A A+ A++

Karolina Stankiewicz, Wirtualna Polska: Miałaś dość długą przerwę od muzyki. Z czego ona wynikała?

Doda: Z mojego wyeksploatowania psychicznego. Na pierwszym miejscu stawiam swoją harmonię w głowie, a nie zarabianie pieniędzy i umiem zatrzymać wyciskanie mnie jak cytrynę. Sama też nie chcę siebie traktować jak cytrusa, bo jestem żyjącym organizmem, który potrzebuje odpoczynku. W pewnym momencie straciłam radość z wychodzenia na scenę.

A teraz jak jest? Wróciła ta radość?

Nie koncertuję już półtora roku. Jeszcze nie jestem gotowa, żeby wrócić w tym sezonie. Tym bardziej, że teraz jest dziwna sytuacja ze szczepieniami. Nie chcę dzielić swoich fanów. To jest wbrew idei, że moja muzyka ma łączyć wszystkich. Odkąd jestem na scenie, gram koncerty i dla heteryków, i dla gejów, i dla wyborców PiS-u, i dla wyborców PO. Wszystkich staram się łączyć, a teraz mam się dokładać do podziałów?

Czy pandemia wpłynęła na ciebie negatywnie?

Wręcz przeciwnie. Miałam bardzo dużo pracy nad filmem, więc podróżowałam więcej w pandemii niż przed nią. Zwiedziłam pół świata. Nagrywaliśmy w różnych zakątkach, więc było co robić. Cieszę się, że mogłam przerwać to, co przerwałam i skupić się na innych rzeczach.

Piosenka promująca film ma w gruncie rzeczy bardzo smutny tekst. Sporo tam rozczarowania, ale też innych emocji. Czy film też będzie skupiał się na emocjach?

To jest film głównie o nich. Jeśli ktoś liczy na film, który jest nafaszerowany seksem i skandalem… to się nie zawiedzie, ale to jest film głównie bazujący na skrajnych emocjach. Ilekroć robię pokaz i pytam widzów, co myślą, to muszą odczekać kilka minut, bo są w szoku po rollercoasterze emocjonalnym. Od śmiechu przez strach po płacz.

A piosenka, jeśli warstwę liryczną odrzemy z tanecznych układów i seksi strojów, to rzeczywiście opowiada o rozczarowaniu. Można ten tekst interpretować nie tylko przez historię eskorty, ale też zwyczajnej laski, która napotyka na problem w związku.

Przyznam, że nie lubię książki Krysiaka, na której oparty jest wasz film. Nie podoba mi się sposób, w jaki opisuje dziewczyny uprawiające prostytucję. Dlaczego postanowiłaś przenieść ten temat na ekran?

Dlatego, że mam poczucie misji i nie chciałabym, żeby moje młode fanki poszły tą drogą. Z tego, co mówisz, rozumiem, że usprawiedliwiasz prostytucję i myślisz, że jest OK, ale ja tak wcale nie uważam. Pracowałam nad tym filmem bardzo długo i dzięki temu wiem, że przez takie promowanie sex workingu młodzież zaczyna bardzo wcześnie w to wchodzić. Zwłaszcza teraz, kiedy Instagram jest świetnym narzędziem do sprzedawania swojego ciała. Ten film jest dla mnie misją i ogromną przestrogą, żeby nie iść tą drogą.

Krysiak bardzo pobieżnie opisuje sex workerki. Nazywa je “k…ami”, zdradza, ile zarobiły, ale nie interesuje się ich historiami. Przy tym wszystkim usprawiedliwia klientów tych dziewczyn.

Film nie jest do końca na podstawie książki. Kupiłam ten tytuł, ale fabuła została tak naprawdę stworzona od początku. Robiliśmy swoje śledztwo, mieliśmy swoich informatorów, przez dwa lata pisaliśmy scenariusz. Trudno szukać punktów wspólnych, poza jakimiś faktami, które się łączą. Fabuła powstała od nowa.

Kto pracował nad scenariuszem?

Pisali go głównie mężczyźni, bo Mitja Orkon we współpracy z ludźmi z różnych zakątków świata. Chcieliśmy, żeby ten film miał sznyt zagraniczny, żeby poszedł dalej w świat, zwłaszcza że temat jest światowy. Mimo że produkcja opowiada o latach 2000–2010, to dopiero teraz jest największy boom na historie eskort. To jest tak promowane, że coraz mniej osób się tego wstydzi. Sprzedaje się to młodym ludziom jako coś super. Wmawia się im, że jak się prostytuują, to znaczy, że są obrotni.

Spotkałaś się z takimi opiniami?

Wystarczy zajrzeć do internetu. Fajnie, że istnieje coś takiego jak międzynarodowy dzień sex workingu i dotyczy osób pełnoletnich, które wybrały takie zajęcie, ale ja znam historie tych ludzi i większość, gdyby mogła, to wybrałaby zupełnie inną drogę. Jest to okupione problemami psychicznymi, narkotykami, alkoholizmem, atakami paniki, terapiami.

To nie jest nic fajnego, kiedy sprzedajesz swoją intymność. I jeśli ktoś jest prawdziwą feministką, to o tym wie, że uprzedmiatawianie siebie i sprzedawanie siebie w zamian za bycie niezależną, to nie jest część feminizmu.

Marysia Sadowska deklaruje się jako feministka. Mam wrażenie, że obie macie silne, ale zupełnie różne osobowości. Jak wam się współpracowało?

Faktycznie jesteśmy zupełnie inne i dlatego super, że razem zrobiłyśmy ten film. Bo każda z nas ciągnęła go trochę w inną stronę i znalazłyśmy złoty środek. Mi zależało, by zrobiła to kobieta, bo scenariusz napisał facet, więc musiałam znaleźć równowagę. Żeby nie było jednoznaczności w tym filmie. Żeby nie narzucać jednej narracji, pozostawić możliwość wyciągnięcia wniosków i nie wskazywać jednego winnego.

No bo to nie jest tak, że tylko dziewczyny są złe, a już faceci, zwłaszcza ci żonaci, którzy zamawiali te eskortki, są święci. Przedstawiamy to z dwóch stron. Mężczyźni, którzy korzystali z ich usług, to w rzeczywistości często osoby publiczne i to też jest pokazane. Ale ten film nie ma na celu zniszczenia komuś życia. Wręcz przeciwnie. Ma je uratować.

Dlaczego zdecydowałaś się zająć produkcją filmową?

Wyprodukowałam wszystkie swoje teledyski, wszystkie swoje DVD koncertowe, spektakularne show, których w Polsce się nie robi. Lubię to, lubię stać po drugiej stronie. Świat kina niczym mnie nie zaskoczył. Może tym, że jest łatwiejszy, niż myślałam. W ogóle mnie to nie przerasta, tylko ekscytuje. Dużo dałam od siebie i to będzie widać w tym filmie.

Czy planujesz zrobić kolejny film?

Bardzo bym chciała. Zresztą ludzie, z którymi miałam okazję pracować na planie, bardzo mnie do tego namawiają. Uważają, że powinnam się zająć reżyserią i chcą, żebym poszła do szkoły reżyserii.

I co o tym myślisz?

Myślę, że to bardzo fajny pomysł i gdyby nie fakt, że film jest moją kochanką, a muzyka żoną, to może bym się skusiła. Ale super odnajduję się jako producent kreatywny, kiedy mogę podglądać reżysera i się od niego uczyć, czy być drugim reżyserem.

Maria jest artystką i ma w tym chaosie swój system. Ale gdy powiedziała, że muszę wyreżyserować jedną scenę, bo ona nie zdąży, to się na nią spojrzałam, jakby straciła rozum. Powiedziała: “Spoko, to tylko scena erotyczna, główna orgia, dasz radę”. Faktycznie, dałam radę i wypadło super, ale też pomyślałam: “No świetnie, fajny debiut”.

Widziałam na twoim Instagramie, że sporo czasu poświęciłaś temu filmowi.

Nie opuściłam ani jednego dnia zdjęciowego. Byłam obecna przy wszystkich scenach i dbałam o każdy szczegół. Jestem estetką, więc zależało mi na ładnych ujęciach i żeby aktorki wyglądały pięknie w każdej scenie.

Czy w castingach też brałaś udział?

Tak. Główne role obsadziliśmy trochę w kontrze do ich stereotypowego wizerunku. Na przykład Olga Kalicka znana jest z “Rodzinki.pl”, a myślę, że totalnie wszystkich zaskoczy. Podobnie Kasia Sawczuk gra w “Dziewczynach z Dubaju” seksbombę. A Katarzyna Figura, to myślę, że tym filmem przebije “Kilera”. Ma takie teksty, że szok. Jest ostra i bezwzględna.

A jak wyglądał casting zagraniczny?

Nie było łatwo, bo się zaczęła pandemia wtedy, więc musieliśmy robić go online. Ale na żywo chyba wstydziłabym się prosić tych aktorów o zdejmowanie koszulek, więc było wygodniej robić to za pomocą laptopa. Naoglądałam się tylu włoskich klat… A przy tym śmiać mi się chciało, bo wszystkie – reżyserka, producentka i dyrektorka castingu – to kobiety. Siedziałyśmy i piszczałyśmy do ekranu.

Czy twoim zdaniem “Dziewczyny z Dubaju” wywołają jakieś kontrowersje?

Może będą się oburzać ci, którzy nie chcieliby się w tym filmie pojawić, ale każdy musi odpowiadać za swoje czyny. Ktoś, kto decyduje się na bycie ekskluzywną prostytutką, nie jest automatycznie wpychany na czerwony dywan.

Pazerność na atencję wiąże się z tym, że ktoś będzie na świecznik wyciągał tę przeszłość, czy nawet teraźniejszość w wypadku niektórych celebrytek. Przez to, że są celebrytkami, każdy się nimi interesuje. Jest to w jakiś sposób skandaliczne, ale to są ich wybory. Gdybym ja była prostytutką, nigdy bym się nie pchała do show-biznesu. Bałabym się, że ktoś to wyciągnie. No chyba że ktoś się tego nie boi.

A co z widzami? Będą zszokowani?

To jest przede wszystkim film dla matek, dla córek, dla rodziców, dla młodych ludzi też. Uważam, że szkoły powinny iść na niego jak na “Pana Tadeusza”. Wiem, że tam są niektóre straszne sceny, są też długie sceny seksu, ale całokształt jest ważniejszy. A poza tym teraz jesteśmy tak atakowani seksem z każdej strony, że to już nie powinno szokować.

Żyjemy w dość pruderyjnym społeczeństwie i nawet twój występ w Sopocie wywołał oburzenie części widzów.

To już jest strasznie przewidywalne. Uważam, że mamy podwójne standardy. Jak zagraniczne artystki przyjeżdżają w samych stringach, to pól Polski się cieszy, nikogo to nie szokuje. Natomiast mam wrażenie, że to oburzenie dotyczy kilku osób na krzyż.

Młodzi ludzie patrzą na mój występ i mówią “ale w czym problem?”. Problem pojawia się kiedy mój teledysk decydują się emitować po 22 godzinie w stacjach muzycznych. Gdzie tu logika i konsekwencja, kiedy rano oglądamy gołe pośladki J.Lo na tym samym kanale?

Nie uważasz, że odbiorcy jednak oczekują od ciebie jakiegoś skandalu? Że przykleili ci łatkę “szokującej”?

Nigdy nie zmieniłabym mojej drogi. Jestem bardzo odważna w wyrażaniu siebie, w przeciwieństwie do mojego życia prywatnego, gdzie jestem bardzo nieśmiała. Do tego jestem totalną konserwą w kwestiach damsko-męskich, moje życie seksualne moim zdaniem jest żenujące. Ja w wieku 37 lat moich partnerów seksualnych jestem w stanie policzyć na palcach dwóch rąk.

A teraz widzę, że dziewczyny mieszczą się tą liczbą w jednym miesiącu. Nie chciałabym zostać teraz królową Tindera, bo tego nie czuję, ale na scenie mam swoje alter ego i lubię taką eksplozję seksualności.

Choć premiera dopiero w listopadzie, już teraz o “Dziewczynach z Dubaju” jest głośno. Wydaje mi się, że ludzie oczekują między innymi tego, że ten film będzie pełen przepychu. Że będzie luksus i bogactwo.

Nie bez powodu zostałam producentem kreatywnym tego filmu. Bo ja zawsze myślałam z rozmachem. Nie lubię minimalizmu. Nie jestem fanką twierdzenia, że muzyka się sama obroni. Niech się broni u innych, a u mnie nie będzie się broniła sama, bo będzie miała jeszcze dziesięć innych spektakularnych efektów do obrony, czyli tancerzy, pirotechnikę, zapadnie, kostiumy i pióra w d…e, jeśli będę miała na to ochotę. Ale ja to robię z szacunku do widza, ja go chcę zaskakiwać.

To samo w filmie. Chcę, żeby był przepych i to, co sama chciałabym zobaczyć w hollywoodzkiej produkcji. Bo uważam, że Polacy niczym się nie różnią od zachodnich twórców, poza tym, że mają mniejsze budżety. A ja jestem mistrzynią robienia czegoś z niczego.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRekrutacja w łódzkiej policji. Poszukiwani kandydaci do służby
Następny artykułMiliony w ramach programu Sportowa Polska rozdysponowane. Krosno bez wsparcia