A A+ A++

Jak informuje Ośrodek Studiów Wschodnich, od początku października Rosja ograniczyła dostawy gazu do Mołdawii do poziomu ok. 60% tamtejszego zapotrzebowania. Gazprom tłumaczy tę sytuację negocjacjami z mołdawską władzą, które dotyczyć mają nowego kontraktu na dostawy błękitnego paliwa – poprzedni wygasł bowiem 30 września. Trwająca już prawie trzy tygodnie sytuacja urosła do rangi kryzysu energetycznego. Niedobory gazu w Mołdawii były na tyle duże, że tamtejszy rząd zdecydował o wykorzystaniu tzw. gazu technicznego, zatłaczanego do rurociągów, by zwiększyć efektywność ich pracy. Z kolei 13 października mołdawska Komisja Sytuacji Nadzwyczajnych zdecydowała o wprowadzeniu stanu zagrożenia na rynku gazu i upoważniła spółki do negocjowania dostaw błękitnego paliwa z Rumunią i Ukrainą. 

Dla Mołdawii – w pełni uzależnionej od dostaw surowców energetycznych, pozyskującej z gazu elektryczność oraz ciepło – ustalenie nowych, akceptowalnych warunków dostaw gazu z Rosji to być albo nie być. Mołdawski przemysł i energetyka już teraz muszą radzić sobie z ograniczeniami podaży będącymi skutkiem stanu zagrożenia. Sytuację znacząco pogarsza charakter mołdawskiej energetyki: aż 80% energii elektrycznej zużywanej w Mołdawii generowane jest przez elektrownię gazową w separatystycznym Naddniestrzu, powiązanym politycznie i gospodarczo z Rosją, która m.in. utrzymuje tam bazy wojskowe. Jednakże jednostka zasilana jest gazem kupowanym przez Mołdawię. Jak wskazuje Ośrodek Studiów Wschodnich, władze naddniestrzańskiej elektrowni już zapowiedziały możliwość ograniczenia produkcji z uwagi na problemy w dostawach gazu. To – oraz zbliżająca się zima – stawiają Mołdawię pod ścianą: przerwy w dostawach energii elektrycznej i ciepła stają się realne i zagrażają całości społeczeństwa. Tymczasem warunki oferowane przez Gazprom są nieakceptowalne. O ile poprzedni kontrakt gazowy, obowiązujący do 30 września, wyznaczał cenę za 1000 metrów sześciennych na poziomie ok. 200 dolarów, o tyle obecne stawki dyktowane przez Rosjan to już 790 dolarów. To olbrzymie obciążenie polityczne i gospodarcze dla mołdawskiego państwa – ale w starciu z Gazpromem ma ono niezwykle ograniczone możliwości.

„Mołdawia jest w bardzo trudnej sytuacji. Rosja oferuje jej kontrakty spotowe, comiesięczne, które zakładają wzrost ceny z 200 do 790 dolarów za 1000 metrów sześciennych, przy czym mówimy o poziomach na październik. Jeśli zaś chodzi o kontrakt na listopad, to cena może sięgnąć nawet ponad 1000 dolarów. Pozostaje również sprawa długu Mołdawii właściwej wobec Gazpromu, który sięga kilkaset milionów dolarów oraz dług Naddniestrza, wynoszący 7 mld dolarów, którym Gazprom obciąża rząd w Kiszyniowie” – mówi serwisowi Energetyka24 dr Adam Eberhardt, dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich oraz pełnomocnik premiera do spraw Wspierania Reform w Republice Mołdawii.

 Reklama

Moskwa ma w tej sytuacji własne, pozaenergetyczne cele. Eksperci wskazują na związek działań Rosji ze zmianą polityczną, jaka miała miejsce w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy w Mołdawii. Prezydentem tego kraju została bowiem wcześniejsza premier Maia Sandu, która prowadzi klarownie prounijną politykę, zmierzającą do zbliżenia Mołdawii z Zachodem. Jest to oczywisty cios w interesy Rosji, chcącej utrzymać Mołdawię we własnej orbicie wpływów. Tymczasem sytuację z cenami gazu wykorzystuje mołdawska opozycja, domagając się od prezydent osobistej podróży do Moskwy i rozpoczęcia negocjacji z Rosjanami. Sandu stwierdziła jednak, że rozmowy ws. kontraktu gazowego to domena spółek energetycznych, nie prezydenta kraju. Można zatem powiedzieć, że kryzys energetyczny, skutkujący pęknięciem politycznym i spadkiem poparcia dla prezydent jest Kremlowi na rękę.

„W przypadku Mołdawii nałożyło się na siebie negatywnych elementów: zakończenie kontraktu i szczyt wzrostu cen gazu na rynkach, a następnie jego niedobór oraz działania Rosji, które mają wykoleić prozachodni, proeuropejski rząd mołdawski” – stwierdza dr Eberhardt.

Sprawa została już zauważona przez Unię Europejską. Jak donosi portal New Europe, Komisja Europejska ma „poszukiwać form technicznego wsparcia, które mogłyby zostać zaoferowane”. Z kolei przedstawiciele strony mołdawskiej prowadzą rozmowy z Rumunią w sprawie awaryjnych dostaw gazu. Jednakże, jak podaje Financial Times, Bukareszt sam ma problemy z zaspokojeniem własnego zapotrzebowania.

Mołdawia stara się również o pomoc ze strony Polski. 18 października do Warszawy przybyła mołdawska delegacja na czele z wicepremierem. „Rozmowy z wicepremierem Mołdawii Andreiem Spînu, który dzisiaj jest w Polsce. Zapewniłem go o poparciu Polski dla Mołdawii w trwającym właśnie rosyjskim szantażu gazowym. W piątek prezydent Andrzej Duda rozmawiał w tej sprawie z prezydent Maią Sandu. Chcemy pomóc!” – napisał na Twitterze minister Jakub Kumoch, Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta RP.

Ewentualne działania ze strony Polski mogą przybrać formę polityczną – np. podnoszenia sprawy Mołdawii na forum Unii Europejskiej oraz wsparcia negocjacyjnego w rozmowach z Rumunami (posiadającymi interkonektor z Mołdawią) czy Ukraińcami (którzy dysponują największymi w Europie magazynami gazu). Istnieje jednak szansa na wsparcie materialne – dlatego też, jak ustaliła Energetyka24, odwiedzający Warszawę wicepremier Spînu spotkał się z przedstawicielami polskich spółek gazowych (PGNiG, Gaz-System) oraz z pełnomocnikiem rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotrem Naimskim. Jednakże polskie spółki, będące podmiotami prawa handlowego, muszą sprzedawać błękitne paliwo po cenach rynkowych, które obecnie są wysokie.

Kwestia ta jest o tyle istotna, że wpasowuje się w szerszy problem niebezpiecznych działań Rosji zmierzający do wytworzenia sztucznej sytuacji na europejskim rynku gazu. Rosjanie już od sierpnia br. starają się windować ceny błękitnego paliwa wysyłając psychologiczne sygnały w stronę giełd – najpierw opróżniali (tuż przed sezonem grzewczym) kontrolowane przez siebie magazyny w Niemczech i Holandii, a następnie nie dokonywali rezerwacji dodatkowych przepustowości na trasach przesyłowych wiodących na Zachód. Postawa Gazpromu przełożyła się skok cen gazu w Europie. Co więcej, sytuacja staje się również okazją do podkreślania walorów długoterminowych umów z Rosją – tak zrobił m.in. prezydent Serbii Aleksandar Vucic, który uznał, że obecny chaos na rynku gazu to efekt odchodzenia państw europejskich od długoterminowych formuł na rzecz zakupów spotowych. Co ciekawe, Serbia przymierza się właśnie do negocjowania nowej umowy na dostawy gazu z Rosji – mówiąc w tym kontekście, Vucic wspomniał, że zamierza przekonać Rosjan do utrzymania niskich cen gazu dla serbskich odbiorców. „Pod koniec 2021 roku będziemy kupować 6,5 miliona metrów sześciennych gazu dziennie (…) płacąc 270 dolarów za 1000 metrów sześciennych, co jest obecnie najlepszą ceną w Europie. (…). Dlatego spotkanie z prezydentem Putinem jest kluczowe, będę pytał go o możliwość przedłużenia obowiązywania obniżonej ceny” – powiedział Vucic, a media osadziły jego wypowiedź w kontekście cen na europejskim rynku spotowym, gdzie za gaz trzeba płacić nawet 1000 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Na działania Rosji zwraca uwagę nawet Międzynarodowa Agencja Energii, która stwierdziła, że Gazprom mógłby przesyłać do Europy co najmniej o 15% więcej gazu, by wyhamować wzrosty cen.

Działania Rosji względem Mołdawii wpasowują się w szerszą politykę wykorzystywania przez Kreml surowców energetycznych do celów politycznych. Uruchomienie gazociągu Nord Stream 2 oraz przerzut wolumenów gazu słanych obecnie przez rurociągi lądowe na Bałtyk jedynie wzmocni rosyjskie możliwości w tym zakresie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSpr. 96/2021 -Konserwacja i utrzymanie nawierzchni Hansegrand na terenie parków i skwerów.
Następny artykułStraż Miejska w Warszawie zapowiada strajk. Domaga się podwyżek i jednej dymisji