A A+ A++

Pochodzący z Mińska Siarhiej Krupienicz i Nasta Krupienicz-Kondraćjewa spędzili 3,5 miesiąca w niesławnym areszcie przy ul. Akreścina za przekazywanie sobie nawzajem w Telegramie wiadomości z kanałów, które władze uznały za ekstremistyczne. 5 listopada małżonkowie byli sądzeni po raz dziewiąty. Siarhiej był przekonany, że wyjdą dopiero w lutym, jednak i on, i jego żona zostali niespodziewanie zwolnieni w dniu ostatniej rozprawy. W ciągu dwóch dni spakowali się i wyjechali z Białorusi. Teraz układają sobie życie na nowo w Warszawie, gdzie opowiedzieli nam swoją historię.

Siarhiej Krupienicz i Nasta Krupienicz-Kondraćjewa mieszkają teraz w Warszawie. Zdjęcie: belsat.eu

Groziło im od pięciu do siedmiu lat więzienia

Siarhiej ma 26 lat, a Nasta 27. Są ze sobą od ośmiu lat, dwa lata temu wzięli ślub (drugą rocznicę ślubu obchodzili w sierpniu przebywając w areszcie). Siarhiej jest informatykiem, Nasta pracowała jako nauczycielka w jednej z mińskich szkół średnich.

Ani Siarhiej, ani Nasta nie sądzili, że w ogóle grozi im areszt, a tym bardziej, że będą tak długo siedzieć w więzieniu. Choć małżonkowie interesowali się polityką, nie brali w niej czynnego udziału.

– To był zwykły dzień w pracy. Nagle zobaczyłem wiadomość od żony. Pisała, że dostała telefon od funkcjonariuszy HUBAZiK-u (Główny Wydział do Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją MSW – belsat.eu) – oboje zostaliśmy zaproszeni na rozmowę – wspomina dzień aresztowania Siarhiej. – Sprawdziłem telefon i okazało się, że do mnie też dzwonili. Kiedy przyjechałem, Nasta była zatrzymana już od około godziny. Powiedziano mi, że postawiono jej zarzuty popełnienia przestępstwa, za które grozi kara od pięciu do siedmiu lat pozbawienia wolności, podczas gdy mnie postawiono zarzuty za wykroczenie – rozpowszechnianie materiałów ekstremistycznych.

Na Białorusi Nasta Krupienicz-Kondraćjewa była nauczycielką. Zdjęcie: belsat.eu

Dla Nasty telefon od funkcjonariuszy HUBAZiK-u również był zaskoczeniem. Przekonana o swojej niewinności, pojechała na komendę, gdzie dowiedziała się, że została oskarżona o rzekome ujawnienie danych ojca swojego ucznia, milicjanta, kanałowi „Czornaja kniha Biełarusi” (biał. „Czarna księga Białorusi”) w Telegramie.

– Zarzucali mi, że napisałam do chatbota „Czarnej księgi”, że znam tego człowieka i że uczyłam jego syna. Choć żadne rozpowszechnianie danych nie miało miejsca – mówi Nasta. – Mimo to, zaczęli mi grozić pozbawieniem wolności od pięciu do siedmiu lat. Nagrali wideo, na którym musiałam wyrazić skruchę.

„Ten milicjant chciał, żeby jego syn uczył się po białorusku”

Nastę zawieziono do domu na przeszukanie. W mieszkaniu nic nie znaleziono. Podczas rewizji telefonów pary znaleziono wiadomości z kanałów w Telegramie uznanych przez władze za ekstremistyczne.

– Powiedzieli: „Mamy, co trzeba” – wspomina Nasta. – Siarhiej i ja przekazywaliśmy sobie nawzajem posty z takich kanałów jak „Biełaruś gołownogo mozga”, czy kanał Antona Motolki. Były to najbardziej niewinne wiadomości – o zwolnieniu wykładowcy Mińskiego Państwowego Uniwersytetu Lingwistycznego, o pożarze pociągów miejskich w Mołodecznie. Żadnych apeli ani niczego takiego.

Białoruś: ruszyło polowanie na ostatnich niepokornych

Jak mówi Nasta, nigdzie nie wysyłała danych syna milicjanta – zszokowana tym, że ojciec jej ucznia miał udział w sprawach Babaryki i Kalesnikawej, napisała po prostu, że go zna i że uczyła tego chłopaka.

– Tamta informacja wywołała u mnie dysonans. Ten milicjant kiedyś nawet chciał, żeby jego syn uczył się po białorusku – opowiada Nasta. – Rozmawialiśmy jako nauczyciel i ojciec ucznia. Niewiele o nim wiem. Nie rozmawialiśmy o polityce, właściwie nigdy nie rozmawiam o polityce z rodzicami. Nie było między nami żadnych nieprzyjemności ani konfliktów, jak to próbują przedstawiać prorządowe media.

Siarhiej Krupienicz jest informatykiem i chce znów pracować w zawodzie. Zdjęcie: belsat.eu

Nasta nie była jednak sądzona za rzekome ujawnienie danych osobowych. Zarówno ona, jak i Siarhiej zostali oskarżeni o „rozpowszechnianie materiałów ekstremistycznych” (art. 19.11 Kodeksu Wykroczeń Białorusi). Siarhiej otrzymał 13 dni aresztu, Nasta – 12. Dzień przed zakończeniem wyroku Siarhiejowi postawiono kolejne zarzuty, Nasta usłyszała je kilka godzin przed zwolnieniem. Sytuacja powtórzyła się jeszcze osiem razy.

Czyścili cudze szczoteczki i myli nim zęby

W areszcie przy ul. Akreścina, jak zwykle, dla „politycznych” stworzono „specjalne” warunki.

– Pobudka o 6.00 rano. Potem śniadanie, potem przeszukanie – opowiada Nasta. – Wyciągali nas z cel i stawiali pod ścianą, a nasze rzeczy rozwlekali na podłodze. Po rewizji mieliśmy dwie godziny „zabawy” w szukanie wszy. W naszej celi były wszy zwykłe i łonowe. Między godziną 12.00 a 14.00 graliśmy w gry. Potem obiad, kolacja. O 20, kolejne przeszukanie i wyłączali światła. I tak każdego dnia. Podczas odsiadywania ostatniego wyroku zabrali wszystkie ciepłe ubrania i większość szczoteczek do zębów – zostały tylko cztery sztuki dla 12 osób – mówi Nasta.

ZPB: aresztowana Andżelika Borys pilnie potrzebuje lekarza

– Myliśmy cudze szczoteczki mydłem i czyściliśmy nimi zęby, nie było innego wyjścia. Nie dali nam papieru toaletowego, mi zabrali mydło, bieliznę na zmianę, podpaski, spray do nosa i gardła, witaminy – wspomina dziewczyna. – W celi dwuosobowej przebywało 15 osób, a w celi czteroosobowej siedziałam z 17 kobietami.

Jak mówi Siarhiej, w męskiej celi czteroosobowej siedziało jednocześnie od 15 do 20 osób. Też musieli używać cudzych szczoteczek do zębów.

Zdjęcie: belsat.eu

– Na początku nie miałem żadnych artykułów higienicznych – wspomina mężczyzna. – Gdy ktoś wychodził na wolność „zabieraliśmy” jego szczotki, myliśmy je mydłem i używaliśmy ponownie. Kiedy skończyła nam się pasta do zębów, szczotkowaliśmy bez niej i po prostu płukałyśmy usta wodą. Kiedy zabrakło szczoteczki, myłem zęby palcem.

„Skargi tylko pogorszą sytuację”

Małżonkowie nie otrzymywali listów ani paczek. Kilka razy w lipcu, w największe upały, byli wyprowadzani na spacery. Nasta w ogóle nie brała prysznica przez trzy i pół miesiąca, Siarhiej miał szczęście wziąć prysznic raz po tym, jak cała cela domagała się, by przeprowadzono u nich tak zwane „pieczenie”.

– „Pieczenie” polega na tym, że ubrania wkłada się do specjalnego pieca, gdzie są pieczone, a wysoka temperatura zabija wszy – wyjaśnia Siarhiej.

