A A+ A++

Pozyskanie nowej floty latających cystern od dawna znajduje się na liście priorytetów modernizacyjnych izraelskich sił powietrznych. W marcu ubiegłego roku amerykański Departament Stanu wyraził zgodę na sprzedaż do Izraela ośmiu latających cystern Boeing KC-46A Pegasus, ale zgoda to jedno, a faktyczna realizacja dostaw – to zupełnie inna historia. Tymczasem Jerozolimie zależy na tym, aby otrzymać jedną partię KC-46A jak najszybciej ze względu na kluczową rolę, jaką maszyny te mają odegrać w ewentualnej operacji wojskowej przeciwko irańskim instalacjom nuklearnym.

Izraelska gazeta Jedi’ot Acharonot informowała w ubiegłym tygodniu, że Jerozolima będzie prosić o szybsze dostarczenie pierwszej pary Pegasusów – z czterech zamówionych w marcu – które według obecnych planów ma nastąpić dopiero za trzy lata. Minister obrony Beni Ganc podczas zeszłotygodniowej wizyty w Waszyngtonie poruszył więc tę kwestię w rozmowach z sekretarzem obrony Lloydem Austinem i sekretarzem stanu Antonym Blinkenem.

Wszystko jednak wskazuje, że Izrael nie powinien liczyć na ekspresowe dostawy. Według gazety New York Times Gancowi wyjaśniono, że tak czy inaczej Pegasusy trafią do Izraela najwcześniej pod koniec 2024 roku. A podstawowe źródło tego stanu rzeczy ma najzupełniej prozaiczną naturę: Boeing zmaga się z opóźnieniami w produkcji i przynajmniej na razie ma widoków na nadrobienie straconego czasu.

Jak wielokrotnie pisaliśmy, program rozwoju i produkcji KC-46A, opiewający na łączną kwotę 44 miliardów dolarów, odnotował całe naręcze opóźnień, a Boeing musiał płacić Departamentowi Obrony kary umowne. Nawet wspomniane wyżej przyjęcie do służby pierwszych egzemplarzy miało charakter warunkowy. Do czasu rozwiązania problemów z systemem przekazywania paliwa w locie USAF zatrzymał jako zabezpieczenie ich usunięcia po 28 milionów dolarów z należności za każdy samolot.

W lipcu ubiegłego roku Pegasus po raz pierwszy zatankował Hornety zespołu Blue Angels
(US Air Force / Maj. Andrea Morris)

W Chel ha-Awir osiem KC-46A pozwoli na systematyczne wycofywanie ze służby siedmiu Boeingów KC-707 i zastąpienie przynajmniej w części zadań używanych do tankowania w locie czterech samolotów transportowych Lockheed Martin C‑130H. Pierwszy KC-707 trafił do Izraela w 1973 roku, zaś C‑130H – trzy lata później. Przestarzałe platformy wymagają dużego zaangażowania środków w remonty i wymianę zużytych części. Amerykanie mają jednak podobny problem, toteż US Air Force również potrzebuje nowych latających cystern „na wczoraj”.

Dziennikarze NYT zwracają jednakże uwagę na jeszcze jedną kwestię, która być może ma większe znaczenie z perspektywy Białego Domu: administracja Joego Bidena obawia się, że premier Izraela Naftali Bennett przygotowuje atak na Iran, aby tym sposobem powstrzymać islamską republikę przed – według Izraela coraz bliższym i coraz bardziej prawdopodobnym – wyprodukowaniem broni jądrowej. W Izraelu regularnie organizowane są ćwiczenia wojskowe mające przygotować Cahal do uderzenia na Iran i do poradzenia sobie ze spodziewanym atakiem odwetowym, który nadszedłby zapewne z terytorium Syrii.

Rząd Bennetta, podobnie jak wcześniej rząd Binjamina Netanjahu, sprzeciwia się powrotowi do porozumienia nuklearnego JCPOA, uważanego w Izraelu za „największe oszustwo w najnowszej historii”. Według nieoficjalnych informacji jeśli Waszyngton i Teheran uzgodnią wznowienie reżimu JCPOA, Izrael jest gotów zaatakować Iran na własną rękę w taki sposób, aby na dobre zakończyć irańską drogę do zdobycia broni „A”.

KC-46A lądujący w bazie Seymour Johnson.
(Ashley Snipes)

USA oczywiście dążą do tego samego. Po wyborze Ebrahima Ra’isiego na nowego prezydenta Iranu amerykański doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan oświadczył, że powstrzymanie irańskiego programu rozwoju broni nuklearnej stanowi dla Waszyngtonu kwestię priorytetową. Podkreślił jednak, iż najlepszym sposobem na osiągnięcie tego celu jest dyplomacja, a nie konflikt zbrojny. Sullivan zapowiedział, że amerykańscy przedstawiciele będą negocjować z Irańczykami w jasny, stanowczy sposób.

Stanowisko amerykańskiej dyplomacji wydaje się jasne: wygrana Ra’isiego (reprezentującego stronnictwo ultrakonserwatywne) nie położy kresu trwającym w Wiedniu negocjacjom między Teheranem a światowymi mocarstwami w sprawie możliwego powrotu do zapisów umowy nuklearnej. Waszyngton wierzy w ugodowe podejście ajatollaha Alego Chameneia, który pozwolił na ponowne otwarcie dialogu i wydaje się gotowy do kontynuowania rozmów na rzecz zniesienia sankcji międzynarodowych. Niestety rozmowy wiedeńskie przebiegają w ślimaczym tempie i często na zasadzie: krok do przodu, dwa kroki wstecz. Wczoraj zakończyła się siódma runda negocjacji. Strony rozeszły się w dobrych nastrojach i z wyraźnym optymizmem co do możliwości dalszych postępów w ósmej rundzie, ale konkretnego porozumienia wciąż nie widać.

Tymczasem na linii Teheran–Jerozolima trwa od lat niewypowiedziany konflikt zbrojny na wielu teatrach działań, od operacji powietrznych, poprzez działania na morzu, na operacjach w sieci kończąc. Tajemnicą poliszynela jest to, że Izrael regularnie organizuje ataki wymierzone w irański program nuklearny. Najgłośniejszą operacją było zabójstwo Mohsena Fachrizadego. W kwietniu tego roku doszło z kolei do sabotażu nowych wirówek w ośrodku wzbogacania w Natanzie.

Ten ostatni atak jest szczególnie ciekawy ze względu na otaczającą go wrzawę medialną. Chcący zachować anonimowość izraelscy urzędnicy wyrażali wówczas zaniepokojenie nietypowym stopniem, w jakim Izrael pozwolił na powiązanie go z atakiem na obiekt jądrowy, i wątpliwości, czy zdarzenie to było jedynie próbą wpłynięcia na negocjacje nuklearne w Wiedniu czy może też próbą wykorzystania kwestii Iranu przez Netanjahu dla korzyści w polityce wewnętrznej.

F-15I pobiera paliwo z Boeinga 707 nad Tel Awiwem.
(Israeli Defence Forces Spokesperson’s Unit)

Całkowite sparaliżowanie irańskiego programu jądrowego wymaga jednakże uderzenia lotniczego, a do tego potrzebne są latające cysterny. Przedpotopowe Boeingi 707 nie dają już gwarancji nieawaryjności, a bez ich udziału izraelskie samoloty byłyby skazane na międzylądowanie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich albo Arabii Saudyjskiej, co teoretycznie dałoby się załatwić, ale wiązałoby się z innymi problemami natury i technicznej, i dyplomatycznej.

Mimo względnej normalizacji (zwłaszcza na linii Izrael–ZEA) kraje arabskie nie będą skore do współpracy z Państwem Żydowskim. Tymczasem współpraca musiałaby być zakrojona na bardzo dużą skalę, gdyż Izrael skierowałby do operacji dużą mieszaną formację złożoną przynajmniej z samolotów F-35I Adir do obezwładnienia nieprzyjacielskiej obrony powietrznej i F-15I Ra’am do zadania właściwego ciosu.

