Przed kilkoma dniami sytuacja była naprawdę niebezpieczna. Ogień strawił tzw. Czerwony Las – jedno z najbardziej napromieniowanych miejsc w całej strefie oraz zbliżył się na około 500 metrów do Arki, która skrywa pod sobą IV reaktor – ten sam, w którym w 1986 roku doszło do wybuchu.
O obecnej sytuacji w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia rozmawiamy z Krystianem Machnikiem z grupy Napromieniowani.pl, który skażone tereny odwiedził łącznie 94 razy, spędzając tam setki dni…
Czy mamy się czego obawiać? Jak obecnie wygląda sytuacja i czy pożar nadal się rozprzestrzenia – o tym i o wielu innych ciekawych sprawach dotyczących bieżących wydarzeń przeczytacie w poniższej rozmowie.
– Jak obecnie wygląda sytuacja w strefie?
– Po wczorajszych opadach deszczu sytuacja została opanowana. Wciąż tli się jednak ściółka, więc istnieje ryzyko ponownego rozprzestrzenienia się ognia, dlatego strażacy aktualnie robią co mogą, by całkowicie go zdusić. Nad Strefą wciąż latają śmigłowce, a po ulicach krążą dziesiątki wozów strażackich, które zabezpieczają teren. Ponadto, z obwodu Dniepropietrowskiego skierowano dodatkowe siły. Taka sytuacja może potrwać jeszcze przez kilka kolejnych dni.
– Czy mieszkańcy naszego kraju mają się czego obawiać? W Internecie znaleźć można wiele opinii, a starsze osoby obawiają się powtórki z ’86 roku. Czy zasadnie?
– Takie informacje nie mają żadnego uzasadnienia i wynikają z niewiedzy. W 1986 roku mieliśmy do czynienia z odkrytym reaktorem z którego uwalniane były radioaktywne cząstki przez kilka miesięcy. Przez kolejne 34 lata duża część tego wszystkiego po prostu się „wypromieniowała”, a poziom radiacji jest bez porównania niższy, co sprawia, że porównywanie aktualnych wydarzeń do tych z ‘86 roku jest całkowicie pozbawione sensu i służą bardziej nakręcaniu wyświetleń niż informowaniu.
– Ile hektarów strawił już pożar? Czy rozwija się on nadal w tak szybkim tempie jak wcześniej?
– Według ostatnich informacji pożar strawił teren o powierzchni 11 500 hektarów, w tym 18 opuszczonych wiosek i kilka innych miejsc. Szacunki te nie są dokładne, ponieważ wciąż jest dużo dymu, który uniemożliwia dokładne oszacowanie strat. Tym zapewne administracja Strefy Zamkniętej zajmie się dopiero wtedy, gdy ogień zostanie ostatecznie pokonany.
Aktualnie sytuacja jest w miarę opanowana, ale wieje silny wiatr, więc wszystko może się zmienić.
– Przedwczoraj za pośrednictwem strony Napromieniowani.pl informowaliście, że ogień dotarł już do Czerwonego Lasu – najbardziej radioaktywnego miejsca w strefie, a w nocy niebezpiecznie zbliżył się do Arki. Władze Strefy zapewniają, że nie wedrze się on do środka. Czy Ty również tak uważasz? Być może płynące stamtąd komunikaty są tylko po to, aby uspokoić mieszkańców?
– Owszem, ogień dotarł do Czerwonego Lasu będącego najbardziej radioaktywnym miejscem w Strefie Zamkniętej, ale jest to zagrożenie o charakterze lokalnym. Dla Polski praktycznie znikome. Podczas spalania skażonych drzew czy ściółki do atmosfery uwalniana jest część radionuklidów (większa część pozostanie w popiele), jednakże po 34 latach od katastrofy jest tego zbyt mało, byśmy mogli mówić o skażeniu na wielką skalę. Po prostu już zbyt wiele czasu upłynęło od katastrofy.
Ogień faktycznie zbliżył się niebezpiecznie blisko sarkofagu Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej, ale trzeba mieć na uwadze, że obiekt jest oddzielony od lasu, okrążony drogą asfaltową, a wokół niego jest wielki betonowy plac. Musiałby ktoś podpalić celowo na terenie elektrowni, żeby zaczęło tam płonąć.
Oczywiście, komunikaty są po to, żeby uspokoić mieszkańców i są bardzo uzasadnione. Monitorujemy sytuację również na własną rękę i nie ma obecnie żadnych podstaw, by sądzić, że mówią nieprawdę.
– Czy twoim zdaniem siły i środki działające na miejscu są wystarczające?
– Absolutnie nie. W Polsce do mniejszych pożarów angażowano większe środki, a przecież też nie jesteśmy przodownikami w rozwoju pożarnictwa. Na Ukrainie sytuacja jest jednak dużo gorsza, ponieważ od kilku lat mają problem z wojną z Rosją. W momencie rozpoczęcia konfliktu władze były zmuszone zwiększyć finanse na wojsko, co pociągnęło za sobą szukanie oszczędności w innych dziedzinach. Bardzo oberwało się wtedy strażakom: dużą część zwolniono, a pozostałym pensje zmniejszono nawet o połowę. Efekt był taki, że w niektórych jednostkach było więcej sprzętu niż ludzi, którzy mogli go obsłużyć.
– Ile czasu jeszcze może potrwać taka sytuacja? Czy można już mówić o półmetku?
– Ciężko w tej sytuacji mówić o czymkolwiek. Podobnie jak w Polsce, na Ukrainie tej zimy nie było śniegu, więc gleba jest bardzo wysuszona. Jakby tego było mało, padać też nie chce i długoterminowe prognozy nie zapowiadają zmiany sytuacji. Pamiętajmy też, że na Ukrainie jest dużo mniejsza gęstość zaludnienia niż w Polsce. To ogromny kraj i naprawdę jest co się tam palić. Sezon pożarowy zaczął się ledwie 2-3 tygodnie temu, a przed nami jeszcze prawie pół roku…
– Co z samosiołami, którzy nadal zamieszkują wykluczoną strefę? Z pewnością posiadasz informacje, czy wszyscy są cali. Czy ich domostwa ocalały, czy mają do czego wracać?
– Na szczęście, płonęły głównie tereny niezamieszkane przez samosioły. Jedynie w opuszczonym mieście Poliske na południowym-zachodzie Strefy Zamkniętej zaczęły palić się miejsca, w których żyją ci ludzie. Ewakuowano ich natychmiastowo, ale strażakom udało się ocalić ich domy i wszyscy już wrócili na swoje miejsce.
– Nie jest tajemnicą, że od wielu lat organizujesz wycieczki w miejsca mało dostępne. Koronawirus to jedno, a co po pożarze…? Wiele historycznych miejsc już nie ma. Jak bardzo zmienia się Wasze wyprawy?
– Tak naprawdę niewiele się zmieni z punktu widzenia wypraw. Spłonęły głównie trudno dostępne wioski w centralnej i zachodniej części Strefy Zamkniętej, które interesowały tylko promil najbardziej zafascynowanych tematem osób. Ze wszystkich miejsc interesujących ludzi na takich wycieczkach spłonęło tylko jedno – opuszczony ośrodek wypoczynkowy “Szmaragdowy”, w którym znajdowały się letniskowe domki z wymalowanymi na ścianach postaciami z radzieckich bajek.
Większy ból jest dla eksploratorów takich, jak my. Dokumentujemy te miejsca i dzielimy się tym z innymi na naszej stronie, a spłonęły akurat te wioski, które były ostatnimi na liście tych do których nie zdążyliśmy jeszcze dojechać…
Z Krystianem Machnikiem z Napromieniowani.pl rozmawiał Jacek Trzosowski.
(fot. K. Machnik)
Ukraińskie służby pracują nad ustaleniem sprawców lub źródła pożaru. Wczoraj akt oskarżenia otrzymał 37-letni mieszkaniec Ukrainy, który nieumyślnie doprowadził do jednego z pożarów.
Nie wiadomo jednak do końca, co było przyczyną powstania największych ognisk pożaru.
– Choć nie ma żadnych dowodów, że grupa AWO (lokalna grupa wandali – przyp. red.) doprowadziła do pożaru – w moim przekonaniu – wszystko na to wskazuje. Sądząc po ich komentarzach, wywnioskować można, że pożar był im na rękę, a wręcz cieszyli się z obecnej sytuacji. Przed kilkoma dniami zdewastowali monument Prypeci, co świadczy o ich obecności w tym miejscu – mówi mieszkaniec Kociewia Adam Bojanowski, który wielokrotnie eksplorował Strefę Wykluczenia, a także związany jest z grupą Napromieniowani.pl. – Widziałem, że wcześniej w Internecie opublikowali krótki filmik, na którym widać, że zapaliła im się ziemianka. Nie można wykluczyć, że to właśnie było przyczyną powstania pożaru.
Moim zdaniem warto będzie jeździć, bo ogień nie wyżądzi wielkich szkód w Prypeci, bo beton się przecież nie pali. Ogień strawi najwyżej futryny i ościeże na dolnych piętrach. Całkowicie mogą spłonąć natomiast sklepy i inne podobne obiekty, które mają drewnianą konstrukcję.
Najgorzej jest we wioskach, bo tam 99 proc. obiektów jest z drewna.
Przez te wszystkie lata, kiedy w Strefie nie było człowieka, natura niepowtarzalnie się odbudowała. To wielka szkoda, że tyle terenów uległo spaleniu. Ja z pewnością jeszcze tam wrócę – zapewnia nasz rozmówca.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS