A A+ A++

Guy Verhofstadt, były premier Belgii, a obecnie lider frakcji liberałów (ALDE) w Parlamencie Europejskim, który w środę będzie gościł na „Campus Polska Przyszłości” Rafała Trzaskowskiego to jeden z najbardziej zagorzałych krytyków rządu PiS na forum unijnym. Teraz znów dał głos i oświadczył, że mimo pomocy Ukrainie Polsce pieniądze z KPO się nie należą. Czy powinniśmy się tym przejmować?

Verhofstadt to bez wątpienia Europejczyk z krwi i kości. Żywy symbol liberalizmu i federalizmu. W Parlamencie Europejskim były belgijski premier zasiada nieprzerwanie od 2009 roku. Jest tak bardzo europejski, że podczas wojny irackiej zwołała szczyt w sprawie obrony Europy przed amerykańskim imperializmem. Verhofstadt lubi także dźwięk własnego głosu. Jak wynika z krótkiej biografii byłego premiera Belgii w „Financial Times” gdy był dzieckiem nauczyciele zaklejali mu usta taśmą by przestał mówić.

Brytyjski tabloid „The Sun” tak scharakteryzował Verhofstadta, który ze strony PE negocjował „Brexit”: „Nie ma bardziej odrażającej postaci kroczącej po korytarzach Brukseli niż śliski Guy. Nawet pijany (Jean-Claude) Juncker czy paw (Michel) Barnier nie są w stanie dorównać obrzydliwej, bełkotliwej arogancji Belga”. Verhofstad widzi to oczywiście inaczej. Dopatruje się „kolektywnej woli” wśród Europejczyków, którą zaspokoiłaby tylko federalizacja. Stany Zjednoczone Europy. To, że w przypadku jego własnego kraju, Belgii, ta kolektywna wola jakoś zawodzi, nie daje mu do myślenia (w 2010 r. Belgia w skutek wewnętrznych sporów przez 541 dni nie miała rządu).

Verhofstadt jest przy tym tak radykalny, że w 2005 roku jego kandydatura na przewodniczącego Komisji Europejskiej została zablokowana przez szereg państw członkowskich, m.in. Wielką Brytanię i Włochy. Polski rząd nie jest zresztą jedynym, który Belg krytykuje. Byłemu już kanclerzowi Austrii Sebastianowi Kurzowi odmówił „europejskości”, bo nie spodobała mu się jego restrykcyjna polityka migracyjna. Premierowi Wielkiej Brytanii Borisowi Johnsonowi zarzucił skłonność do totalitaryzmu, a 

Polską zadeklarowany centrysta zainteresował się na jesieni 2015 r., gdy ALDE nawiązało w PE bliską współpracę z Nowoczesną Ryszarda Petru. Verhofstadt krytykował wtedy PO i stawiał na nową formację. Gdy ta nie wypaliła, przerzucił się z powrotem na PO i Tuska. Jego wpisy na Twitterze sugerowały przy tym, że wiedzę o sytuacji w Polsce czerpie od KOD’u. Albo z kosmosu. Pomstował m.in. na „czystkę w służbach bezpieczeństwa” w Polsce, bliżej nie określone przesłuchania przeciwników rządu i ogólnie rosnący autorytaryzm nad Wisłą. Podobne zagrożenie dla demokracji Belg widzi na Węgrzech, a zamiłowanie do praworządności „nie pozwala mu milczeć”.

W rzeczywistości nie chodzi mu oczywiście o demokrację ani praworządność. Kieruje nim ideologia. Verhofstadt jest przekonany, że Europejczycy śnią o zjednoczonej Europie, o państwie ponadnarodowym, z otwartymi granicami, o jednej armii, zamiast 27, jak podkreślił podczas niedawnej Konferencji o Przyszłości Europy. Jedna wspólna polityka bezpieczeństwa jest potrzebna – przekonuje Belg. Zastrzeżenia państw Europy Środkowo-Wschodniej są nieuzasadnione. Już w 2017 r., w artykule na łamach portalu „Project Syndicate” Belg domagał się, by Polsce odebrano fundusze unijne oraz prawo do głosu w Radzie Europejskiej. Powinny to jego zdaniem zrobić pozostałe państwa członkowskie.

„Europejscy przywódcy muszą głośno i wyraźnie stwierdzić, że populizm obecnego polskiego rządu jest niezgodny ze standardami unijnymi. Czy Polacy są gotowi stać z boku i patrzeć, jak ich kraj staje się biedniejszy i bardziej odizolowany, a Kaczyński realizuje własne fantazje i lekceważy liberalno-demokratyczne ideały zapisane w konstytucji?” – zastanawiał się Verhofstadt. W tych kilku zdaniach zawarta jest strategia obrana przez Brukselę wobec Polski: zabrać środki, stawiać pod pręgierzem, a gdy obywatele zaczną odczuwać braki w portfelach zastanowią się dwa razy czy głosować na PiS”.

Tę strategię oczywiście nie Verhofstadt będzie realizował. Belg to zwykły krzykacz, który od 2009 r. pajacuje w Parlamencie Europejskim, krytykując wszystko i wszystkich, którzy nie pasują do jego wizji Europy. Unijne standardy, o których mówi, wyznacza wąska grupa, do której on sam oczywiście należy. Stąd dotąd i ani o krok dalej. Reszta musi się dostosować. Gdzie byśmy doszli, gdyby ideologia musiała się dopasowywać do rzeczywistości?

Verhofstadtem nie należy się więc przejmować. Ale tym, że duża część decyzyjnych unijnych elit myśli dokładnie tak jak on, już bardziej.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGrajEwo Jazz Festiwal 2022
Następny artykułNenad Bjelica zwolniony z klubu po… zwycięstwie w szlagierze