A A+ A++

Wkraczamy w nową erę tworzenia – dalszego postępu automatyzacji dzięki możliwościom współczesnych programów i algorytmów funkcjonujących w ramach sztucznej inteligencji. SI istnieje i SI kreuje. Ale czy działa jako artysta dający światu sztukę?

Źródło fot. Midjourney

i

– Jedyna rzecz, której brakuje tej piosence, to dusza.

– Uwaga, zwrot akcji, dusza nie istnieje.

Wyżej przytoczony dialog odbył się w youtube’owej sekcji komentarzy pod materiałem prezentującym utwór w stylu Nirvany, skomponowany przy pomocy sztucznej inteligencji. Co prawda za wokal odpowiadał już piosenkarz z krwi i kości (z oczywistych względów nie Kurt Cobain), ale SI w roli aspirującego rockmana poradziła sobie nie najgorzej. Na tyle dobrze, że Drowned in the Sun można spokojnie podrzucać znajomym jako jeden z zaginionych kawałków Nirvany, pokazując, jakim jest się bezwzględnym internetowym trollem. Odkładając jednak śmichy i chichy na bok, pozostaje nam piosenka. Mniej lub bardziej chwytliwa, ale piosenką nazywać ją trzeba. Ma melodię, rytm, strukturę, wywołuje w słuchaczu reakcje, emocje, odrzuca bądź wciąga. Działa i wygląda tak, jak powinno działać i wyglądać dzieło sztuki. Ale czy w istocie nim jest?

Cóż, internauta zarzucił utworowi brak duszy i zebrał w związku z tym znamienny dla mediów społecznościowych poklask w postaci łapek w górę – takie samo stanowisko zajmuje sporo ludzi na całym świecie i nie świadczą o tym jedynie komentarze i lajki na internetowych forach, ale i głosy z bliskiego mi środowiska artystycznego oraz dziennikarskiego. Może nie wszyscy mówią o duszy – tę najlepiej zostawmy w spokoju, bo zależnie od wyznania bądź stylu życia danej osoby funkcjonuje ona na zupełnie innych poziomach znaczeniowych. Powiedzmy jednak, że za pojęciem duszy stoi wewnętrzny ludzki pierwiastek sprawiający, że w tej antropocentrycznej bańce traktujemy miłość, zachwyt czy zadumę jako coś więcej niż efekt paru biologiczno-chemicznych splotów.

Jakimś jednak sposobem potrafimy wsłuchiwać się namiętnie w fikcyjny kawałek Nirvany czy zachwycać kompozycją kadru w pierwszym lepszym tworze popularnego od miesięcy Midjourney. Towarzyszą nam przy tym emocje na poziomie odbiorczym, takie jak przy analizie tekstualnej stricte „ludzkich” dzieł kultury, a mimo to część z nas odrzuca myśl, że ma do czynienia ze sztuką. Bo brak w tym… no właśnie, czego? Jak to uniwersalnie nazwać, by wyjść z całego tego społecznego dyskursu z twarzą?

Wiecie, ta głęboko filozoficzna rozkmina towarzyszy mi już od dłuższego czasu – kiedy tylko zacząłem doświadczać na własnej skórze twórczych możliwości SI (jakkolwiek niefortunnie by to nie zabrzmiało – jak na razie nie mogę pochwalić się żadnymi wszczepami). Całego tego problemu sam jednak nie rozstrzygnę. Eh, przecież ja nawet nie tworzę na co dzień rzeczy zwanych sztuką – no chyba że, pół żartem, pół serio, w Midjourney. Dlatego też poprosiłem znajomych artystów, których sprawa ta bezpośrednio dotyczy, o odpowiedź na tytułowe pytanie: „Czy sztuka tworzona przez SI jest sztuką?”. Czy pomogli? Szczerze mówiąc, wszystko skomplikowali. Nic w tym jednak dziwnego, przedstawili bowiem szereg różnych perspektyw. A mam nieodparte wrażenie, że ten temat idealnie wstrzeliwuje się w ramy truistycznej maksymy „quod homines, tot sententiae” (ile ludzi, tyle zdań).

Na początku było… wszystko

CZY SZTUKA TWORZONA PRZEZ SI JEST SZTUKĄ?

Obecnie trudno jednoznacznie odpowiedzieć na zadane tu pytanie […]. Zapewne po raz setny będziemy musieli przedefiniować szeroki termin „sztuka” – jak nie teraz, to za kilka lat. Na tym etapie pewna różnica uwidacznia się w niedoskonałości działania sztucznej inteligencji, jednak ta granica przesuwa się bardzo szybko. Myślę jednak, że gdyby już teraz przeprowadzić eksperyment „w ciemno” na specyficznych przykładach, wiele osób nie zorientowało by się, co konkretnie stworzył człowiek, a co SI, a więc niezależnie od tożsamości autora takim dziełem można by się zachwycić.

Stąd uważam, że błędnym jest twierdzić, iż nasze uznanie musi być zależne od tego, kto jest autorem. Z jednej strony SI korzysta z internetowego dorobku artystów, niekiedy na zasadzie dosłownego plagiatu, ale z drugiej, czym jest proces twórczy artysty, jeśli nie wzorowaniem się (świadomym bądź nie) na pomysłach i technikach innych twórców. Myślę jednak, że podstawowa rzecz, którą broni się człowiek (o ile ktoś ma ochotę szukać tu wielkiego zagrożenia), jest zdolność do eksperymentu, do wychodzenia poza schematy. Czyli coś, czego SI de facto brakuje, bo ludzie wcale nie tworzą na zasadzie interpretowania danej komendy, a warto przy tym wspomnieć, że przecież już samo umiejętne wprowadzenie odpowiedniego polecenia może być traktowane w kategoriach sztuki.

Dawid Szpond, twórca projektu muzycznego Resacrum

Obserwując internet, myślę od jakiegoś czasu, że chyba niewiele osób zdaje sobie sprawę z wagi zjawiska, z którym aktualnie mamy do czynienia. Wejście do obiegu publicznego SI w różnych formach i jej raptowny wzrost popularności to przełom technologiczny i społeczny. Mój redakcyjny kolega, T_bone, nadal nieodparcie zachwycony Midjourney, twierdzi, że nie czuł takiej radości oraz ciekawości związanej z odkrywaniem czegoś nowego od czasów Amigi. Czasów, których jako 23-latek nie mam prawa pamiętać. Czasów, od których dzieli nas dobrych kilka dekad.

Wszystko to stało się nagle. Jeszcze dziesięć lat temu ekscytowaliśmy się każdym dobrym filmem science fiction z motywem odczuwających ludzkie emocje androidów i czytaliśmy newsy donoszące o japońskich posthumanistycznych wynalazkach z humanoidalnymi robotami zaprogramowanymi do sprzątania domów. Wszystko traktowaliśmy w kategoriach popowej, przesiąkniętej odległym profetyzmem iluzji. Jak to zwykle bywa, ludzkość zorientowała się, że przyszłość jest… teraz. Tylko w trochę innej formie niż ta przewidziana na kartach książek bądź ekranach kin.

Może brzmi to niemal tak wydumanie jak porównywanie pandemii koronawirusa i związanych z nią globalnych oraz lokalnych restrykcji do wydarzeń z 1984 Orwella. Tym razem jednak trudno zaprzeczyć faktom. I przysięgam, że nie noszę foliowej czapeczki.

A fakty są takie – przewidywany od początku XX wieku w związku z mechanizacją i robotyzacją wielu gałęzi przemysłu POSTĘP zakładał zmniejszenie liczby dostępnych miejsc pracy w związku z tzw. automatyzacją. Bo czy potrzeba dwudziestu pracowników przy taśmie produkcyjnej, skoro Hanz Packinwurst (figura retoryczna, nie sprawdzajcie w Google’u) wymyślił właśnie oprzyrządowanie pakujące w 10 sekund tyle sztuk frankfurterek, z iloma radzi sobie 10 robotników w minutę? Otóż to, dlatego firmie dużo bardziej opłaca się w takim przypadku zmniejszyć liczbę pracowników o 50% bez obaw o utratę wydajności. Efektywność wejdzie bowiem na jeszcze wyższy poziom dzięki zastosowanej technologii.

Czy sztuka tworzona przez AI jest sztuką? - ilustracja #1Czy sztuka tworzona przez AI jest sztuką? - ilustracja #2

Revachol z Disco Elysium – wersja autorstwa Midjourney (użytkownik Cptain_Foley) a wersja autorstwa ZA/UM.

