A A+ A++

Roman Cudakowski, którego w filmie gra Kazik Mazur, w praktyce nie istnieje. W teorii – jego losy podzielają setki Polaków, którzy podczas drugiej wojny światowej decydowali się ratować żydowskie rodziny. Oto historia muzyka, który razem z kapelą próbuje wiązać jakoś koniec z końcem. Trwa okupacja i sytuacja robi się z dnia na dzień coraz gorsza. Pracy dla muzyków nie ma, a jeszcze o “zlecenia” walczy konkurencyjna żydowska orkiestra, do której należy utalentowany Szymon Akerman (grany przez równie utalentowanego Andrzeja Kłaka).

Cudakowski i jego koledzy mają Żydom za złe, że ci kradną im pracę. Dochodzi między nimi do ulicznej awantury. Jednak gdy Cudakowski traci jednego z muzyków, pracę postanawia oferować właśnie Akermanowi, który klepie biedę ze swoją rodziną w getcie.

Cudakowski, który jest przeciwko Żydom i ma problem tym, że “odebrali mu pracę”, nagle ni stąd, ni zowąd decyduje się ratować Akermana, a także jedno z jego dzieci. Czy ta decyzja jest w filmie mocno umotywowana? Nie i to chyba największy problem tej historii, która staje się zbitkiem przypadkowych scen.

Fakt, w 2021 r., gdy powstały już setki filmów o drugiej wojnie światowej, Holokauście i o relacjach polsko-żydowskich, trudno znaleźć nagle nową formułę, by opowiedzieć w jakiś mocno oryginalny sposób o tych tematach. Tylko czy to argument za tym, by tworzyć kolejną przypowiastkę, która praktycznie nic nie wnosi i której brak emocji?

Cudakowski zostawia żonę i dziecko, by pomóc komuś, kogo w ogóle nie szanuje. Bo tak trzeba i tyle. Jest tworzony na wzór bohatera, ale przecież i od takich postaci wymagamy głębi, czy już nie? Mazur w tej roli wypada kompletnie niewiarygodnie, siląc się na dramaturgię, której nie ma nawet w scenariuszu. Ciekawie w swojej roli wypada Andrzej Kłak, który ma w sobie coś magnetycznego. Szkoda tylko, że dostaje do zagrania postać bardzo stereotypową. Jego Akerman nie potrafi sam o siebie zadbać, naraża co chwilę Cudaka, całkiem na nim polega. Biednym Akermanem musi zajmować się nawet jego córka, bo ten kompletnie poddaje się koszmarowi wojennej rzeczywistości.

Trudno mówić, że między panami tworzy się jakaś bliższa relacja. Jeśli już coś tam się tli, to niestety jest to sztuczne i drętwe. To duże rozczarowanie, bo przy tak wielu filmach opowiadających o trudnych czasach drugiej wojny światowej, potrzebujemy filmów z krwi i kości. Takich, które zostają z nami na dłużej.

“Cudak” to taka klasyczna przypowiastka zbudowana na prostych schematach: dobry Polak, zły Niemiec, biedny Żyd. Film, który będzie się puszczać w telewizji po głównym wydaniu “Wiadomości”, albo zabierać na niego do kina szkolne wycieczki. Rozczarowanie jest podwójne, bo za kamerą stoi przecież utalentowana reżyserka.

Anna Kazejak ma na swoim koncie “Skrzydlate świnie”, “Eroticę 2022” czy serialową “Szadź” – produkcje, o których było głośno i które właśnie idealnie wyróżniały się w tłumnym gronie innych produkcji. Dziwi tym bardziej, że nie zwróciła uwagi na dopracowanie relacji między bohaterami, ani na szczegóły związane stricte z okolicznościami, w jakich znajdują się bohaterowie. Jest taka scena, w której aktorzy muszą radzić sobie z siarczystym mrozem… a w tle widzimy piękną zieleń traw i drzew. Ten trud wymalowany na twarzach aktorów oddaje trud, z jakim widz przyswaja “Cudaka”.

Film można oglądać w kinach od 9 lipca. Nasza ocena: 3/10.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLitwa stawia płot na granicy z Białorusią. Oskarża Mińsk i mówi o wojnie hybrydowej
Następny artykułPieniądze, rowery, dziecięcy wózek… To gubią mieszkańcy