– Tam nie dało się całkowicie pozbyć się wszy – dodaje Nasta. – Jak tylko udaje się z nimi uporać, to do celi trafia nowa bezdomna kobieta. Zazwyczaj była to słynna Ała Iliniszna, która miała wszy na całej głowie. Siedziała z Wolhą Chiżynkawą i umieszczali ją generalnie ze wszystkimi politycznymi. Na początku byłam zszokowana wszawicą, ale potem stało się to rutyną.

– Takie warunki argumentowali tym, że podobno ktoś wyszedł i napisał skargę, a oni powiedzieli i że jeśli ktoś myśli, że te skargi coś zmienią, to mogą one jedynie pogorszyć sprawę – mówi Nasta.

Aby czas płynął szybciej, zarówno w męskich celach, jak i żeńskich grano w gry.

Siarhiej i Nasta na spotkaniu z przyjaciółką, która też mieszka w Warszawie. Zdjęcie: belsat.eu

– Graliśmy w „Mafię”, państwa-miasta, „Kontakt” – grę, która na Akreścina jest dość popularna – mówi Nasta.

– Oprócz gier, opowiadaliśmy sobie ciekawe rzeczy – kto co wiedział na temat swojego zawodu lub hobby – dodaje Siarhiej. – Siedział z nami facet, który grał w „Co? Gdzie? Kiedy?” (teleturniej wiedzy ogólnej popularny w krajach byłego ZSRR – belsat.eu) i mógł nam ciekawie opowiedzieć o wszystkim, ale głównie o historii. Opowiadał nawet o historii Australii i Nowej Zelandii. Był tam też człowiek, który lubi podróżować i prowadzi własnego bloga, on również miał wiele interesujących historii do opowiedzenia. W ogóle było dużo ciekawych ludzi – i fani piłki nożnej, i dyrektorzy firm.

„Najgorsze jest to, że nie wiadomo, kiedy wyjdziesz”

Jak mówi Nasta, „odskocznią” w areszcie byli właśnie ludzie.

– Siedziałam trzy dni z [dziennikarką Biełsatu] Iryną Słaunikawą, we wrześniu była z nami jeszcze jedna dziennikarka. W sierpniu siedziałam razem z mamą Siarhieja Mironawa [demonstranta, którego „film skruchy” opublikowany przez milicję stał się memem – przyp. red.]

„Spała pod stołem i ławką”. Rozmowa z koleżanką z celi dziennikarki Biełsatu

Nasta mówi, że najtrudniej było na początku – po pierwszych trzech wyrokach.

– I potem już nie pozostało nic innego, jak się z tym pogodzić – mówi dziewczyna. – Mijał dzień za dniem. To było moralnie trudne. Zwłaszcza to, że nie widziałam się z mężem. Mimo, że dzieliło nas zaledwie kilka metrów, nie mogłam się do niego przytulić, nie wiedziałam, jak się czuje. Najbardziej przerażające było to, że nie wiadomo, kiedy wyjdziesz. Nie znasz punktu końcowego. Ciągle jesteś w takim zawieszeniu.

Siarhiej zauważa również, że najtrudniejszą rzeczą dla niego było uświadomienie sobie, że jego żona przebywa w tych samych strasznych warunkach.

– Gdybym siedział sam, byłoby mi o wiele łatwiej moralnie – mówi mężczyzna. – Przy ósmym czy dziewiątym wyroku byłem już psychicznie przygotowany na wyjście gdzieś w lutym, więc spokojnie przyjąłem dziewiąty wyrok.

Zdjęcie: belsat.eu

Jak mówi Nasta, teraz, będąc już na wolności, trudno jest sobie uświadomić, że naprawdę przez to wszystko przeszli.

– Kiedy jest się tam, to człowiek się przyzwyczaja, ale kiedy teraz, po wyjściu na wolność, czytam o tym, co się działo mojej celi nr 15, to jestem zszokowana, nie rozumiem, jak mogłam tam siedzieć i to wytrzymać. Czuję się tak, jakby to się nam nie przydarzyło.

Po areszcie od nowa przyzwyczajali się do normalnego życia

Wyjście na wolność było dla małżonków zaskoczeniem. Nie udzielono im żadnych wyjaśnień, kazano tylko spakować rzeczy i wyjść.

– Nie mogliśmy uwierzyć, że znowu jesteśmy razem, że poza murami Akreścina ludzie po prostu chodzą po ulicach, jeżdżą samochody, toczy się życie – wspomina Nasta. – Bardzo dotkliwie odczuliśmy, jak wypadliśmy z życia na 3,5 miesiąca. Przyzwyczajaliśmy się do życia od nowa. Tam żyliśmy według pewnych zasad, a tutaj zwykłe życie wydaje się czymś niesamowitym.

Para zdecydowała się na natychmiastowy wyjazd.

– Nie da się znieść życia w ciągłym strachu, w stresie, zwłaszcza, gdy nad tobą wisi jeszcze 15 dni aresztu i nie wiadomo, co oni wymyślą – wyjaśnia nasta.

Już na wolności dziewczyna dowiedziała się, że ona i jej mąż zostali uznani za więźniów politycznych. Mówi, że była bardzo zaskoczona, ale jednocześnie zadziałało to na nią bardzo motywująco. Adwokat przekazała Siarhiejowi informację o statusie więźnia politycznego przy ósmym wyroku.

– Powiedziała, że piszą do nas listy, interesują się nami, martwią się o nas, że jesteśmy więźniami politycznymi – powiedział. – Ta wiadomość dodała nam sił.

Jak wysłać list do białoruskiego więźnia politycznego bez wychodzenia z domu

„Nie zgadzaliśmy się na żadną współpracę”

Małżonkowie na początku wyjechali na Ukrainę, a teraz są w Polsce, gdzie zamierzają zamieszkać. Siarhiej pójdzie do pracy, Nasta chce uczyć się w szkole policyjnej, ale na razie nie wie, na jakim kierunku. Przede wszystkim jednak zamierza zadbać o swoje zdrowie, które bardzo ucierpiało w czasie pobytu w areszcie. Siarhiej nie odczuł tak poważnie skutków aresztowania, choć schudł 11 kilogramów.

Para chce zaangażować się w pomoc Białorusinom, którzy wyjechali do Polski.

Siarhiej i Nasta z psami przyjaciółki. Zdjęcie: belsat.eu

– Jesteśmy bardzo wdzięczni naszym przyjaciołom, którzy również przeszli przez areszt na Akreścina i teraz pomagają nam tutaj, a szczególnie zespołowi BySol – bez nich nic by się nie udało – mówi Nasta. – Czuliśmy to wsparcie za murami Akreścina, kiedy ludzie mówili, że o nas piszą, martwią się o nas. To dodało nam sił i podniosło na duchu. Wtedy zrozumieliśmy, że to wszystko nie poszło na marne. Wciąż dostajemy listy od zupełnie obcych ludzi z propozycją pomocy. Dlatego i my chcielibyśmy pomóc.

Po wyjściu małżonków na wolność prorządowe kanały w Telegramie informowały, że zostali oni zwolnieni nie bez powodu, a w zamian za współpracę. Siarhiej i Nasta temu zaprzeczają.

– To jeszcze jedno kłamstwo – mówi Nasta. – Nie podpisaliśmy absolutnie nic, żadnej współpracy.

Siarhiej Krupienicz i Nasta Krupienicz-Kondraćjewa są „rekordzistami” pod względem liczby spędzonych w areszcie dni za wykroczenie. Odsiedzieli 112 dni, podczas gdy sąd skazał ich odpowiednio na 127 i 126 dni. Wcześniej najdłużej przedłużany był areszt studenta Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu Informatyki i Radioelektroniki Jana Sałanowicza. Dostał 114 dni, ale równie niespodziewanie wypuszczono go w 86 dniu, po czym chłopak także natychmiast opuścił Białoruś.

Białoruscy więźniowie polityczni uciekli do Polski i na Litwę

Hanna Hanczar, ksz/belsat.eu

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolacy czekali na ten projekt od dawna. Prawda w końcu wyjdzie na jaw
Następny artykułLech Poznań awansował do ćwierćfinału Pucharu Polski. Kolejorz pokonał Garbarnię Kraków 4:0