Start myśliwca F-35I Adir w czasie ćwiczeń „Blue Flag 2019”.
(Israeli Air Force / Amit Agronov)

NYT przypomina, że izraelskie starania o pozyskanie amerykańskiego uzbrojenia do użycia w ataku na Iran sięgają co najmniej 2008 roku. Ówczesny premier Ehud Olmert w rozmowach z George’em Bushem starał się o sprzedaż bomb do niszczenia celów umocnionych (mogło chodzić o bomby GBU-57/B Massive Ordnance Penetrator, które akurat wchodziły w końcową fazę prób) i bombowców strategicznych B-2A Spirit, a także o wypożyczenie dziesięciu latających cystern – nieustalonego typu, najpewniej KC-135R Stratotankerów. Zwolennikiem transakcji był wiceprezydent Dick Cheney. Oczywiście nic z tego nie wyszło, ale właśnie podczas tych rozmów Amerykanie dali zielone światło do cyberataku na Natanz za pomocą wirusa Stuxnet.

Pozostaje jeszcze pytanie, czy Izrael ma czym zniszczyć ośrodek w Natanzie. Nie jest to wprawdzie jedyna placówka działająca w ramach irańskiego programu jądrowego, ale najważniejsza i najlepiej zabezpieczona. Podobnie istotny jest podziemny ośrodek nuklearny w Fordo w pobliżu miasta Kom, który rzekomo miał być broniony przez baterię systemu S-300. Bez wyeliminowania Natanzu i Fordo, gdzie łącznie ma się znajdować około 53 tysięcy wirówek, wszelkie inne sukcesy ewentualnej operacji będą nic niewarte.

W informacjach o zastosowanej w Fordo technice umacniania stopów jest sporo przesady, ale nie należy mieć wątpliwości, że jest twardym orzechem do zgryzienia. Massive Ordnance Penetrator jest zdolna do przebicia się przez ośmiometrową warstwę zbrojonego betonu o wytrzymałości na ściskanie rzędu 69 megapaskali, 60 metrów klasycznego betonu zbrojonego lub 40 metrów skały o średniej twardości. Według większości analityków bomba GBU-57/B nie będzie mieć problemów z obróceniem obiektu w perzynę, ale Izrael nie ma ani bomb tego typu, ani środków ich przenoszenia. Dysponuje jedynie starszymi bombami GBU-28 o wagomiarze 2270 kilogramów, które mogą być zrzucane z F-15I.

Amerykański F-15E Strike Eagle zrzucający bombę GBU-28.
(US Air Force)

W analizie opublikowanej dziesięć lat temu w magazynie Tablet Austin Long z Columbia University szacował, że penetracja Fordo wymagałaby użycia dwudziestu pięciu F-15I i siedemdziesięciu pięciu bomb (w tym dwudziestu pięciu GBU-28), które metr po metrze kolejnymi eksplozjami drążyłyby dziurę w stropie tak długo, aż dokopałyby się do pomieszczenia z wirówkami. Problem w tym, że „długo” oznacza w tym wypadku naprawdę długo: bomby trzeba by zrzucać w co najmniej półminutowych odstępach, co przekłada się na minimum czterdzieści minut bombardowania, a w praktyce zapewne około godziny.

Taka operacja wymagałaby jednocześnie chirurgicznej precyzji i zdolności do długotrwałego przebywania w nieprzyjacielskiej przestrzeni powietrznej. Możliwość uzupełniania paliwa w locie staje się wówczas tylko jednym z szeregu problemów. I to nawet nie największym, gdyż zużycie paliwa jest przynajmniej przewidywalne i o ile nie nastąpi awaria, można je obliczyć zawczasu z dużą dokładnością. Reakcja irańskiej obrony powietrznej może zaś przybrać różne postaci.

Warto też zauważyć, że podczas wizyty Ganca w USA generał dywizji Ijal Zamir (typowany na przyszłego szefa sztabu Cahalu) otwarcie przyznał, iż Izrael ma nadzieję, że Amerykanie odstraszą Iran, ale jeśli nie są na to gotowe, Izrael jest gotów i – jeśli Iran posunie się za daleko – podejmie działania. Według Zamira Izrael chce zawsze koordynować swoje posunięcia z Amerykanami, ale musi być odpowiedzialny za własny los i chronić swoich obywateli.

Zobacz też: Korea Północna: „Kimskander” odpalony z wagonu kolejowego

US Air Force / SSgt Brandi Hansen

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBrytyjski minister Frost odpowiedzialny za relacje z UE złożył rezygnację
Następny artykułWielka Brytania: Minister odpowiedzialny za relacje z UE złożył rezygnację