A A+ A++

Od razu napiszę: nie wiem. Nie zamierzam też grzebać w niczyich umysłach, bo ani nie wiem jak miałbym to zrobić, ani nie mam do tego żadnego prawa. Każdy człowiek, w tym oczywiście Covidianin, ma prawo wierzyć w co chce i wyznawać dowolne poglądy. Spotkałem w życiu głęboko wierzących w Latającego Potwora Spaghetti, co dowodzi, że niezbadane są przyczyny, rodzaje wierzeń i… działania umysłów ich wyznawców. Szukanie odpowiedzi na pytanie jak działa ich umysł jest zadaniem karkołomnym i szalonym.

A jednak wierzenia Covidian” są niezwykle interesujące i z wielu przyczyn warte poznania. Jeszcze ciekawiej zapowiada się poznanie źródeł ich wiary i przekonań. Choćby dlatego, że wyznawców Latającego Potwora Spaghetti z całego świata, dałoby się zebrać w remizie strażackiej Pipidówki Małej, natomiast Covidian w samej Polsce liczy się w milionach.

Pierwsze pytanie jakie samo się narzuca brzmi: w co wierzy Covidianin? Otóż wierzy w Apokalipsę Koronawirusową, która zagraża światu i spowodowała ( na razie) zabranie tzw. normalności, za którą każdy tęskni z różnych powodów. W sensie indywidualnym, rzeczona Apokalipsa zagraża zdrowiu, życiu i normalnym funkcjonowaniu w rodzinie, pracy, środowisku z którym każdy jest związany. Ponieważ każde zagrożenie wywołuje u homo sapiens pierwotny strach, Covidianie Apokalipsy się boją.

Ludzie boją się przeróżnych rzeczy. Jadowitych węży, tygrysa, żywiołów pogodowych, wypadku na drodze albo rwania zęba. Są ludzie, którzy panicznie boją się podróży samolotem, ciemności, ciasnych pomieszczeń, pająka. Strach jest cechą niezbędną człowiekowi do przetrwania i właśnie z instynktu przetrwania bierze swój początek. Gdy znajdujemy się w sytuacji zagrożenia, reaguje i nasze ciało  i emocje. Strach rodzi się w mózgu i tam się utrwala… albo uchodzi. Jako dzieci baliśmy się nocy, robaków, wyrośniętego sąsiada, złośliwego kolegi, samotności, gdy w pobliżu nie było rodziców. Niekiedy baliśmy się odrzucenia, kiedy na świecie pojawiło się rodzeństwo. Wszystko to minęło z wiekiem i dojrzałością, ale pojawiły się inne, nowe “strachy”. I wszystkie generalnie dzieli się na racjonalne i irracjonalne. I tu dochodzimy do arcyważnego podziału: Strach dotyczy realnego zagrożenia. Kiedy kominiarz łazi po stromym dachu, to obrazuje  realne zagrożenie. Może on spaść i stracić życie. Dlatego my raczej po dachu nie spacerujemy – w tym wypadku strach jest naszym sprzymierzeńcem. To przejaw zdrowego rozsądku. Chroni nas przed nieracjonalnym postępowaniem. Ale kiedy boimy się małego pająka żyjącego w Polsce jest już zupełnie inaczej. Przecież ten pająk nie może zrobić nam krzywdy. Nawet gdyby ugryzł. W tym wypadku strach nam nie służy, ponieważ nas niepotrzebnie ogranicza. I nie nazywa się strachem tylko lękiem.

A zatem: czy Covidianin czuje strach czy lęk? Ale kwestia nazewnictwa jest tu wtórna. Chodzi tylko o to, żeby odróżniać czy to, co czuje Covidianin jest racjonalne, czy nie? Innymi słowy czy słuchają tego, co podpowiadają emocje, czy ich postępowanie wynika z innego źródła? Odpowiedż na to pytanie pozwoliłaby ocenić, czy ostrzegający sygnał w mózgu to przejaw zdrowego rozsądku, czy też głos “wewnętrznego krytyka”, lamentującego przy byle przesłance. Uruchomienie w ludziach tego wewnętrznego krytyka, to jedna z metod manipulacji medialnej. Łatwo tej manipulacji uniknąć zadając sobie pytanie: czego, tak naprawdę, się boję?

Na początku napisałem, że nie zamierzam grzebać w niczyich umysłach. Ale mogę i mi wolno pogrzebać we własnym. Przecież też bylem zagorzałym, wręcz fanatycznym Covidianinem. I się bałem. Kiedy jakoś w marcu ubiegłego roku oglądałem filmiki i czytałem relacje z Chin, później z Lombardii, byłem przerażony. Tak bowiem działał medialny przekaz mający wywołać strach. Tak, ten strach, który jest naszym przyjacielem służącym przetrwaniu. Przetrwać, czyli zamknąć się w domu, unikać ludzi, myć ręce trzydzieści razy dziennie i stosować się do zaleceń powtarzanych jak litania w mediach. Za wszelką cenę przetrwać. Tak działa nasz pierwotny, bezinteresowny przyjaciel – Strach.

Ale on, kiedy nie widzi realnie spadającego z dachu kominiarza, odpuszcza. Przekazuje głos wewnętrznemu krytykowi. Wtedy zapytałem siebie:  czego, tak naprawdę, się boję? Odpowiedż była jedyna z możliwych: boję się nie koronawirusa, ale przekazu, który jest w mediach. Kiedy okazało się, że większość tych “przerażających” przekazów z Wuhan i Lombardii to zmanipulowana “ściema”, uciszyłem “wewnętrznego krytyka”, który – oczywiście – wciąż lamentował. Kiedy zacząłem “grzebać” w sieci i poszukiwać odpowiedzi na cały szereg pytań i wątpliwości lamentującego drania, zauważyłem, że takich jak ja są setki, tysiące, miliony może nawet. Ale dziś, z perspektywy czasu, stwierdzam, że było to niepotrzebne. Wystarczyło rozejrzeć się wokół siebie, zauważyć, że kasjerki w okolicznych sklepach wciąż są te same i żadna nie umarła. Ludzie nie umierają też w kamienicy, w której mieszkam, ciała nie leżą na ulicy i w sumie życie toczy się normalnie, nie licząc zamaskowanych twarzy, spod których wypełza zniechęcenie i – coraz częściej – wściekłość. Wewnętrzny drań milczy. Nie ma już nic do powiedzenia.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTa choroba zniszczyła im życie. Wciąż walczą o Mateusza. Bez WAS nie dadzą rady!
Następny artykułRok 2020 – Egzamin dla 8 Kujawsko – Pomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej