A A+ A++

Była to epoka szarlatanów, awanturników i umysłów oświeconych, epoka przemian, epoka podróży w czasie od średniowiecza do współczesności. Głodny motłoch, demolując pałace Ludwika XVI, wdeptał w błoto wizję świata rządzonego przez prawa boskie i przez reprezentantów Boga na ziemi – papieża i namaszczonych przez niego monarchów. Ideały oświecenia zostały przełożone na bardziej zrozumiały język ulicy i to, co dotąd uważano za wielkość, okazało się śmiesznym urojeniem. Kiedy gilotyna obsługiwana przez jakobinów zrobiła już swoje, na opróżnionej scenie zrobiło się miejsce dla ludzi myślących bardziej praktycznie. Casting do odegrania głównej roli wygrał 18 Brumaire’a Korsykanin Bonaparte i przez 15 lat demonstrował światowej publiczności, jak rewolucyjny wigor wykorzystać do prowadzenia wojen.  

Są takie mity, takie historie niezwykłe, w które chętnie wierzymy, bo to utwierdza nas w przekonaniu, że życie jest bogate w ważne wydarzenia, że ma sens… Jesteśmy skłonni wiele wybaczać bohaterom takich opowieści, traktując ich niemal jak półbogów, którym wszystko wolno, którzy stoją ponad codzienną moralnością różniąc się od ludzi z krwi i kości, których można sądzić zwykłą miarą. Ich błędy bledną w obliczu wielkości, jaką im przypisujemy. Wydaje nam się, że mamy do czynienia z Prometeuszem, który da nam ogień, lub z Odyseuszem, który odbędzie za nas wielką podróż. Takim bohaterem dla nas Polaków jest Bonaparte, bo dał nam przykład… Cóż, prawdziwa historia na tym cierpi, ale po co komu taka prawda, kiedy śnić o bohaterach można tak pięknie!

Próbując dociec prawdy historycznej musimy przebić się przez warstwy półprawd, niedomówień, przeinaczeń propagandy, zwykłych kłamstw dobrej i złej woli pamiętnikarzy nie zapominając o ich zawodnej często pamięci. Musimy oddzielić legendę od rzeczywistości. Musimy brać pod uwagę, że historię pisze się na potrzeby podręczników szkolnych, musimy wreszcie pamiętać, że każde pokolenie pisze na nowo historię przyjmując za punkt wyjścia aktualnie obowiązujący światopogląd, jakże różny o tego, który dominował w momencie, kiedy zachodziły wydarzenia będące przedmiotem naszego opisu i oceny. Tym samym powinniśmy się pogodzić, że jesteśmy w stanie zaledwie zinterpretować fakty historyczne licząc na to, że ta interpretacja zbliży nas choć trochę do prawdy historycznej.

Legenda napoleońska, to opowieść o wyspach nieszczęśliwych – Korsyce, Elbie, Świętej Helenie! Kilkanaście lat na Korsyce, rok na Elbie i sześć lat na Świętej Helenie… Wyspiarska perspektywa zdominowała postrzeganie reszty świata, wyrobiła poczucie dystansu. Jak jednak wydostać się na drugi brzeg, który majaczył gdzieś w oddali, był celem, który należało osiągnąć. A może to tylko chłopięce marzenia o przygodach, takich jak wyprawa po złote runo, po tajemnice piramid, po koronę za siedmioma rzekami, za siedmioma górami, za siedmioma morzami… Kto tak marzy powinien zostać żeglarzem!

Korsyka, to włoska wyspa, która przestała być włoska w momencie narodzin Napoleona. Korsyka była tylko wyspą a Italia ojczyzną. Bo włoski był od pokoleń językiem rodu Buonaparte, pochodzącego z Toskanii. Włosi, wiadomo, gorącą krew mają, rodzinę szanują, a co bardziej przedsiębiorczy wykazali się w historii. Także i rodzina Buonaparte miała swoje wzloty w przeszłości zanim przeniosła się na Korsykę, która należała wtedy do Genui. Potem Korsykę odkupili Francuzi i właśnie wtedy na wyspie urodził się pierwszy „francuski” Buonaparte, który na chrzcie dostał imię Napolione – po włoskim przodku.

Korsyka była piękna, ale to przecież tylko dzika wyspa na morzu sprzeczności. Rodzina Buonaparte nie bardzo wiedziała, jak zlokalizować swoje emocje patriotyczne – czy jesteśmy jeszcze Włochami, czy już tylko Korsykanami, czy może teraz nawet Francuzami? No właśnie. Jak wydostać się z tej matni? Młody Napoleon przymierzył mundur korsykański, ale… okazał się za ciasny, choć sam postury był niewielkiej. Wybrał francuski. Korsykanie zresztą okazali się niewdzięczni tak, że jak później trzeba było wybierać kolejną wyspę, to toskańska Elba pasowała lepiej.

Historia życia Napoleona to jednak bardziej historia marszów na lądzie niż podróży morskich. To klasyczny road movie z bronią w ręku. Opowieść w guście każdego chłopca, który lubi bawić się ołowianymi żołnierzykami. To historia ostatniego włoskiego kondotiera i pierwszego europejskiego dyktatora. To historia małego człowieka, który usiłował nadążać za wielkimi okolicznościami. To historia polityka, który manipulował innymi nie zdając sobie często sprawy, że sam jest manipulowany. Udało mu się zrzucić tożsamość korsykańską jak skórę węża, ale nigdy nie stał się prawdziwym Francuzem, mimo że zmienił pisownię nazwiska na bardziej francuską – Bonaparte. Chyba nawet nie lubił Francuzów. Miał ponoć kiedyś, jeszcze w szkole wojskowej, powiedzieć swojemu przyjacielowi, Louisowi Bourienne: „Wyrządzę twoim Francuzom zło tak wielkie, jak tylko możliwe”. I spełnił obietnicę! Zaczął ich krzywdzić 13 Vendémiaire’a strzelając do Paryżan z armat, a potem w wojnach napoleońskich zginęło ponad 1 400 000 Francuzów, a może i więcej… Wyrzuty sumienia? Po bitwie pod Pruską Iławą, powiedział patrząc na stosy trupów, że Paryżanie odrobią te straty w jedną letnią noc…

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzystań, popularne miejsce wypoczynku w lesie, zostanie odnowiona
Następny artykułMeksyk dopuścił do użytku indyjską szczepionkę Covaxin