Katarzyna Łakińska: Tak. Opłaca się. Bo łatwiej kształtuje się strukturę firmy, decyzje mogą być podejmowane w sposób bardziej elastyczny, nie trzeba realizować planu w taki sposób, jak często korporacji musi to robić menedżer, powoływany do zarządu czy na prezesa np. na trzyletnią kadencję, w trakcie której musi się wywiązać z postawionego celu. Z doświadczeń firm z FBN, jak również z doświadczeń z moich własnych firm wiem, że często menedżer nie widzi wszystkiego wystarczająco szeroko. On wie, że ma na przykład przynieść zysk w danym roku, co czasami się wiąże, mówiąc bardzo skrótowo, np. ze zwolnieniem jakiegoś pracownika, który mu nie bardzo pasuje, a który generuje koszty; albo z rozwiązaniem jakiejś komórki, która akurat w tym momencie nie przynosi zysku, a która może długofalowo przynosiłaby dobre efekty… Jest też tak, że klienci firmy rodzinnej doceniają to, że jest pewna ciągłość, że jeśli ja coś gwarantuję, to oni wiedzą, że to będzie, jest kontynuacja. Więc pod tym względem też się opłaca…
A pod jakim względem się nie opłaca? Np. menadżerowie z firm rodzinnych czasem skarżą się na nepotyzm…
Myślę, że te głośne nieraz rozstania z menadżerami z firm rodzinnych rodzą się stąd, że ten brak szerszej perspektywy z jednej strony nie pozwala im na podejmowanie naprawdę odważnych decyzji, a z drugiej strony ich stosunek do nie zarobionych przecież przez siebie pieniędzy potrafi być dosyć lekkomyślny. My się z tym dosyć często spotykamy w rozmowach z klientami, np. dyrektor marketingu ma poczucie, że on ma „budżet do wydania”, a jak go nie wyda, to na kolejny rok mu obetną. A przecież takie wydatki na marketing powinny być traktowane jako inwestycja, a nie wydatek, podejmowane z odpowiedzialnością i wizją celu, a właściciel cały czas się zastanawia nad celowością, ale też widzi pojawiające się okazje.
Ale czy nie zdarza się też tak w firmach rodzinnych, że zatrudnieni menadżerowie, bardzo wykształceni i kompetentni ludzie mają poczucie, że nad nimi szklany sufit? Że wyżej kuzynki, czy zięcia nie przeskoczą? Że żona właściciela, czy mąż właścicielki ma w ręku np. jakieś pole decyzji i nikt mu, czy jej nie powie, że nie ma racji, bo następnego dnia by się żegnał z firmą?
Wiem, że tak bywa, że się zdarza… Ale np. ja mam kilka firm i u mnie nie ma czegoś takiego. Grupą i jedną firmą zarządza mój zięć, a dwiema innymi spółkami samodzielni menadżerowie. Im bardziej je rozwijają, tym ja jestem szczęśliwsza. I ani ja nie mam żadnego negatywnego doświadczenia, ani ze znanych mi firm należących do FBN nigdy nie słyszałam, żeby jakiś menadżer miał szklany sufit i nie mógł się rozwijać, wręcz przeciwnie nieustająco potrzebujemy partnerów – samodzielnych managerów, zwłaszcza takich, którzy mają odwagę.
Zobacz też: Polskie firmy ze stuletnią tradycją
Jeśli tak jest wspaniale z firmami rodzinnymi, to po co potrzebny jest FBN?
Przede wszystkim daj … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS