Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej: – Niezależnie jak ten program nazwiemy, czy jak będziemy o nim opowiadać, na końcu zawsze jest kalkulator. Nie trzeba być wybitnym z matematyki, żeby przeliczyć sobie, że deklarowane przez rząd 180 tys. szczepień tygodniowo oznacza, że w ciągu pół roku podanych zostanie ledwie kilka milionów dawek. A to wszystko przy nieprawdopodobnym wysiłku już i tak nadwyrężonego systemu opieki zdrowotnej. Tymczasem założenia obejmują 45 milionów podań, czyli ponad 22 miliony pacjentów.
Przeczytaj także: Narodowy Program Szczepień. Rząd zapowiada benefity dla osób, które zaszczepią się przeciw Covid-19
Czy – przyjmując optymistyczny scenariusz – w przyszłym roku uda się zaszczepić te osoby, które według Narodowego Programu Szczepień mają pierwszeństwo: seniorów, osoby przewlekle chore lub szczególnie wrażliwe, personel medyczny, mundurowych?
– Może być trudno zrealizować szczepienia nawet tych priorytetowych pacjentów. Przecież mówimy o seniorach czy osobach z grupy wysokiego ryzyka, osobach niepełnosprawnych. To często są to osoby z problemami w samodzielnym poruszaniu się, nie posiadające samochodu, wrażliwe na wszelkie infekcje – a przecież szczepienie powinno odbywać się, kiedy pacjent jest zdrowy. To wszystko będzie powodować duże problemy logistyczne.
Z projektu Narodowego Programu Szczepień w szczególnych przypadkach pacjenci będą mogli być szczepieni w domach.
– Oczywiście, można te kwestie na różne sposoby rozwiązywać. Ale z pewnością będą miały wpływ na tempo prowadzenia szczepień. Wystarczy, że przyjrzymy się, jak dużym wyzwaniem są u nas szczepienia na grypę, a korzysta z nich każdego roku tylko około miliona osób. Jeśli na szczepionkę przeciwko COVID-19 zdecyduje się tylko połowa obywateli, to przy deklarowanej liczbie dziennych podań na poziomie kilkudziesięciu tysięcy, proces rozciąga się na lata. Pamiętajmy też o tym, że każda osoba przyjmuje dwie dawki szczepionki. Nie mówimy więc o jednej wizycie u lekarza, a o dwóch. 45 milionów wizyt lekarskich mówi samo za siebie.
Polecamy: Nie będzie Niemiec nam pomagał. „Prywaciarz” też nie. W szczycie pandemii PiS kilkukrotnie odrzucił pomoc. Dlaczego?
Jak to wpłynie na system opieki zdrowotnej? Już teraz w niektórych przychodniach na teleporadę trzeba czekać aż trzy tygodnie.
– O brakach kadrowych wśród lekarzy mówi się aż do znudzenia… Ale prędzej czy później każdy z nas może poczuć na własnej skórze, z jak ogromnym problemem mamy do czynienia. Będzie ekstremalnie trudno zapewnić obywatelom dostępu do podstawowych świadczeń medycznych i jednocześnie przeprowadzać dziesiątki milionów kwalifikacji do szczepień.
Dlaczego?
Lekarz oddelegowany do szczepień nie będzie w stanie w tym czasie przyjmować pacjentów. Wyobraźmy sobie mały POZ w małej miejscowości. To placówka, w której często dyżuruje tylko jeden lekarz. Wystarczy tylko kilkanaście, kilkadziesiąt szczepień dziennie, żeby praca tego ośrodka została sparaliżowana. Jeśli według deklaracji tygodniowo mamy szczepić 180 tys. osób oznacza to dokładnie tyle samo odwołanych wizyt innych pacjentów.
Jak mają zamiar radzić sobie z tym inne kraje?
– Przede wszystkim, w krajach takich jak , Francja, Dania, Wielka Brytania, Portugalia czy ostatnio Niemcy, kwalifikacji do szczepienia może dokonywać pielęgniarka oraz farmaceuta. Tak to działa w tych krajach od lat. Dzięki temu systemowi wspomniane kraje mają bardzo wysoką wyszczepialność przeciwko grypie. To przydaje się teraz, kiedy rozpoczną się powszechne szczepienia. Z pewnością uda się je przeprowadzić znacznie sprawniej, niż w Polsce.
Co musiałoby się stać, żeby było tak też w Polsce?
– Potrzebujemy zmiany prawa tak, by kwalifikacji do szczepień mogły dokonywać osoby niebędące lekarzami: pielęgniarki, farmaceuci. Poza tym potrzebne byłyby szkolenia dla tego personelu. Każda dodatkowa para rąk w obecnej sytuacji jest na wagę złota. Im szybciej uda nam się zaszczepić jak największą część społeczeństwa, tym lepiej.
Z Narodowego Programu Szczepień wynika, że szczepienia będą dobrowolne. Tymczasem tylko co trzeci Polak deklaruje chęci, żeby się zaszczepić.
– I to jest kolejny problem, który trudno będzie rozwiązać. Zaufanie do szczepionek jest wyjątkowo niskie. To kwestia wieloletnich zaniedbań i nieodpowiedzialnych wypowiedzi polityków, którzy chwalili się, że „oni się nie szczepią” lub, że szczepionkom nie ufają. Teraz nakładają się na to dziwne opinie internetowych celebrytów, którzy straszą skutkami ubocznymi szczepionki przeciw COVID-19. Akcja informacyjna rządu będzie musiała zostać przeprowadzona na bardzo dużą skalę.
Młodych lekarzy trzyma w kraju jedynie pandemia. Nie chcą uciekać z tonącego okrętu
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS