Robię te osiem godzin i do domu. Żadnych nadgodzin! Dodatkowe 200 zł w miesiącu nie zwróci mi straconego czasu dla siebie – mówi Mateusz. Pokolenie Z nie żyje, żeby pracować. Pracuje, żeby żyć.
– Ośmiogodzinny rytm pracy przybliża mnie do myślenia o śmierci. Wstaję przed siódmą, do pracy mam na ósmą. Dzięki Bogu pracuję zdalnie. Siadam do laptopa ze świeżo zaparzoną yerbą. Kończę, ogarnę się i zrobię obiad, a tu już wieczór stuka w okno. Przemnożyć to razy pięć dni w tygodniu przez 40 lat życia. Zostaje mi ponad 4 tys. dni weekendowych do wykorzystania. Czyli 11 lat. Równie dobrze tyle mogłoby trwać moje życie – zastanawia się 27-letni Filip pracujący w łódzkiej firmie marketingowej.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS