Dziesiąty gem drugiego seta, Iga Świątek broni pierwszą piłkę meczową. Wielu kibicom broniącej tytułu w Rzymie tenisistki spadł wtedy kamień z serca. Wojciech Fibak poszedł wtedy jeszcze dalej. – Powiedziałem wtedy, że wygra cały turniej – przyznaje. Ale Polka nie przeszła nawet do kolejnej rundy. A przed nią obrona tytułu w wielkoszlemowym Roland Garros.
“Gdzie, jak nie w Rzymie czy Paryżu?” – tak myślało wielu kibiców Świątek. Bo to właśnie w stolicy Italii i na kortach im. Rolanda Garrosa rywalizuje się na klasycznej mączce, na której Polka czuje się najlepiej. I na której osiągała dotychczas niesamowite wyniki, przegrywając bardzo rzadko. Ale teraz we Włoszech, gdzie w przeszłości triumfowała trzykrotnie, odpadła już w drugiej rundzie.
– Jestem trochę podłamany, prawdę mówiąc. Te poprzednie porażki na mączce trochę tłumaczyłem halowymi warunkami w Stuttgarcie i półhalowymi w Madrycie, gdzie swoje robi wysokość n.p.m. W przeszłości Iga wygrywała te turnieje, ale nie dominowała tam tak, jak w Rzymie. Teraz nie mogła się tam odnaleźć. Szczególnie pod kątem forhendu i tego timingu forhendowego. I tak sobie tłumaczyłem “Ok, ale dotrze do Rzymu i na tej klasycznej mączce już swoje wygrała i tutaj się uda. Forhend wróci” – podkreśla Fibak.
Nie kryje on, że w jego oczach druga rakieta świata – mimo bardzo nierównej gry w tym sezonie – była faworytką zmagań w Rzymie. – Nawet mówiłem kolegom “Postawcie na Igę”. Bo wszyscy mówią o kryzysie. Myślałem: “Kryzys, kryzys. Żaden kryzys, ona wygra ten turniej – wspomina ekspert.
Jego zdaniem Collins to obok Jeleny Ostapenko jedyna zawodniczka w tourze, która tak dobrze potrafi zmieniać rytm gry i atakować serwis Polki. Tyle że z określaną mianem jej koszmaru Łotyszką przegrała wszystkie sześć pojedynków, a z Amerykanką miała dotychczas bilans 7-1.
– I to teraz przegrała jeszcze na ziemi… Wydawało się, że Collins w końcu się pogubi. Że nie będzie w stanie tak ciągle atakować tym returnem. A jednak się myliłem. Rozegrała znakomite spotkanie do samego końca, wytrzymała tę presję ostatnich punktów. A Iga – jak w Madrycie – zadziwiała mnie tym spieszeniem się. Tym, że chciała od razu z pierwszej piłki kończyć akcję. Choć to był mecz na wolnej ziemnej nawierzchni, to oglądaliśmy może z pięć dłuższych wymian i wszystkie punkty były albo wygrane od razu przez Collins, albo przez brak timingu popsute przez Igę – analizuje Fibak.
Nie kryje on również zaskoczenia radami, które słyszał podczas meczu z ust członków sztabu szkoleniowego Polki. – Aby kontynuowała taką taktykę, strategię na jedno uderzenie. Bez dłuższych wymian, nie graj z rezerwą, nie graj konserwatywnie. Wydawałoby się, że na korcie wolnym im dłuższe wymiany, im więcej Collins będzie biegać, tym większe szanse na wygranie akcji, bo ona – tak jak większość Amerykanek – nie potrafi się ślizgać na mączce. Nie kryje kortu nawet w jednej trzeciej tak, jak Iga – ocenia.
I dodaje z przekonaniem, że gdyby tych dłuższych wymian było 20-30, to Świątek – po wygraniu drugiego seta, w którym była blisko – wygrałaby trzeciego 6:0 lub 6:1.
– Wyobrażam sobie, że wszyscy ci, którzy mniej czują tenis, mniej się znają, a dotąd wylewali krytykę na Igę ze wszystkich możliwych stron, teraz tym bardziej się rozpędzą i współczuję Idze – zaznacza.
Fibak zwraca też uwagę, że wspomniany już pośpiech w przypadku szybkich jak na ziemię warunków w Madrycie, był samobójczą taktyką. – Ale w Rzymie też jest to dla mnie niezrozumiałe – podkreśla.
Utytułowany tenisista przypomina, że od połowy drugiego seta gra Polki poprawiła się i wydawało się, że może przejąć inicjatywę.
– Collins opierała się na tych returnach “bum-bum”. Wygrana Igi w drugim secie wisiała w powietrzu. Po obronie piłki meczowej i wyrównaniu na 5:5 powiedziałem nawet, że Iga będzie mocniejsza w końcówce i wygra cały turniej – przyznaje mój rozmówca.
Poprzedni występ – w Madrycie – Świątek zakończyła na półfinale, w którym została rozbita przez Coco Gauff 1:6, 1:6. Wspominała potem o kilkudniowej przerwie od tenisa, ale następnie zmieniła plany i od razy przeniosła się trenować w Rzymie.
– Zaimponowała mi tym. Ja na pewno bym nie robił przerwy. Bo Iga dodaje tym kolejnym tenisistkom więcej wiary w to, że można ją pokonać. Mogą wtedy pomyśleć: “Skoro przegrywa i robi przerwę, to teraz nawet ja mogę z nią wygrać” – argumentuje Fibak.
Za dwa tygodnie rozpocznie się wielkoszlemowy Roland Garros, w którym Świątek nie tylko broni tytułu, ale i w którym triumfowała cztery razy w pięciu ostatnich edycjach. Czy liczenie, że przełamie się w tym turnieju – po tym, co wydarzyło się w Rzymie – to liczenie na cud?
– Ja wierzę, że będzie miała korzystniejszą drabinkę. Że nie trafi na Ostapenko czy Collins, tylko na rywalki, które dadzą jej więcej rytmu i dzięki kilku zwycięstwom się odrodzi. I może w drugim tygodniu w Paryżu wróci nam już wielka Iga – zapewnia Fibak.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS