A A+ A++

Sąd przesłuchał kolejnych świadków w sprawie znęcania się nad kotami w hodowli maine coon w Jaśle. Tym razem zeznania w tej sprawie złożyło kilku policjantów biorących udział w interwencjach na terenie hodowli, inspektorka OTOZ-u oraz pracownica z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Jaśle, która dwa lata temu we wrześniu przeprowadziła kontrolę. Jej zdaniem koty były zaniedbane i został naruszony dobrostan zwierząt.

W miniony poniedziałek sędzia Małgorzata Janczura przesłuchała kolejnych siedmiu świadków w sprawie o znęcanie się nad zwierzętami w hodowli kotów rasy maine coon w Jaśle. Na ławie oskarżonych są Małgorzata Sz. i jej córka Aleksandra Sz., które prokurator oskarżył o to, że od bliżej nieokreślonego dnia do 28 września 2021 r. prowadząc hodowlę kotów miały znęcać się nad posiadanymi co najmniej 141 kotami.

Protokół pokontrolny PIW był negatywny

Jednym ze świadków była pracownica z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Jaśle, która razem z koleżanką z pracy na prośbę policji przeprowadziła kontrolę w hodowli pod kątem naruszenia dobrostanu kotów. Miało to miejsce we wrześniu 2021 r. Jak podkreślił świadek, kotów było dużo, lecz nie umiała dokładnie sprecyzować w liczbach ile ich było. – Można powiedzieć, że znajdowały się w każdym pomieszczeniu w różnej kondycji. Koty sprawiały wrażenie zaniedbanych. W budynku było brudno, walały się kocie odchody. W szafce zastawionej ramą łóżka również znajdowały się koty. Stwierdziłyśmy zaniedbanie tych zwierząt poprzez to, że miały skudloną sierść, objawy biegunki, u niektórych kotów występowały wycieki z oczu i nosa – to wszystko mogło świadczyć o tym, że były chore. Dobrostan tych zwierząt był zagrożony – mówiła pracownica PIW w Jaśle. Podkreślała również, że koty zamknięte w szafkach nie miały dostępu do światła dziennego. Nawet jeżeli do niej weszły to same nie zasunęły drzwi. – Kuwety były przepełnione kałem, a koty załatwiały się poza nimi na podłogę – dodała.

Z zeznań świadka wynika, że nie stwierdziła kotów apatycznych, niemniej koleżanka, z którą przeprowadzała kontrolę zauważyła, że trzy młode kotki są wychudzone. Po ich dotknięciu wyczuwała skórę i kości. Miały także zastrzeżenie co do przechowywania pokarmu. Jak podkreślił świadek, jedzenie było narażone na działania atmosferyczne. Protokół pokontrolny sporządzony przez pracowników PIW w Jaśle był negatywny. Nie został podpisany przez właścicielki hodowli. Panie z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Jaśle nie wydawały żadnych zaleceń, bowiem były świadome, że postępowanie prowadzi policja, a swoje działania przeprowadza także OTOZ. – Gdybyśmy mieli podjąć decyzję po kontroli to wystąpilibyśmy do burmistrza o odebranie kotów – wyjaśnił świadek.

Obrońca podniesionym głosem zadawał pytania pracownicy PIW. Atmosfera stawała się przez to coraz bardziej napięta i nerwowa. Sędzia M. Janczura upomniała adwokata, że zadaje świadkowi pytania niezwiązane ze sprawą. Dodała również, że jeżeli nie zmieni swojego zachowania nie będzie mógł zadawać pytań.

Kolejnymi świadkami byli policjanci obecni podczas interwencji na terenie hodowli kotów w Jaśle. Niektórzy z nich asystowali funkcjonariuszom z Wydziału Walki z Przestępczością Gospodarczą Komendy Powiatowej Policji w Jaśle. Wszyscy potwierdzili, że na miejscu zastali okropny odór fekaliów kocich, który gryzł w oczy, a nawet wywoływał odruch wymiotny. W większości pomieszczeń domu, w którym prowadzono hodowlę panował brud, podłoga się kleiła, a na wszystkich kondygnacjach budynku, jak również na schodach znajdowały się kocie odchody. – W czasie tej interwencji zostało zabranych kilkadziesiąt kotów. Patrząc na zwierzęta można było stwierdzić że, nie są zdrowe. Miały wydzieliny ropne z oczu i uszu, sklejoną sierść oraz ubytki w sierści. Koty były wychudzone – mówił jeden z przesłuchiwanych policjantów. Wspomniał również o incydencie, który miał miejsce w momencie, kiedy inspektorki OTOZ-u chciały zabrać koty i w tym celu przynosiły transporterki. – Aleksandra Sz. wpadła w szał, zaczęła kopać klatki, wymachiwała rękami ( dane personalne policjanta – przyp. red.) chciał ją uspokoić, ale oskarżona go kopnęła. W tym czasie do pomieszczenia wszedł ojciec Aleksandry Sz. i uderzył mnie lewą ręką w bark – opisał przebieg tego zdarzenia. To samo zdarzenie potwierdził drugi z funkcjonariuszy. – Aleksandra Sz. nie chciała pozwolić na te działania i stała się agresywna. Według mnie chciała klatki zniszczyć lub wyrzuć. Jedną z nich wymachiwała. Odebrałem to tak, że chce ją wyrzucić. Wezwałem ją do uspokojenia, ale nie zareagowała, więc musiałem użyć siły fizycznej. Razem z kolegą wyprowadziliśmy ją (Aleksandrę Sz.- przyp. red) do innego pomieszczenia, a później oddaliła się opuszczając posesję – wyjaśnił.

Z relacji funkcjonariuszy wynika, że oskarżona Aleksandra Sz. utrudniała wykonywanie czynności zarówno policji, jak również OTOZ-owi. Podczas jednej z interwencji brał udział lekarz weterynarii specjalnie wezwany z Rzeszowa, bowiem oskarżone nie wyraziły zgody na obecność innych specjalistów. – Interwencja trwała długo, bo oskarżone kwestionowały wybór lekarza weterynarii, który miał być przy naszych działaniach. Zanim lekarz z Rzeszowa przyjechał,  dużo czasu upłynęło. Gdy byliśmy w mieszkaniu i chcieliśmy zabrać koty, to domownicy utrudniali nam wykonanie tych czynności nie chcąc dopuścić do ich zabrania. Była to agresja zarówno słowna jak i fizyczna. Najbardziej to chyba przeżywała Aleksandra Sz., bo gdy znajdowała się w saloniku, w którym znajdował się padnięty kot, to w pewnym momencie chciała wyskoczyć przez okno i złapałem ją za rękę, aby powstrzymać od tego działania. Widząc, że ona biegnie rozpędzona w kierunku okna odebrałem to tak, że chce wyskoczyć – zeznał kolejny policjant. Z informacji lekarza weterynarii, który był na miejscu wiedział, że dobrostan kotów był zagrożony z uwagi na ich zaniedbanie oraz zły stan zdrowia. Potwierdził przed sądem, że w zamrażarce znaleziono szczątki kota. Ale to nie wszystko. – Chodząc po obejściu posesji zobaczyliśmy świeżo kopaną ziemię. W tym miejscu stała Aleksandra Sz. Na nasze pytanie, czy było kopane powiedziała, że nie. Widać było, że kłamie. Rozkopaliśmy ziemię z kolegą. Lekarz weterynarii stwierdził kilka trucheł kotów w stanie rozkładu – zeznał świadek.

W trakcie, kiedy policjanci byli przesłuchiwani, oskarżona Aleksandra Sz. niejednokrotnie się podśmiechiwała cicho komentując zeznania świadków. Na coraz głośniejsze zachowania oskarżonych zwróciła uwagę sędzia M. Janczura przywołując je do porządku i apelując o zachowanie powagi. W tym momencie w polemikę z sędzią wszedł obrońca, który uważał, że należałoby pozwolić się wypowiedzieć oskarżonym, co było przyczyną ich takiej a nie innej reakcji. 

Dwóch świadków nie stawiło się na rozprawę. Jeden z nich po raz drugi. Mimo przedłożonego usprawiedliwienia nieobecności sędzia nie uznała go za wystarczający i nałożyła na świadka 1 tys. zł kary. Celem wezwania kolejnych osób rozprawa została przerwana.

id

Napisany dnia: 15.03.2023, 19:12

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPalo Santo – właściwości i sposób użycia
Następny artykułВ Литве предлагают лишить граждан РФ возможности покупать недвижимость