A A+ A++

O raju, gdyby to był mecz rozgrywany przez Internet, jesteśmy pewni, że Sam Allardyce rozłączyłby się najpóźniej w 30. minucie gry. Manchester City dał dzisiaj WBA dokładnie 120 sekund na ruchy. Gospodarze przez ten czas zmontowali bardzo fajną akcję, zakończoną gigantycznym zamieszaniem niemal w polu bramkowym Edersona. I to by było tyle. Potem na murawie istnieli już tylko Citizens, którzy grali w taki sposób, jakby przygotowali sobie jakąś listę osiągnięć do zrealizowania. 

Gol po wrzutce? Pyk. Po uderzeniu z linii pola karnego? Pach. Po rozegraniu? Bardzo proszę. Po szybkim ataku? A właściwie dlaczegóżby nie?

Nieprawdopodobne, jak gigantyczną przewagę wypracowali sobie goście w tym meczu. Już w 3. minucie słupek obił Phil Foden, jakby sygnalizując, że ta początkowa niemoc Citizens to po prostu nieco opóźnione wyjście z szatni. Po kolejnych trzech minutach grania zrobiło się 1:0, po tym jak Ilkay Gundogan świetnie zgubił przyjęciem obrońcę i fantastycznym uderzeniem z dystansu pokonał Johnstone’a.

Bramkarz WBA nie może nawet o sobie powiedzieć, że miał dużo pracy.

Nie miał. Piłkarze Manchesteru City nie dawali mu zbyt wielu szans, jeśli wygrywał – to tylko za sprawą minimalnej niedokładności u zawodników ofensywnych z robotniczego miasta. Momentami było nam zawodników WBA żal, jak choćby przy tej drugiej bramce. Domyślamy się, że przy bliskim wyniku ta sytuacja byłaby omawiana godzinami. Podanie za plecy obrońców, jeden z zawodników WBA delikatnie łamie linie. Sędzia liniowa (jeszcze ten pech, że przy linii kobieta) nieco pochopnie podnosi chorągiewkę, ale arbiter główny przezornie nie używa gwizdka.

Piłkarze Manchesteru City byli obecni na pierwszych zajęciach w piłkarskim przedszkolu i usłyszeli, co mówiła pani przedszkolanka: gra się do gwizdka.

Piłkarze WBA akurat mieli w tym czasie maraton z Tsubasą w telewizji. Sędzia podniosła chorągiewkę, więc oni zrezygnowali z dalszej gry, choć przecież gwizdka nie było. U Cancelo było widać moment zawahania, kto wie – może nawet w „normalnej” sytuacji nie zdecydowałby się na taki strzał. On jednak trochę od niechcenia, trochę jakby ze świadomością, że gol i tak nie zostanie uznany, kopnął prześlicznego rogala w widły bramki. Johnstone się nie ruszył, pewnie w szatni będzie tłumaczył, że z uwagi na podniesioną chorągiewkę. Ale to był strzał, którego i tak nie miałby szans wyjąć.

Główny początkowo odgwizdał spalonego, ale VAR go skorygował. Mimo protestów piłkarzy WBA – Citizens prowadzili po 20 minutach już 2:0.

Próbujemy sobie przypomnieć jakieś okazje gospodarzy, ot tak, by przełamać ten potok pochwał dla podopiecznych Pepa Guardioli. Przychodzi nam jednak do głowy tylko strzał Robinsona obok bramki, gdy dość niespodziewanie dla siebie znalazł się z piłką w szesnastce City, z dość sporym zapasem miejsca i czasu. Spanikował, uderzył od razu po przyjęciu – niestety dla WBA obok słupka.

Jeśli Allardyce mimo wszystko miał jakieś złudzenia – bardzo szybko wybili mu je z głowy Gundogan i Mahrez. Ten pierwszy – plasowanym uderzeniem w polu karnym. Ten drugi już w doliczonym czasie pierwszej połowy. To była kolejna akcja-upokorzenie. Leniwe tempo, wszak to już prawie przerwa. Przerzucenie ciężaru gry, ale tak, jak przerzuca się pilota z jednej do drugiej ręki podczas maratonu z serialami. A jednak, to wystarczyło. Mahrez wykonał zryw, pomieszał na skrzydle, ładnie uderzył. 4:0 do przerwy.

Sami się zastanawiamy, czy to na pewno dobre słowo i słuszna ocena, ale druga połowa była chyba jeszcze gorsza dla WBA.

17% posiadania piłki. Jeden strzał przez 45 minut, oczywiście niecelny. A pod własną bramką – kolejne gorzkie piguły, gdy Citizens już nie tylko stwarzali kolejne sytuacje, ale po prostu dobrze się bawili. Kurczę, gdy w doliczonym czasie gry jeden z piłkarzy WBA został posadzony na tyłku prościutkim zwodem na zamach, zaczęliśmy czuć złość na Big Sama, że nie rzucił ręcznikiem. Citizens już nie strzelali tak dużo – ot, raz obili poprzeczkę, ze dwa razy sprawdzili Johnstone dość lekkimi uderzeniami. Ale nadal – gdy zachciało im się przyspieszyć, to po dwóch podaniach Sterling zdobył bramkę. Książkowy przerzut na prawą flankę, Mahrez zgrywa z pierwszej piłki, Anglik dopycha do pustej.

Jak na filmach instruktażowych.

Dzisiaj Manchester City po prostu rozjechał rywala. Znamienne – stało się to w meczu, po którym Citizens wrócili na fotel lidera. Pogłoski o ich kryzysie? Mocno przedwczesne. Ostatnie 11 meczów to 11 zwycięstw, 3 stracone bramki i aż 30 strzelonych.

Początkowo trochę się smuciliśmy, że dziś Kamil Grosicki wylądował poza kadrą meczową. Ale tym samym uniknął kolizji z rozpędzonym pociągiem.

WBA – Manchester City 0:5 (0:4)

Gundogan 6′, 30′, Cancelo 20′, Mahrez 45+2′, Sterling 57′

Fot.Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKomunikat Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych w Gorzycach Wielkich
Następny artykułAle to było meczycho! Inter wyrzuca Milan z Pucharu Włoch