A A+ A++

Poszło o piosenkę „Nie pytaj o Polskę”, którą swego czasu oceniłem jako właśnie „pustą w środku” symulację prawdziwego przekazu. Słowem: za piosenkę, która udaje, że jest o czymś, a w istocie – jest o niczym. Dlaczego miliony lat temu tak napisałem, a zdania do dziś nie zmieniłem? Wszystkim, którzy nie rozumieją, zalecam takie zadanie: porównaj obraz Polski z piosenki Obywatela G.C. z obrazem, wyłaniającym się z „Polski” Kultu.

Dziś czytam, że „Nie pytaj o Polskę” wygrało doroczny plebiscyt radiowej „Trójki” na polski hit wszechczasów; skądinąd „Polska” Kultu też poradziła sobie całkiem, całkiem – zajmując w tym plebiscycie czwarte miejsce. Dziwny to zresztą plebiscyt, wyniki mogłyby świadczyć, że zorganizowano go w domu spokojnej starości. Wystarczy powiedzieć, że w pierwszej dwudziestce znalazły się ledwie dwie piosenki powstałe po 1989 roku. To przecież tak, jakby podobny plebiscyt zorganizowany w czasach świetności Jarocina wygrała piosenka „Dziś panna Andzia ma wychodne”, a całą listę zmonopolizowaliby Mieczysław Fogg do spółki z Hanką Ordonówną i może jeszcze Marią Koterbską w charakterze przedstawicielki nowej, napierającej generacji.

Dość jednak o tym, jako że podczas majówki działo się dużo rzeczy naprawdę ważnych. Na przykład mój najstarszy wnuk, czteroletni Dominik po raz pierwszy w życiu (ale za to dwukrotnie, dzień po dniu) zobaczył z bliska sarnę. A w dodatku – częściowo własnoręcznie – tak się ostrzygł, że wygląda jak zminiaturyzowana wersja poczytnego pisarza Harlana Cobena. Wnuk najmłodszy, Witold, też miał swoje życiowe inicjacje: zafascynowała go trawa. Nie, nie taka, jak myślicie: „legalize it, don’t criticize it” – owszem, ale półrocznemu dziecku dawać, to jednak raczej nie. Vito po prostu najpierw cierpliwie badał z kocyka fakturę nieznanego mu podłoża, a gdy uznał, że mu ono pasuje, wykonał potężny skręt ciałem i się w środek trawnika wturlał. Szczegółów tych wszystkich brewerii zdradzał nie będę, bo jednak mogłoby się okazać, że niechcący doszło tu do naruszeń surowego prawa czasu epidemicznego.

A byłoby szkoda, bo dzień był bardzo wesoły i przyjemny. Ba – prawie normalny.

Czytaj wcześniejsze części Dziennika Piotra Bratkowskiego: CZĘŚĆ 42 | CZĘŚĆ 41 | CZĘŚĆ 40 | CZĘŚĆ 39 | CZĘŚĆ 38 | CZĘŚĆ 37 | CZĘŚĆ 36 | CZĘŚĆ 35 | CZĘŚĆ 34 | CZĘŚĆ 33 | CZĘŚĆ 32 | CZĘŚĆ 31 | CZĘŚĆ 30 | CZĘŚĆ 29 | CZĘŚĆ 28 | CZĘŚĆ 27 | CZĘŚĆ 26 | CZĘŚĆ 25 | CZĘŚĆ 24 | CZĘŚĆ 23 | CZĘŚĆ 22 | CZĘŚĆ 21 | CZĘŚĆ 20 | CZĘŚĆ 19 | CZĘŚĆ 18 | CZĘŚĆ 17 | CZĘŚĆ 16 | CZĘŚĆ 15 | CZĘŚĆ 14 | CZĘŚĆ 13 | CZĘŚĆ 12 | CZĘŚĆ 11 | CZĘŚĆ 10 | CZĘŚĆ 9 | CZĘŚĆ 8 | CZĘŚĆ 7 | CZĘŚĆ 6 | CZĘŚĆ 5 | CZĘŚĆ 4 | CZĘŚĆ 3 | CZĘŚĆ 2 | CZĘŚĆ 1

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNosił wilk razy kilka…
Następny artykułWybierz jasny smartprojektor z Wi-Fi, HDR i 4K jeśli nie chcesz telewizora