A A+ A++

Roślina, która udaje mięso

Gdy jest się osobą na diecie wegetariańskiej lub wegańskiej, to pytanie “czemu chcecie, żeby wasze jedzenie smakowało jak mięso?” słyszy się niemal codziennie. 

Nie potrafię pojąć tego, jakim cudem ludzie na diecie tradycyjnej nie są w stanie zrozumieć tego, że wegetarianie/weganie poszukują roślinnych odpowiedników mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego. Najdziwniejsze jest to, że ten koncept bywa niezrozumiały mimo tego, że tłumaczy się to już od dobrych kilku lat, czyli od czasu, gdy takie zamienniki stały się popularne w Polsce. 

Jeżeli jednak ktoś naprawdę nie potrafi tego zrozumieć, to chętnie wyjaśnię na moim przykładzie. 

Dlaczego nie jem mięsa, a jem kotlety sojowe?

Wegetarianką jestem już od czasów szkoły średniej. Nie jestem w stanie przytoczyć dokładnego momentu, w którym zrezygnowałam z mięsa. Po prostu im starsza i bardziej niezależna finansowo i życiowo byłam, tym rzadziej jadłam mięso. Gdy wyprowadziłam się z rodzinnego domu na początku klasy maturalnej, nie miałam żadnego zwierzęcia na talerzu już od ponad 1,5 roku. 

Jestem osobą bardzo wysoko wrażliwą sensorycznie. Co to oznacza? Bardzo silnie reaguję na dotyk, dźwięk, ogólnie na otoczenie. W praktyce wygląda to tak, że lekko gryząca metka przy koszulce potrafi zrujnować mi dzień, wyjście do sklepu to koszmar, bo wszyscy krzyczą mi nad głową (a przynajmniej mi się tak wydaje), jeżeli kołdra leży na mnie “nie tak, jak powinna”, to nie zasnę, a gdyby ktoś zmusił mnie do dotknięcia (nie mówię o ubraniu) wełnianego swetra, to prawdopodobnie próbowałabym się tego podjąć przed dobre 15 minut, ale koniec końców i tak bym tego nie zrobiła. 

Ale co to ma do tego, że nie jem mięsa? Bardzo dużo. Nadwrażliwość sensoryczna to główny powód tego, dlaczego nie jem mięsa. 

Nie lubię jego tekstury. Nie lubię włókien w kurczaku, nie lubię trzymać w ręce kości, nie lubię płaskich kotletów, które trzeba dobrze pogryźć, nie lubię chrząstek, nie lubię kawałków tłuszczu, nie lubię tych dziwnych błonek, które przy obrabianiu mięsa trzeba oderwać gołymi palcami, nie lubię grubych skórek, które trzeba żuć, żuć i żuć. 

Z drugiej jednak strony, sam smak mięsa nigdy mi nie przeszkadzał, choć oczywiście to w 95% kwestia przypraw. Dlatego, gdy już musiałam zjeść mięso, to mimo jego tekstury, nie był to jakiś koszmar. Zdarzało się, że jakiś kotlet, czy szynka faktycznie mi smakowały. Nie smakowało mi natomiast globalne ocieplenie, gazy cieplarniane, zużywanie wielu milionów litrów wody, cierpienie zwierząt i to, w jakich warunkach są hodowane. 

Dlatego też czasami jem zamienniki mięsa, gdy raz na jakiś czas najdzie mnie na to ochota.

Właśnie dlatego przestałam jeść mięso. Nie dlatego, że było niedobre, obrzydliwe, czy mi zwyczajnie nie smakowało. 

Lubię to, że moje roślinne plastry a’la szynka, “mielone” z grochu, czy sojowe kiełbaski są pyszne, przypominają mi o niektórych przysmakach z dzieciństwa, a jednocześnie mają zupełnie inną teksturę niż mięso. Nie ma chrząstek, nie ma twardej skórki, nie ma kości, nie ma przyczepionego do zwierzęcego mięśnia tłuszczu. Poza tym jest to o wiele bardziej etyczne i ekologiczne. 

Mój przypadek jest dosyć nietypowy, ponieważ prócz poglądów, na niejedzenie mięsa wpływa również sensoryka, jednak należy pamiętać, że w większości przypadków (choć zdarzają się osoby, które faktycznie nie lubią mięsa) wygląda to właśnie tak: 

Ktoś lubi smak mięsa, lubi mięsne dania, być może nawet określa się jako mięsożerca. Któregoś razu zaczyna coraz bardziej interesować się z tym, skąd pochodzi mięso, jak wyglądają hodowle. W pewnym momencie prawdopodobnie (jak większość osób na diecie roślinnej), trafia na filmy “Cowspiracy: tajemnica równowagi ekologicznej środowiska”, “What the health”, czy “The Game Changers”. Wtedy zaczyna ograniczać jedzenie zwierząt i poszukuje alternatyw, aż w końcu przechodzi na dietę roślinną. 

Znam setki takich historii, choć po raz drugi podkreślam – nie każdy weganin/wegetarianin tak miał. Są tacy, którzy nigdy mięsa nie lubili, są tacy, którzy przestali je jeść, a ich powodem było “bo tak” lub “nie bo nie” i tyle. Są nawet tacy, dla których to zwyczajnie modne. Nie wspominam już nawet o powodach zdrowotnych, czy religijnych, ponieważ to zupełnie inny temat. 

Ale właśnie tak – dlatego wiele osób na diecie roślinnej chce, by ich jedzenie smakowało jak mięso, ale jednocześnie nim nie było. Dlatego, że wiele z tych osób lubi mięso, lubi jego smak. Dlatego, że tęsknią za tradycyjnymi daniami ze swojego dzieciństwa, które wywołują u nich nostalgię. Dlatego, że roślinne “nie-mięso” jest o wiele bardziej etyczne i ekologiczne. Przede wszystkim jednak dlatego, że chcą, mogą i wcale nie muszą mieć ku temu jakiegoś szczególnego powodu.

Jak widać, sprawa jest bardzo prosta, a osoby, które wciąż “nie potrafią pojąć”, “nie rozumieją”, ba! To dla nich “dziwne”, “chore, a nawet “zboczone”, a “świat schodzi na psy” (tak, słyszałam takie rewelacje i na żywo, i w internecie), powinny trochę szerzej otworzyć oczy. Serio. Małe dzieci są w stanie to ogarnąć, więc dorośli też. Tak czy siak, domyślam się, że sekcja komentarzy mnie zawiedzie. Choć nie jestem pewna, czy można mówić o zawodzie w przypadku, w którym człowiek się czegoś spodziewał.

Kiedy następnym razem poczujecie się obrażeni przez kotleta z ciecierzycy, który udaje mięso, to przypomnijcie sobie o tym, że kinder jajko to nie jajko, ptasie mleczko nie jest zrobione z ptasiego mleka, a do mieszanki studenckiej nie wykorzystuje się studentów, którzy zgubili się w ciemnych zakamarkach uczelni, szukając auli. 

Przy okazji, ostatnio natrafiłam na hummus z indyka, popcorn i frytki z kurczaka. Skoro tak bardzo chcecie jeść mięso, to dlaczego próbujecie udawać, że to roślina?

Z przymrużeniem oka.

Ale skoro ty nie jesz mięsa, to dlaczego twoje zwierze je? 

Uznałam, że przy okazji poruszę również ten temat, ponieważ jest dla mnie czymś jeszcze bardziej oczywistym i dziwi mnie to, że ludzie tego nie rozumieją. 

No tak, moje koty są na diecie wysokomięsnej, w kwestii psów preferuję dietę barf (surowe mięso), a w przyszłości planuję kupić węża, który będzie karmiony mysimi oseskami, myszami, czy małymi kurczakami. 

Ale czy w tym wypadku sprawa nie jest oczywista? Wszystkie wymienione wyżej zwierzęta to drapieżniki, czyli bezwzględni mięsożercy. Muszą jeść mięso. 

Przede wszystkim jednak pies, kot, czy wąż nie ma i nie może podjąć świadomego wyboru, nie może uznać nagle, że przestaje jeść mięso, ponieważ nie posiada ludzkiej świadomości, która pozwoliłaby mu w ogóle zrozumieć koncept diety roślinnej. Z natury jest zaprogramowany do tego, by jeść inne zwierzęta, ponieważ jest drapieżnikiem. 

Zupełnie inaczej sprawa ma się w przypadku ludzi. Człowiek może, ale nie musi jeść mięsa. Co więcej, my ludzie jemy je dopiero (!) od około 2,5 milionów lat. 15 milionów lat temu, byliśmy na diecie roślinnej. Rozszerzyliśmy ją, ponieważ zmienił się klimat i nasze ciała powoli dostosowały się do tego, by jeść zarówno rośliny, jak i mięso. 

Poza tym ludzie, inaczej niż zwierzęta, mają świadomość i mogą wyrazić zgodę. Mogą również podjąć decyzję o tym, co będą jeść. 

Dlatego owszem, ja nie jem mięsa i w przyszłości też nie mam zamiaru. Natomiast możliwe, że ze względu na mój zwierzyniec, mam go w domu więcej niż niejeden zdeklarowany “mięsożerca”. 

Nikola Myszkowska

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZagrają na rocznicę
Następny artykułPotańczą w świetlicy