A A+ A++

Zasłanianie ust i nosa w przestrzeni publicznej obowiązuje obecnie w całej Polsce, ale ze względu na pandemię koronawirusa maseczek musimy używać już od dobrych kilku miesięcy m.in. w sklepach czy galeriach.

Niestety nie wszyscy chętnie stosują się do tych obostrzeń i wciąż z premedytacją nie zakrywają ust i nosa lub wykłócają się z pracownikami sklepów czy innych miejsc, w których powinni tego obowiązku przestrzegać.

Tak było kilka tygodni temu podczas zwiedzania Zbiornika Stary Sobieski w Gdańsku. Jak w innych atrakcjach turystycznych, także tam, przed wejściem należało zdezynfekować ręce. Obowiązywał także nakaz zasłaniania ust i nosa, o czym pracownicy przypominali przed wejściem na teren obiektu.

Wszyscy odwiedzający dostosowali się do wymogów, ale jeden mężczyzna niestety miał z tym problem. Zaczął wykłócać się z przewodnikiem, że nie założy maseczki i że to ogranicza jego prawa. Ale pracownik obiektu uprzejmie informował, że nie może go z tego obowiązku zwolnić i bez maseczki mężczyzna nie może zwiedzać.

Grupa turystów zaczęła się już denerwować, bo chciała rozpocząć zwiedzanie, ale mężczyzna był uparty i odmawiał zasłonięcia ust i nosa.

Po dziesięciominutowej wymianie zdań, mężczyzna zaczął otwierać plecak, a z niego wyjął… maskę klauna, którą założył i udał się na zwiedzanie z resztą grupy. Większości ciężko było powstrzymać śmiech, na szczęście ich usta zakrywały maseczki więc nikt tego nie zauważył.

“Co za typ. Skoro miał taką super maskę, to mógł ją od razu wyjąć” – skomentował ktoś z tłumu. Inni tylko kiwali głowami.

Nakaz zakrywania ust i nosa. Tak Polacy stosują się do obostrzeń

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSiedlce: szpital wojewódzki przedłuża wstrzymanie nowych przyjęć na dwa oddziały
Następny artykułJeden wniosek do sądu, posypały się też mandaty