A A+ A++

Twórcy seriali ostatnio coraz chętniej sięgają po gry, by przenieść je na ekran. Z jednej strony wydawać by się mogło, że mają ułatwione zadanie – zazwyczaj świat wykreowany w lubianych grach jest tak dopracowany, że przy odpowiednim budżecie i dobrych ekspertach od CGI wystarczy bez zbędnego kombinowania przenieść go na ekran. Z drugiej – to też największa pułapka, gdyż oddanie klimatu gry, zamknięcie jej złożoności w ograniczonej czasem fabule, może okazać się zgubne. Do tego dochodzi cała rzesza zaciekłych fanów, którzy zawsze mają wiele do powiedzenia na temat wszystkiego: od decyzji obsadowych po detale scenografii. Twórcy serialu postanowili jednak odejść fabularnie od gier, dając nam nową historię, jedynie osadzoną w świecie gry.

Do “Fallout” zabierałam się z dużą rezerwą. Bo czy możliwa jest kolejna po “The Last of Us” udana adaptacja gry w tak niewielkim odstępie czasu? Dodatkowo w tym wypadku nie miałam odniesienia do oryginału – nigdy nie grałam w żadną z odsłon serii “Fallout”. Szybko jednak dałam się porwać akcji i przede wszystkim światu, który wykreowali twórcy serialu. Mimo że w pierwszym odcinku mnogość postaci i miejsc może przyprawić o zawrót głowy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Już plansza otwierająca serial jest intrygująca. Na początku widzimy bowiem wielki napis “The End”. Chwilę później wraz z uczestnikami przyjęcia dla dzieci obserwujemy wybuch bomby atomowej. A potem kolejnej… i jeszcze jednej.

W kolejnej scenie jesteśmy już w 2294 r., 219 lat po wydarzeniach z pierwszej sceny. Poznajemy energiczną, żywiołową i nieco naiwną Lucy, zaangażowaną w życie lokalnej społeczności mieszkankę krypty 33, która zgłasza się na kandydatkę do zaaranżowanego małżeństwa z mieszkańcem krypty 32. Dzień ślubu Lucy zmieni jej życie na zawsze. Zmusi ją do opuszczenia bezpiecznego schronienia i wyjścia na zewnątrz, gdzie będzie musiała odnaleźć swojego ojca (znany m.in. z “Miasteczka Twin Peaks” Kyle MacLachlan) i zmierzyć się z postapokaliptycznym światem.

A świat na zewnątrz nie jest pusty. Jest tam wielu ludzi i mutantów. Niektórzy próbują go chronić, próbując ułożyć go według swoich zasad, inni chcą jak najbardziej skorzystać na zaistniałej sytuacji. I tak, jest to bardzo brutalny świat. Jedną z zamieszkujących go grup jest Bractwo Stali zajmujące się zbieraniem i ochroną przedwojennej technologii, do którego należy Maximus. Posługujące się średniowieczną nomenklaturą i hierarchią militarne zgrupowanie mianuje Maximusa giermkiem rycerza uzbrojonego w zaawansowany pancerz T-60. Szybko okazuje się jednak, że Bractwo Stali z kodeksem rycerskim niewiele ma wspólnego.

Trzecią centralną postacią serialu jest Ghoul (w tej roli Walton Goggins). Beznosy, ponad 200-letni kowboj, który przed wojną był aktorem. Teraz walczy z popromienną chorobą, by nie przekształcić się w feral ghoula, czyli coś na kształt zombie. Po pierwszych odcinkach trudno przypisywać mu jakiekolwiek moralne zasady. Ale w “Fallout” nic nie jest czarno-białe.

Serial jest bardzo brutalny. Krew leje się niemal w każdej scenie, a trupów nie sposób zliczyć. To jednak nie jest przemoc realistyczna, a utrzymana w klimacie gier, momentami nawet zabawna. Zwłaszcza gdy dostajemy sceny tak dziwacznej śmierci, jak utopienie w beczce z kiszonymi ogórkami.

Czarny humor jest obecny w serialu już od pierwszych chwil. Zabawna jest naiwność Lucy zderzona z brutalnym światem, zabawny jest pragmatyzm, do jakiego sprowadzono relacje damsko-męskie. Wreszcie zabawne są dialogi i kwestie wypowiadane przez Ghoula, który, choć oszpecony, to wciąż pełen mrocznego uroku.

Dodatkowym, a może najważniejszym atutem serialu jest wykreowany w nim świat. Sceneria zmienia się niesamowicie w zależności od miejsca, w którym znajdują się bohaterowie. Do tego gadżety, którymi się posługują, same w sobie są intrygujące.

Do tej pory zdołałam obejrzeć 2 odcinki serialu. Ale śmiało mogę powiedzieć, że “Fallout” to kawał dobrej rozrywki. Czy oprócz niej dostaniemy coś więcej? Na pierwszy rzut oka przesłanie wydaje się proste – ludzie, choć zdolni do wielkich poświęceń i bohaterstwa, są też zdolni do chciwości, autodestrukcji i brutalności. W kolejnych odcinkach przekonamy się, czy wniosków będzie więcej. Jeśli tak, to mam nadzieję, że zostaną podane nienachalnie, mimochodem, pozostawiając po stronie widzów decyzję, czy chcą doszukiwać się w tej opowieści drugiego dna. Bo mam wrażenie, że siła tego serialu tkwi w jego lekkości.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBiegła nie jest w stanie określić progu bólu i skali cierpienia piskląt kormoranów
Następny artykułAntywojenna Warszawa