— Robiłam studia z psychologii, byłam świadoma mechanizmów depresji. A mimo to wypierałam ją i bagatelizowałam. Czułam się winna, że zawracam głowę specjalistce, która powinna ratować prawdziwie chorych. Jeśli ktokolwiek zastanawia się, czy pójść do psychiatry, powinien to zrobić – mówi Emilia Dłużewska, dziennikarka i autorka książki “Jak płakać w miejscach publicznych”.
“Newsweek”: “Czy osoba z depresją może być wesołą osobą?” – pyta pani w swojej książce. To może?
Emilia Dłużewska: Cały czas się nad tym zastanawiam. Zależy, czy mamy na myśli epizod depresyjny, czy sam fakt, że dana osoba choruje na depresję. W pierwszym przypadku raczej nie, w drugim raczej tak. Dlatego na początku książki napisałam, że “każdej tragedii towarzyszy coś zabawnego”. Użyłam tego zdania niczym bezpiecznika. Bo, przepraszam za banał, życie jest dość absurdalne. Nawet poważne sprawy mogą być jednocześnie śmieszne. Rozmawiałam z pewną dziennikarką, która przyznała: “Gdy czytałam twoją książkę, dawałam sobie po łapach”. Nie wiedziała, czy wypada śmiać się z osoby w depresji. Kiedy pisałam tę książkę, nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógł tak pomyśleć. Starałam się być zabawna. Moje doświadczenie nie jest uniwersalną prawdą. Dlatego w książce nigdy nie żartuję z uczuć innych chorych na depresję. Czuję się kompetentna, by mówić wyłącznie o swoich przeżyciach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS