A A+ A++

Byłem „w lesie” już pięć razy, ale się nie udało; będę dalej próbować, może jutro, może pojutrze – mówi PAP Musa, Kurd z Iraku, który przyleciał do Mińska jako „turysta”. Inny migrant Mohammad opowiada, że w lesie przy granicy napadli na niego zamaskowani ludzie i zabrali mu pieniądze.

W środę obaj są w Mińsku, w centrum handlowym Halereja. To miejsce stało się swego rodzaju bazą wypadową dla nich i setek innych migrantów, którzy próbowali lub zamierzają spróbować przez „zieloną granicę” dostać się do Polski, a potem dalej na Zachód.

Wieczorem w restauracji Ramiz na szóstym piętrze centrum handlowego jest tłoczno i gwarno. Pachnie sziszą, a przy stolikach siedzą głównie grupy mężczyzn z Bliskiego Wschodu.

– Tam, na tarasie, można zapalić, a zamawiać nie trzeba, można po prostu posiedzieć – mówi Musa.

Ma 27 lat, przyjechał z Kalaru w irackim Kurdystanie. Skończył studia w mieście As-Sulajmanijja.

Migranci w centrum handlowym Halereja w Mińsku. Zdjęcie: PB/belsat.eu

– Jestem na Białorusi od 25 dni – mówi rozmówca PAP.

W tym czasie podjął pięć prób nielegalnego przekroczenia granicy. Dwa razy był w Polsce, lecz został zawrócony na Białoruś.

– Zbiera się grupa, ok. 20 osób. Mamy kontakt z przewodnikiem, on wyznacza termin wyjazdu. Dojeżdżamy do jakiejś miejscowości, potem już idziemy przez las pod granicę. Śpimy w śpiworach, ale jest bardzo zimno. Ogniska w nocy nie rozpalamy, bo by nas zobaczyli – opowiada.

Dość dobrze mówi po angielsku. Zna arabski, co wśród „mińskich” Kurdów nie zdarza się często, a także perski. W domu została jego mama, pięciu braci i trzy siostry. Niektórzy założyli już rodziny.

– Nie chcę wracać do Kurdystanu. Tam rządzi mafia, panuje korupcja. Władze sprzedają miliony baryłek ropy, ale ludzie nic z tego nie mają – mówi Musa.

Kim są i skąd pochodzą mieszkańcy „białoruskiego Calais”?

– Rząd to mafia, prezydent to mafia – mówi Szerzod, którego spotykam w popularnej w Mińsku strefie gastronomicznej wśród „turystów”, obok Doner-House i uzbeckiej Czajchany.

Szerzod twierdzi, że w Kurdystanie pomagał amerykańskiej armii. Pokazuje nawet w telefonie zdjęcia z żołnierzami USA.

– Tam dalej, za tym wzniesieniem, jest IS (dżihadystyczna organizacja Państwo Islamskie). Kurdowie z nimi walczyli – opowiada.

Migranci przed centrum handlowym Halereja. W tle mińskie stare miasto. Zdjęcie: PB/belsat.eu

Obok siedzi Mohammad. Głowę opiera na stole, oczy ma zamknięte.

– Dzisiaj wrócił z lasu – rzuca Szerzod.

Musa mówi, że czuje się dobrze, po prostu jest bardzo zmęczony.

– Chodziliśmy długo po lasach. Nagle w nocy wyskoczyła grupa ludzi w maskach i z bronią. Kazali nam oddać pieniądze. Miałem przy sobie 2 tys. dolarów – mówi, pokazując w telefonie tekst przetłumaczony w translatorze z kurdyjskiego na angielski.

„To jest handel ludźmi”. Szczera rozmowa z irackim Kurdem

Z ich relacji wynika, że w przypadku nieudanej próby przejścia przez „zieloną granicę” wracają do Mińska, a po kilku dniach ruszają znowu. To dlatego zawsze wyglądają, jakby na coś czekali. Zabijają czas, zanim przyjdzie informacja od „przewodnika”, że trzeba już się zbierać.

– Umówiłem się na „przejście” za 6 tysięcy dolarów, płatne po dotarciu do Niemiec. Mam zadzwonić do Kurdystanu i przekazać informację, że jestem w Niemczech. Wtedy pieniądze są przelewane pośrednikowi – opowiada jeden z rozmówców PAP.

To tylko koszt przeprowadzenia przez granicę i transportu do Niemiec. Do tego doszły koszty wizy (2-4 tys. dolarów) i biletu na samolot. Rozmówcy PAP w październiku lecieli przez Stambuł.

Kurdyjski dziennikarz przyleciał na Białoruś i poprosił o azyl. Został natychmiast deportowany

Mężczyźni, z którymi PAP rozmawia w Mińsku, wiedzą o próbie sforsowania granicy, do której doszło we wtorek. Informacje migranci szybko przekazują sobie przez media społecznościowe. Często są one jednak nieprawdziwe.

– Pojawiła się informacja, że na pewno 15 listopada granica zostanie otwarta i że trzeba udać się na przejście graniczne. Polacy nie puścili – mówi Musa.

Jest przekonany, że migrantów odpierało „wojsko”, ma żal do Polski, że nie otworzyła granicy.

Nie dowierza PAP, że nie było żadnej zapowiedzi otwarcia granicy i była to najprawdopodobniej dezinformacja, rozpowszechniona wśród migrantów przez Białoruś.

Starcie z absurdem, czyli konfrontacja z białorusko-rosyjską propagandą na granicy

W białoruskich mediach państwowych pokazywane jest nagranie z „zielonej granicy””, na którym polski funkcjonariusz odsyła migrantów na przejście graniczne. Takie są przepisy – to przejście graniczne jest miejscem, gdzie można złożyć wniosek o azyl lub ochronę.

Białoruskie media przedstawiają jednak te słowa jako „zaproszenie” od polskiej strony dla migrantów do zgromadzenia się na przejściu granicznym. Problem w tym, że przejście w Kuźnicy Białostockiej (po stronie białoruskiej – Bruzgi), na które białoruscy funkcjonariusze zaprowadzili w poniedziałek ok. 2 tys. migrantów, było już wówczas od tygodnia zamknięte – właśnie z powodu obaw przed próbami siłowego sforsowania granicy.

Manipulowanie informacją, podobnie jak inspirowanie ataków na granice ma oczywisty cel – wywołanie reakcji, a potem oskarżenie strony polskiej o „kłamstwa, nieludzkie traktowanie”, a nawet „atak na terytorium Białorusi”. Ta kampania informacyjna trwa w najlepsze. Wierzą w nią także migranci, którzy są coraz bardziej zrezygnowani i zmęczeni.

– Ośmiu moich przyjaciół dziś wraca do Iraku – napisał Musa w czwartek rano.

Tego dnia wyruszał pierwszy lot zorganizowany przez irackie władze dla tych migrantów, którzy zdecydowali się na powrót. Musa na razie takiej decyzji nie podjął.

Łukaszenka miał zażądać, aby białoruskie służby sprzyjały powrotowi migrantów

Z Mińska Justyna Prus/PAP

pj/belsat.eu

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKolejny test zaliczony. Koszykarze Asseco Arki ograli MKS Dąbrowa Górnicza
Następny artykułPutin mówi o przekroczeniu “czerwonych linii”. Chodzi o samoloty NATO