych marek. Jak wpłynie to na funkcjonowanie na rynku np. firm wynajmujących samochody w formule abonamentowej, takich jak Carsmile, Qarson, Carberry czy HLS Cars dopiero się okaże.

Dilerzy twierdzą, że ich przewaga nad takimi firmami polega na tym, że oni udostępniają czy sprzedają samochody z pakietem usług towarzyszących, ale ich nie serwisują, nie naprawiają jak stacje dilerskie. Gdy ruch w salonach sprzedaży zamarł, ich serwisy są pełne aut. Powtarzane w tym środowisku powiedzenie, że auto sprzedaje się tylko raz, serwis odwiedza się wielokrotnie najwyraźniej się sprawdza.

– Skoro serwis pokrywa połowę kosztów funkcjonowanie stacji dilerskiej, a sprzedaż aut dokłada kolejnych 30 procent, to będą robić wszystko by pozyskać klientów – mówią dilerzy.

Internetowi dystrybutorzy aut nie obawiają się jednak o swoją przyszłość. Ich zdaniem wybuch epidemii koronawirusa jest dla branży przyspieszoną lekcją z wykorzystania internetu do handlu samochodami.

– My nie musimy się tego uczyć, bo sprzedaż przez internet i obsługa zdalna użytkowników jest czymś, na czym się dobrze znamy. Sieci dealerskie mają jednak poważny problem. Dlatego chętnie udostępnimy naszą technologię dealerom, aby mogli też przetestować sprzedaż online – deklaruje Michał Knitter, wiceprezes Carsmile.

Ceny aut używanych pójdą w górę

Jest jeszcze jeden efekt obecnego kryzysu.

– Ożywienie przeżyje segment aut używanych. Było to widoczne chociażby po kryzysach Dotcom i Subprime. Ostatecznym skutkiem pandemii będzie bowiem zubożenie społeczeństwa – mówi Błażej Podgórski.

Ceny samochodów używanych wzrosną z powodu niedoboru nowych. Tak było po 2009 roku, kiedy poszły one w górę 15 i więcej procent, w zależności od marki, modelu, wyposażenia.

Dziś firmy samochodowe produkują respiratory, bo takie mamy czasy. Robi je Tesla, Mercedes, Jaguar i Land Rover, Aston Martin, Seat. Za jakiś czas powrócą do pełnego wykorzystania swych samochodowych mocy produkcyjnych, bo produkcja aut jest och podstawową i najrentowniejszą działalnością.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPilna nocna narada u prezesa PiS. “Realizują specjalny plan”
Następny artykułPierwsza osoba zmarła na koronawirusa w powiecie.