A A+ A++

Palmy i lazurowe wybrzeża muszą w tym roku poczekać. Tego lata odkrywamy uroki Polski. Kto by pomyślał, że buszowanie w zbożu pod Warszawą może tak cieszyć. Bałtyk ma nagle w sobie tyle nostalgii, a plaże przepiękny drobny piasek, jakiego nie znajdziesz nigdzie indziej. Nad mazurskimi jeziorami unoszą się same “ochy i achy”. Tatry? Eureka! Zieleń, aż oczy bolą i jest wreszcie czym oddychać.

Zobacz wideo Taki widok na Tatry musisz zobaczyć choć raz w życiu

Równość na szlaku – wszyscy spoceni, w niemodnych ciuchach

Zakopane jeszcze do zeszłego roku brzmiało jak wyrok. Przynajmniej dla mnie. Korek na dojazdowej drodze, astronomiczne ceny, no i królestwo kiczu na Krupówkach. Auć! Jak skorzystać z piękna Tatr bez dreptania w górę i na dół po głównym deptaku? Sprawdziłam, że można. Zachwyciłam się tego lata Zakopanem na nowo, hołdując zasadzie “Omijaj Krupówki szerokim łukiem”. Kiedy zobaczyłam w jednej z tamtejszych restauracji hamburgera wielkości głowy niemowlaka, doszłam do wniosku, że ci, którzy tam jedzą, nie mają na pewno siły iść w góry. A więc droga wolna.

Statystyczny Polak już zapomniał, co to jest prowiant, jak smakuje na szlaku herbata z termosu i kanapka z żółtym serem. A jest to rarytas dla zmęczonych dwugodzinnym marszem pod górę. Nawet moje nastoletnie dzieci, oderwane siłą od smartfonów, przyznały, że kubek ciepłej herbaty z termosu z sokiem malinowym smakuje jak ambrozja. Siła w prostocie! Chodzenie po Tatrach to fitness i medytacja w jednym, w dodatku bez miesięcznego abonamentu. Trzeba uiścić jedynie drobna opłatę przy wejściu na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego. Cennik znajduje się tutaj.

Zawsze mówiło się, że “po górach chodzą fajni ludzie”. Na szlaku panuje równość – wszyscy podobnie spoceni i ubrani w wygodne, praktyczne i niemodne ciuchy. “Dzień dobry” w trakcie mijania się na wąskich dróżkach to coś, czego dawno już nie słyszałam od sąsiadów w apartamentowcu w wielkim mieście. Pogawędki z przypadkiem spotkanymi przed schroniskiem ludźmi to czysta poezja: “Zabrakło mi 10 minut do szczytu Świnicy. Spanikowałam, muszę się zastanowić głębiej nad tym… Bo przecież dałabym radę” albo “Jestem tutaj z dorosłą córką, teraz już mężatką, góry to nasz sposób na spędzenie kilku dni razem od wielu lat”. Na Hali Gąsienicowej pod Murowańcem furorę zrobił piosenkarz Andrzej Piaseczny. Zajadał również kanapkę i na początku nikt nie rozpoznał faceta w szarym t-shircie z rozczochraną fryzurą. Po pierwszym selfie “z misiem Andrzejem” zrobiło się zamieszanie. Jak widać, wytchnienia między kosodrzewiną szukają też celebryci.

Hala Gąsienicowa, fot. archiwum prywatne autorki Sylwii Borowskiej

Schronisko zamiast czterogwiazdkowego hotelu

Uciekinierom z Krupówek zaproponowałabym na rozgrzewkę dolinki. Mało forsujący spacer po Dolinie Strążyskiej, Do Białego, Kościeliskiej i Chochołowskiej. To dobra zaprawa przed trudniejszymi marszami i łagodna aklimatyzacja w otoczeniu bez smogu.

Przygodą może być nocleg w schronisku górskim, na przykład w Dolinie Pięciu Stawów, w Murowańcu czy w dolinie Roztoki. Po pierwsze pobyt w schronisku to zasmakowanie w innym standardzie i klimacie towarzyskim niż ten znany turystom z czterogwiazdkowego hotelu na greckiej wyspie. Po drugie jest to często wybór pragmatyczny – wygodniejszy start o świcie na szczyty Tatr. Nie trzeba tracić czasu na dojście z Zakopanego.

embed

Schronisko na Hali Kondratowej, fot. archiwum prywatne autorki Sylwii Borowskiej

Myli się ten, kto nadal sądzi, że schroniska to miejsca zapyziałe. Większość tatrzańskich schronisk ma już wyremontowane łazienki, wygodne łóżka, czystą pościel, a nawet pyszną kawę z prawdziwego ekspresu. Do wyboru z pianką lub bez. Przy okazji urlopu na Podhalu odkryłam, że duża liczba kawiarni ma w swojej ofercie mleko bez laktozy i ciasto bez glutenu. Zwolennicy diet wybiórczych znajdą więc coś dla siebie. Wieczory w schroniskach sprzyjają integracji. Można porozmawiać o życiu z ludźmi, których na co dzień nie mielibyśmy okazji spotkać w swoim środowiskowym “bąblu”. Rozegranie przed snem partyjki w scrabble też bardzo uspokaja. W schroniskach cisza nocna zapada o 22.00, a więc to gwarancja zdrowego snu i udanego urlopu. Gwiaździste niebo, niezmącone poświatą latarni ulicznych miasta, przyprawia o ekstazę. Podobnie jak widoki górskich szczytów nad ranem. Zaduma nad naturą, w tym też losem człowieka, to wyzwanie dla zuchwałych.

Kelner jak z filmu i “manifest kulinarnej wolności”

Nie zawsze trzeba uciekać z Krupówek powyżej 1500 m n.p.m, żeby rozkoszować się ciszą i spokojem. Można takie enklawy znaleźć nawet w samym mieście. Gdy mieszkałam na ulicy Strążyskiej, odkryłam w okolicy znaną koneserom restaurację Żabi Dwór i kawiarnię Roma.

Pierwszy lokal ma niesamowity wystrój, bo właściciel prowadzi antykwariat. W jednej sali na ścianie wisi ponad dwadzieścia zegarów, a w drugiej stoją liczne żaby z ceramiki. Córka nawet odwróciła jedną żabę, żeby nie łypała wielkimi oczami w talerz. W Żabim Dworze odbywają się koncerty fortepianowe do tak zwanego kotleta. Ale jak ten kotlet tutaj smakuje! Kuchnia przepyszna. Legendą lokalu jest charyzmatyczny kelner Piotr, który stylem bycia przypomina Romana Wilhelmiego z kultowego filmu “Zaklęte rewiry”.

embed

fot. restauracja Żabi Dwór

embed

Oscypek na ciepło, fot. restauracja Żabi Dwór

Kilkaset metrów od Żabiego Dworu, przy wejściu do Doliny Strążyskiej, znajduje się Cafe Roma. Miejsce z historią sięgającą 1914 roku. Reaktywowane po 100 latach od otwarcia i kultywujące zamiłowanie do dobrych trunków, miłego towarzystwa i nastrojowej muzyki. Cafe Roma to niebanalne wnętrze, wypełnione miejscową sztuką. Specjalnościami są dobra włoska kawa oraz naleśniki na słodko i na słono. Idealny przystanek po zejściu z gór.

embed

fot. Cafe Roma

Sześć lat temu w Zakopanem otwarto przy ulicy Orkana kawiarnię La Mano. Mają tutaj bogatą ofertę różnych gatunków kaw, przy tym parzonych alternatywnymi metodami (drip, aeropress, chemex). Nie wiem, co to dokładnie znaczy, ale kawa smakuje wyśmienicie. Do tego spotyka się tutaj miejscowa “śmietanka” ludzi związanych z górami i sportem. La Mano oddalone jest od Krupówek o zaledwie 200 metrów, ale wyrafinowanie pozycjonuje ją o wiele dalej.

Miejscem podobnego kalibru jest restauracja Bubuja Bistro przy ulicy Piłsudskiego. “To manifest kulinarnej wolności (…) wariacja na temat kuchni regionalnej, potraktowana z przymrużeniem oka. Lokalne produkty są punktem wyjścia, na ich bazie razem z całym zespołem staramy się tworzyć całkiem nową jakość” – reklamuje się szef kuchni Sławek Kardaś. Można zjeść tam i typowe podhalańskie moskole (placki na blasze) i musakę na baraninie. Nazwa restauracji nawiązuje do tekstu Witkacego, który przed wojną był barwną postacią zakopiańskiej bohemy. Zaś jego ojciec stworzył styl architektoniczny zakopiański, czyli charakterystyczne drewniane wille na kamiennej podmurówce z werandami od strony południowej i wyględami – małymi pokoikami na poddaszu. Po erze tynkowanych domów dla turystów na Podhalu, zwanych “łóżkowcami” (bo mają dużą liczbę miejsc noclegowych), właściciele tutejszych działek wracają do stylu zakopiańskiego i budują piękne drewniane wille.

embed

fot. Pietruszka Fotografia

Wielbicielem Bubuja Bistro jest między innymi Tymek Mróz, lokalny działacz nowej generacji zakopiańczyków. Tymek jest radnym miasta, twórcą serwisu internetowego Infogram: Twój przewodnik po Zakopanem, działa również w Lokalnej Organizacji Turystycznej Made in Zakopane. Jak mówi stare porzekadło: swój ciągnie do swego, bo przypadkiem trafiłam pod dach Tymka jako turystka, wynajmując pokój w jego pensjonacie Tamok. Nieświadoma z początku u kogo mieszkam, dopiero po kilku dniach odkryłam, czym zajmuje się mój gospodarz. – Staram się walczyć ze stereotypem Krupówek, gdzie panuje głównie tandeta i kiepskiej jakości jedzenie. Zakopane to przecież unikalne miejsce, głównie ze względu na góry i specyficzny folklor. Można z tego korzystać w lepszym stylu i to przez cały rok – mówi w rozmowie ze mną Tymek. Zgodził się ze mną również, że można śmiało odwiedzić dwa ciekawe miejsca poza Zakopanem: Le Chalet w Murzasichlu i Ziębówkę w Witowie.

Duch Zakopanego z czasów Witkacego

Le Chalet to włoska restauracja we wsi Murzasichle, oddalonej od Zakopanego o 10 km. Prowadzi ją od 1991 roku rodzina Graffi. W tle jest miłosna historia, bo pochodząca z Podhala Halina wyjechała do pracy do szwajcarskiej restauracji, gdzie poznała Roberto, który pochodzi z Włoch. Zakochali się w sobie i po kilku latach prowadzenia knajpki we Włoszech postanowili zaryzykować i przeprowadzić się do Polski. Le Chalet stała się alternatywą dla regionalnych karczm na Podhalu i atrakcją, bo gaździna Halina Graffi słynie z szorstkiego obycia. Niedawno rodzice przekazali pałeczkę synowi Paolo, który odświeża nieco formułę lokalu i menu.

Ziębówka to restauracja, która należy do rodziny Ziębów. Znajduje się w Witowie, po drodze do Doliny Chochołowskiej. W zupełnie innym stylu, bo z piecem kaflowym, starymi kredensami i perskimi dywanami. Ziębówka powstała w 2009 roku. Gospodarze podkreślają, że chcieli przywołać ducha świetności Zakopanego z czasów Stanisława Witkiewicza – pięknej góralskiej architektury, eleganckich strojów, zabawy i wykwintnego jedzenia. O sobie mówią, że są z gatunku slow food. Skupiają się na wykorzystaniu świeżych i lokalnych produktów.

embed

Pierogi w Ziębówce, fot. archiwum prywatne autorki Sylwii Borowskiej

Specjalnością Ziębówki są pierogi z farszem: grzyby, kapusta, oscypek, okraszone pesto z bazylii. Wszystkie potrawy serwowane tutaj są przygotowywane na bieżąco, bo na zapleczu słychać czasami odgłosy tłuczka do mięsa. Nie jest drogo, choć “ceną” za jakość potraw jest dłuższe niż w przeciętnej restauracji oczekiwanie na zamówienie. Na szczęście wystrój miejsca i widok za oknem to rekompensują. Czasami w przytulnej sali z kozą odbywają się wystawy, koncerty oraz wieczory autorskie. Podróż do Ziębówki to magiczna podróż w czasie. Oderwanie się od Krupówek na pewno.

W drodze powrotnej z Ziębówki przystanęłam w jednej z licznych bacówek na trasie Witów – Zakopane, aby kupić świeży bunc, oscypki, miód i powidła z żurawiny. Wszystko prima sort! Przy okazji dowiedziałam się, że można zamawiać te smakołyki kurierem do Warszawy. Zgubiłam niestety wizytówkę, a więc muszę tam znowu wrócić. Może jesienią?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRuszyła infolinia ZUS dotycząca Polskiego Bonu Turystycznego
Następny artykułPatrol rowerowy