A A+ A++

Wielu miłośników deskorolki w młodości snuło marzenia o zawodowej karierze, licząc, że ta będzie ich sposobem na życie. Mateuszowi Starczewskiemu to się udało. Choć trzeba przyznać, że podszedł do sprawy zupełnie inaczej niż wszyscy przed nim. To dzięki pasji narodził się pomysł na biznes.

– Faktycznie jeździłem od najmłodszych lat. Zaczynałem swoją przygodę na parkingu za Piramidą, pamiętam jeszcze, jak jej nie było. Już po roku jazdy razem z kolegą, który też do dzisiaj jeździ, przenieśliśmy się do Katowic na słynne PTG i tam już zostałem, jestem bardziej przywiązany do tamtej sceny. W Tychach w tamtych czasach były 2 znaczące ekipy – z teatru i wspomniana wcześniej ekipa z parkingu. Powstanie skate parku spowodowało połączenie ekip, a większość tych ludzi to do dzisiaj moi serdeczni znajomi, których gorąco pozdrawiam!

Pomysł na monetyzację swojego hobby pojawił się po powrocie z emigracji. – Gdy wróciłem z Norwegii, zastanawiałem się, z czym związać swoje życie zawodowe. Wówczas mój brat postanowił zbudować łózko z palet i poprosił mnie o pomoc. Sam pomysł stworzenia czegoś od podstaw z materiałów z recyklingu wydał mi się szalenie ciekawy. Zbudowaliśmy to łóżko, a w mojej głowie pojawił się plan – opowiada.

Plan był prosty – wykorzystać wyeksploatowane deskorolki, które nota bene zrobione są z drewna, do tworzenia oryginalnych przedmiotów codziennego użytku. – Sprawdziłem w internecie i okazało się, że na całym świecie zajmują się tym 3 warsztaty, nie więcej. Jest szansa, że nie szukałem zbyt dokładnie – śmieje się. – Wiedziałem, że trafiłem na niszę i postanowiłem pójść za przeczuciem.

Pierwsze dwa lata to okres intensywnej nauki, prób i błędów. – Nieocenioną pomocą był dla mnie mój tata, człowiek, który potrafi zrobić prawie wszystko. Sporo uczyłem się też z internetu. Żyjemy w czasach, w których wiedza jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy chcieć po nią sięgnąć. Początki, muszę przyznać, były trudne. Do dziś mam swoje pierwsze rękodzieła. Są strasznie siermiężne – przyznaje z lekkim uśmiechem. – Najpierw tworzyłem oprawki do okularów, obudowy do telefonów oraz… drewnianą biżuterię. W końcu skupiłem się na tej ostatniej. Dlaczego akurat z deskorolek? Bo te klejone są z kilku rodzajów drewna o różnych kolorach, co nadaje rękodziełu niepowtarzalny wygląd, a co najważniejsze jest to recykling, nadawanie nowego życia starym rzeczom. Poza tym praca z deskorolką jest dla mnie mega zajawką!

Dziś w warsztacie Spirit Workshop, oprócz Mateusza, pierścionki wykonują również Sebastian i Kamil, a ich biżuteria sprzedawana jest głównie na zachodzie. – Wyróżnia nas przede wszystkim jakość, wypracowany styl i pełne zaangażowanie w obsłudze klienta. Nasz internetowy sklep ma blisko tysiąc komentarzy pozytywnych. Zaczęliśmy odlewać pierścienie ze srebra, zaś te z deskorolek wzbogacamy szlachetnym drewnem. Wszystko, co robimy, jest ręcznie wykonane i każdy jeden pierścień jest robiony na zamówienie. W każdy wkładamy serce, kultywując tradycyjne metody obróbki drewna. Doszliśmy do niebywałej precyzji, którą się ceni. Weszliśmy również we współpracę z skate shopami, gdzie zużyte deskorolki można wymienić na naszą biżuterię.

5 lat temu Mateusz Starczewski szukał wiedzy, metody i sposobu. Dziś łączy pasję do deskorolki, recykling i rękodzieło. Efekt tego połączenia można zobaczyć na koncie facebookowym skateboardspirit.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKoronawirus – zgony w Tarnobrzegu oraz powiatach tarnobrzeskim i stalowowolskim [Raport z 20 stycznia]
Następny artykułDziś na podkarpaciu 192 zakażeń koronawirusem