A A+ A++

Bartosz Iwanowski z Lubska razem z innymi fryzjerami będzie bić rekord Guinessa w strzyżeniu na czas. Dwudziestu fryzjerów postawiło sobie ambitne zadanie, zamierzają ostrzyć 600 osób w 8 godzin.

Bartosz Iwanowski (25 l.) z Lubska znalazł się w dwudziestce fryzjerów z całego kraju, którzy w czerwcu we Wrocławiu będą bić rekord Guinessa w strzyżeniu na czas. Chcą ostrzyc 600 osób w 8 godzin. Dotychczasowy rekord został ustanowiony w 2013 r. w Australii i wynosi 375 strzyżeń w 8 godzin. Próbę bicia rekordu dodatkowo komplikuje fakt, że obcinane osoby muszą mieć dłuższe włosy. Nie będzie chodzenia na łatwiznę, panowie z fryzurą na tzw. zapałkę nie mogą zgłaszać się jako modele.

„Regionalna”: Jak trafiłeś do ekipy, która będzie biła rekord?

Bartosz Iwanowski, fryzjer i barber: Na zaproszenie Mario Mayera z Wrocławia, z którym mieszkańcy mieli okazję poznać się w Żarach, podczas akcji dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W 2013 r. piętnastu fryzjerów ostrzygło 375 osób, a my zrobimy 600 w 20 osób. Każdy z nas jest z innego miasta. To będzie przygoda i kolejne wyzwanie.

Strzyżeni będą mężczyźni i kobiety?

Nie ma podziału na płeć, ale są obwarowania co do włosów. Musimy ostrzyć przynajmniej 2 centymetry z boku głowy i 8 z czubka. I strzyżenie ma być profesjonalne i estetyczne, nie może też być na „zero” To ma być klasyczne cięcie. Szukamy modeli. Fajnie by było, jakby z naszego regionu też się ktoś znalazł.

Czy pobicie rekordu jest realne?

To jest do zrobienia. Każdy fryzjer ma inne umiejętności. Ekipa jest zgrana, będziemy sobie pomagać. Ja osobiście też mam doświadczenie i rekord na zawodach we Wrocławiu, gdzie wykonałem strzyżenie w 12 minut i 5 sekund. Więc myślę, że ostrzyżenie 600 osób w 8 godzin jest realne.

To nie będzie dla ciebie debiut w zawodach?

Jestem 3 tygodnie po mistrzostwach Polski, zająłem 2 miejsce. Pojechałem tam dla zabawy, a od zwycięstwa dzielił mnie tylko jeden punkt. Każde takie zawody to walka z samym sobą, stresem.

Masz swój własny salon w Lubsku, a masz zaledwie 25 lat.

Mam swój salon od 2015 r. Miałem 18 lat, gdy go otworzyłem. Zajmuję się głównie męskim strzyżeniem, barberingiem, woskowaniem uszu i nosa. Rzuciłem szkołę i byłem praktycznie samoukiem. Teraz szykując się do bicia rekordu, zacząłem szkołę we Wrocławiu, by zdobyć tytuł czeladnika, bo uczestnicy muszą mieć odpowiednie kwalifikacje.

Jak to się stało, że zacząłeś przygodę z fryzjerstwem?

Swoje pierwsze pieniądze zarabiałem na strzyżeniu już jako 12 latek. W moim domu się nie przelewało, więc żeby mieć pieniądze ,podkradałem tacie maszynkę i strzygłem. Wiele osób z Lubska wspomina mój garaż, gdzie wszystko się zaczęło. Od dzieciaka byłem w to wkręcony. Oglądałem filmiki w internecie, głównie amerykański styl strzyżenia, barbering. Gdy byłem młodszy, śmiano się ze mnie, że skoro strzygę, to muszę być odmiennej orientacji, ale to mit. Mam narzeczoną, razem mieszkamy. Myślę, że czasy takiego klasyfikowania facetów fryzjerów już przeszły do historii. Jeżeli coś kogoś interesuje i jest w tym dobry, to powinien śmiało iść po swoje.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNapad na sklep w centrum miasta. Napastnik groził ekspedientce nożem
Następny artykułW jaki sposób możemy pomóc Ukraińcom?