A A+ A++

Paweł dwa tygodnie temu bawił się na weselu w Gdyni. Niedługo po tym okazało się, że jeden z weselników był zakażony COVID-19. Gdański sanepid zalecił kwarantannę dla wszystkich uczestników. – Mnie inspektorzy przekazali, że skontaktuje się ze mną sanepid właściwy dla miejsca zamieszkania, czyli stacja z Krakowa. Minęło 14 dni, a nadal nie otrzymałem żadnej informacji, czy mam odbyć kwarantannę albo zrobić test – mówi Paweł.

Koronawirus. Głuchy telefon w sanepidzie

Jak dodaje, wielokrotnie próbował sam dodzwonić się do krakowskiego sanepidu – bezskutecznie! Łatwiej było skontaktować się ze stacją w Gdańsku. – Tam usłyszałem, że inspektorzy także próbowali przekazać informacje do kolegów z Krakowa, ale nie udało im się – dodaje Paweł. Uspokaja go jedynie fakt, że weselnicy, których przebadał gdański sanepid otrzymują negatywne wyników testu na koronawirusa. Ale jak mówi, z powodu niepewnej sytuacji jego mama została poproszona o nieprzychodzenie do pracy. – Gdybym został skierowany na kwarantannę byłbym już po testach, a w tym momencie nie wiem, czy kontakt ze strony sanepidu nastąpi. Czy jeśli nie mam żadnych objawów mogę normalnie wychodzić do sklepu czy pracy – podkreśla.

„Wyborcza” zapytała krakowski sanepid o sprawę Pawła w czwartek. Do dziś nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.

Nie widnieją w statystykach

Problem ze skontaktowaniem się z sanepidem w Krakowie miał też Michał i jego żona, która poczuła się źle 17 lipca. – Tego samego dnia się okazało, że kilka koleżanek u niej w pracy tak samo źle się czuje. Branża usługowa, sporo ludzi się przewija. Jedna z koleżanek na własną rękę zrobiła sobie test i wyszedł pozytywny. Dała nam wszystkim znać i poinformowała sanepid – opowiada Michał. – Sanepid wtedy jeszcze jako tako działał i przyjął od niej listę osób, z którymi miała kontakt, w tym z moją żoną. Osoby miały zostać skierowane na badania. Niestety, dalszy kontakt z sanepidem już był znikomy więc moja żona i inni pracownicy musieli zrobić test na własną rękę – dodaje.

22 lipca jego żona na własną rękę wykonała test w mobilnym punkcie przy Tauron Arenie. Michał postanowił poinformować sanepid, że miał kontakt z osobą zakażoną. – Niestety, pomimo usilnych telefonów, kilku różnych infolinii (wszystkie nieczynne) oraz prób kontaktu ze stacją wojewódzką (powiedzieli, że nam nie pomogą i podali telefony do powiatu, również nieczynne), nie udało nam się z nimi skontaktować – nie kryje oburzenia nasz Czytelnik. Pomoc otrzymał dopiero w Szpitalu Uniwersyteckim, gdzie on i żona zostali przebadani, a lekarze wystawili im L4. 25 lipca także Michał otrzymał pozytywny wynik testu i od tego czasu przez kilka dni bezskutecznie próbował skontaktować się z sanepidem. – Dzwoniłem też na infolinię ogólnokrajową, która odebrała, przyjęła zgłoszenie i przekazała informacje, że sanepid musi się zgłosić w przeciągu 24 godzin. Ale tak się nie stało – zaznacza. I reasumuje: – Przez kilka dni od potwierdzenia u nas COVID-19 nie mamy informacji, czy jesteśmy na kwarantannie, nie było u nas policji, nie instalowaliśmy aplikacji, nikt nie prosił mnie o listę osób, z którymi miałem kontakt i nikt nie odbiera od nas śmieci.

Michał i jego żona doczekali się kontaktu ze strony sanepidu dopiero po pięciu dniach. – Osoba dzwoniąca przepraszała, zaznaczając że mają w sanepidzie jakieś problemy i przekazała informacje, że skoro jesteśmy pod opieką szpitala to wszystko jest w porządku – mówi nasz Czytelnik. I – jak dodaje – na dzienne statystyki zakażonych osób lub objętych kwarantanną patrzy z przymrużeniem oka, bo sam przez kilka dni w nich nie widniał.

Koronawirus w sanepidzie

Słowa krytyki w stronę krakowskiego sanepidu płyną także w sieci. „Siedzę piąty dzień z dwójką 9-miesięcznych dzieci i nikt nie dzwoni, nikt nie pyta, ero kontaktu. Sam muszę się prosić o to żeby ktoś się zajął moją sprawą, wydzwaniać zgłaszam się i nadal nic. (…) zacznijcie pracować na obrotach mniej kawki herbatki ciasteczek to wam praca będzie szła szybciej!!!” – napisał na facebookowym profilu Wojewódzkiej Stacji Sanitarno Epidemiologicznej w Krakowie pan Mateusz. W odpowiedzi przeczytał, że myli stację wojewódzką z powiatową.

O problemach w PSSE w Krakowie pisaliśmy kilka dni temu. Wówczas Dominika Łatak-Glonek, rzeczniczka prasowa WSSE informowała, że sześciu pracowników powiatowej stacji jest zakażonych koronawirusem, a 14 przebywało na kwarantannie. Niektórzy pracownicy sanepidu w rozmowie z „Wyborczą” skarżyli się, że organizacja badań w stacji budzi zastrzeżenia. Po pojawieniu się informacji o koronawirusie w sanepidzie jego pracownicy nadal pracowali zamiast czekać w domach aż do uzyskania wyników testów. Dlaczego? Tego sanepid nie wyjaśnił.

Do redakcji “Wyborczej” dotarł za to mail, w którym autorzy podający się za pracowników PSSE w Krakowie odcinają się od podawanych przez nasze źródła informacji o nieprawidłowościach podczas przeprowadzania wymazów. “Osoba, która raczyła w imieniu wszystkich, podjąć decyzję o podzieleniu się z prasą nieprawdziwymi faktami prosimy, aby następnym razem wypowiadała się jedynie za siebie, lub zgłaszała wszelkie niejasności lub sprzeciwy swoim bezpośrednim przełożonym” – czytamy w liście podpisanym “Pracownicy PSSE w Krakowie”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrezydent Andrzej Duda i kard. Kazimierz Nycz otrzymali statuetki “Przyjaciel Dużych Rodzin”
Następny artykułKoronawirus w Polsce. Śmierć kolejnych 10 osób. Oto aktualna mapa zarażeń