Oto specyfika wielobranżowych fabryk minionego stulecia – generalnie im większy postęp, tym więcej zmian prowadzących w kierunku automatyzacji. Co ma jednak do tego wszystkiego tworząca obrazki, kompozycje czy teksty SI? Ano całkiem sporo. Wystarczy, że spojrzycie na nasz ostatni eksperymentalny felieton o Gothicu i Wiedźminie czy na główną grafikę jednego z naszych artykułów premium. Jeden został „napisany” przez ChatGPT, a obrazek do drugiego wygenerowany w pełni (i to przy użyciu naprawdę niewielu konkretnych komend) przez Midjourney 4.

Czyli jako redakcja już w pewnym stopniu pomagamy sobie w taki oto sposób. Co prawda minimalnie, poza tym nadal zatrudniamy tę samą liczbę autorów, a i z usług grafika korzystamy równie intensywnie, jednak jestem pewien, że kwestią czasu jest powstanie wysokoklikalnych portali, które swoje treści oprą w stu procentach na dokonaniach SI. Bo jaki to problem przygotować wiadomość o niedzieli handlowej czy nawet napisać generyczną recenzję danej gry, jeśli tylko wyda się takie polecenie na wirtualnym czacie niezwykle wydajnemu i posłusznemu algorytmowi. To nawet nie musi cechować się wysoką jakością, wystarczy, że będzie stwarzać pozory fachowego tekstu, by po drobnych korektach wpisać się w zapotrzebowanie Google’a i poszczególnych internautów. Wizja to raczej ponura, bo zapowiadająca kolejny stopień dewaluacji dziennikarstwa jako takiego, ale majacząca bardzo wyraźnie na horyzoncie.

Post-postmodernizm

CZY SZTUKA TWORZONA PRZEZ SI JEST SZTUKĄ?

Ciężkie pytanie, bo jestem typem artysty, który nigdy do końca nie lubił definiować, czym jest sztuka. Żeby na nie odpowiedzieć, musiałam najpierw dokładnie spojrzeć na elementy składowe tego, co mój mózg uważa za sztukę i dlaczego.

Doszłam do wniosku, że chyba najważniejszym dla mnie elementem w dziełach, które mniej czy bardziej mnie kiedykolwiek poruszyły, jest aspekt ludzki – zarówno emocje kryjące się za każdą linią i kolorem, jak i świadome decyzje dotyczące każdego elementu dzieła, na które patrzę. Sztuka tworzona przez ludzkich artystów niczego nie pozostawia przypadkowi. Nawet jeśli w grę wchodzą „wesołe wypadki”, o których mówił Bob Ross, nawet w takiej sytuacji artysta musi podjąć decyzję o ich zachowaniu. Każda „ludzka sztuka” jest w stanie powiedzieć dużo o jej autorze, wiele można wyczytać z tego jak, na przykład, decyduje się rysować twarze czy dlaczego używa tego, a nie innego brusha – sztuce SI moim zdaniem tego brakuje.

Jasne, za samą koncepcją stoi człowiek, z tym nie można się kłócić. Może nawet spędził dwie, trzy, sześć godzin szukając tego „Jednego Perfekcyjnego Zdania”, które podaruje mu satysfakcjonujący wynik. Nie zmienia to jednak dla mnie faktu, że sztuka SI nie została przez swoich „autorów” fizycznie stworzona, zwyczajnie wydaje mi się, że brakuje jej serca. Każdy wygenerowany obrazek będzie mieć elementy losowe, których autor promptu nie przewidział. Z mojej wiedzy na temat tego, jak działa proces tworzenia ilustracji przy pomocy SI, wynika, że to generator podejmuje wiele decyzji, jak będzie wyglądać ostateczny obrazek. Wpisując „Geralt z Wiedźmina w zielonej czapce i białych butach” dostaniesz kilka propozycji, wśród których to SI wybrała, jak Geralt siedzi, jaki odcień zieleni ma jego czapka i czy ma na nogach białe trapery, czy może trampki. Jasne, dopracowywanie promptu jest w stanie tę losowość zminimalizować, ale […] nigdy jej do końca nie wyeliminuje.

Może podchodzę do sztuki zbyt emocjonalnie, przyznaję się bez bicia. Proces tworzenia zawsze był ogromnym i bardzo ważnym elementem mojego życia. Jako artysta digitalowy, wiele lat spędziłam na nauce tego, jak używać różnych programów graficznych, które brushe najbardziej mi odpowiadają i dają najbardziej satysfakcjonujący efekt, jak dobierać każdy, najmniejszy nawet, kolor tak, żeby cała paleta była spójna. Ba, wciąż się uczę, będę się uczyć całe życie. Świadome (!) rozpoznawanie i rozwiązywanie problemów wizualnych to wbrew pozorom bardzo skomplikowany i trudny temat.

Dla mnie osobiście sztuka to godziny siedzenia zgarbionym nad iPadem jak mały gremlin, stawiając kreskę za kreską, a czekaj, cofnij, cofnij, cofnij, bo jak dam tę linię odrobinę w lewo, to będzie lepiej wyglądać. Nadgarstek boli, plecy do wymiany i kocham każdą tego sekundę. Sam proces jest równie ważny jak efekt końcowy.

Myśląc o sztuce SI, myślę o malunkach w jaskini Lascaux. Myślę o hiszpańskich jaskiniach i dziecięcych dłoniach odbitych na ich ścianach – o rodzicach, którzy podnosili swoje pociechy, żeby też mogły być częścią czynności tworzenia. Myślę o tym pięknym, namacalnym dowodzie, że człowiek zawsze odczuwał wewnętrzną potrzebę kreowania. To jest dla mnie sztuka. Wspólnota, fizyczność, świadome decyzje.

Ilustracje SI bardziej reprezentują dla mnie rozwój technologii niż sztuki, więc żeby skończyć ten wywód – dużo bardziej przychylam się do zdania, że sztuka tworzona przez SI nie jest sztuką.

Wiktoria Charles Nuckowska, digital artist

Zostawmy jednak teksty i piosenki autorstwa SI, bo to nadal obszary, przy których margines poprawek jest dość spory. W tym momencie prawdziwe Himalaje wyobraźni zdaje się przenosić sztuczna inteligencja odpowiedzialna za przekonwertowanie tekstu w obraz. Mowa o DALL·E, mowa o Stable Diffusion, mowa przede wszystkim o Midjourney. Jeśli jakimś cudem ten fenomen przegapiliście, w tym zakątku Reddita możecie się pozachwycać ile tylko wlezie, wszelakimi grafikami czy parafotografiami.

Jak działa Midjourney? Słowem kluczem są tu prompty, czyli polecenia, które wklepujemy w chat discordowy (bo na razie tam dostępny jest ten program) w celu stworzenia obrazka. Im więcej komend, tym więcej detali, a im więcej detali, tym lepiej algorytm radzi sobie z „aktem tworzenia”. Wszystko przez to, że ma do dyspozycji ogromną bazę danych. Bazę danych posiadającą informacje na temat tego, jak wygląda Pikachu czy Geralt, a więc nie musimy wpisywać „żółty, mały stworek z ogonem w kształcie pioruna” czy „siwy mężczyzna w zbroi z dwoma mieczami na plecach”. Co prawda, tak jak wspomina wyżej Charles, zawsze pozostaje parę niewiadomych, jak ostatecznie wypadnie efekt końcowy, ale możemy być niemal pewni, że zawarte zostaną w nim znaki szczególne wyróżnione w promptach.

Czy sztuka tworzona przez AI jest sztuką? - ilustracja #3

Po lewej pixelartowa gra Backbone, po prawej pixelartowa praca Midjourney.Midjourney / Raw Fury Games

Co z tego wynika? Ano właśnie to, że choć wiele dzieł zaprezentowanych w Midjourney wygląda atrakcyjnie, a czasem nawet i oryginalnie (nie wiem, skąd ta skłonność oprogramowania do zabawy w awangardę, ale trudno jej zaprzeczyć), niemal zawsze stoi za nimi jakaś pisana bądź niepisana inspiracja. Czasem może brać się ona z tego, że zaznaczymy, iż dana grafika ma wyglądać jak obraz Salvadora Dali, innym razem kubistyczna, surrealistyczna forma wynika z „kaprysu” Midjourney, które akurat sięgnęło do nieprzewidzianego przez wpisującego komendy zakątka wielkiej bazy danych.

Można więc nazwać twórczość SI piękną, ale czy jej piękno traci na wartości, skoro wiemy, że bierze się pośrednio z dokonań istniejących artystów? Trochę się nad tym zastanawiałem, ale tak jak wspominał wcześniej Dawid, prawdziwi malarze i graficy działają przecież na podobnej zasadzie. Autorski styl we współczesnych czasach nigdy nie jest w pełni autorski. Może mieć jakiś dominujący, świeży charakter, ale niemal zawsze został (nawet podświadomie) ukształtowany przez istniejące już dzieła sztuki i artystów. O protoplastach ekspresjonizmu, impresjonizmu, hiperrealizmu czy abstrakcji mogliśmy mówić już w dalekiej przeszłości, dziś każdy reprezentant konkretnego nurtu jest wpisany w jego ramy – staje się odtwórcą, jednym z wielu, nawet jeśli wnosi swoją twórczością coś odrobinę innego czy egzotycznego.

Wynika to z jednej prostej rzeczy – żyjemy w epoce wyczerpanych narracji, prądów i stylów. Nazywa się ona postmodernizmem. Ten jednak nie zakłada końca sztuki, postawienia kropki na mapie dziejów tworzenia. Co to, to nie. Wręcz przeciwnie, mówi głośno o tym, że możliwości kreowania nadal jest naprawdę wiele, a wszystkie one muszą z czegoś czerpać. A to odrobinę z elegancji Łempickiej, a to z suprematyzmu Malewicza, a to z buntowniczości wobec formy Godarda (nazwiska to oczywiście jedne z wielu). Na takim wyciągającym po trochu od każdego fundamencie swoje pomniki postawili Quentin Tarantino czy Hideo Kojima. A nikt nie odbierze ich dziełom wymyślności i ekscentryczności.

Pytanie więc, czy twórczość SI nie jest sztuką właśnie dlatego, że staje się naturalnym przedłużeniem ponowoczesnego łańcucha? Pójdę o krok dalej: czy nie mówimy w tym przypadku o post-postmodernizme czy też, jak to celniej i przejrzyściej ujęte zostało przez brytyjskiego uczonego Alana Kirby’ego, digimodernizmie? Wspomniany filozof podjął podobny temat w swojej literackiej rozprawie zatytułowanej The Death of Postmodernism and Beyond. Co ciekawe, podobne rozważania miały miejsce dość dawno temu, bo u schyłku lat 90. i na początku aktualnego milenium. Dziś jednak wydają się przeżywać swój renesans.

Czy sztuka tworzona przez AI jest sztuką? - ilustracja #4

Odpowiedź na to pytanie może być dla wielu rozczarowująca. Źródło: post2modernisme

Kirby dodaje kolejny prefiks „post” czy „digi” właśnie ze względu na wpływ nowych technologii na formowanie się szeroko pojętej kultury. Internet od samego początku swego istnienia zbierał całą wiedzę, którą ludzkość mogła się pochwalić, stając się tym samym źródłem całej wiedzy na świecie dla wielu kolejnych pokoleń. Czyli punktem odniesienia. Dziś z kolei jest dla wielu nie tylko platformą do mnóstwa twórczych, społecznych czy odbiorczych aktywności czy nawet formą alternatywnej rzeczywistości. Rysuje się również jako miejsce funkcjonowania sztucznej inteligencji, a także płaszczyzna, na której dochodzi do rozmaitych interakcji pomiędzy człowiekiem a SI.

Internet, zaprojektowane w nim algorytmy, działające w jego ramach programy czy zaimplementowane formy sztucznej inteligencji są więc czymś więcej niż tylko cyfrowymi krewnymi postmodernistów. Baza danych Midjourney jest dużo większa od i tak pojemnego, bo „kinofilskiego”, mózgu Tarantino. Przechowuje niezliczoną liczbę informacji, przetwarza całą masę komend i wytycznych, a na podstawie tego wszystkiego tworzy coś (może i pozornie) autorskiego, jednocześnie korzystając z istniejących szablonów, stylistyk i tropów. I choć działa błyskawicznie w czasie rzeczywistym, a zasady działania algorytmu zawsze ustala człowiek, tak algorytm puszczony samopas w cyberprzestrzeń zahacza o rejony niepojmowalne dla umysłu nieoperującego w sposób digitalny. A nasze biedne móżdżki cyfrowe nie są i raczej nie będą, no chyba że pojedziecie na wakacje do Night City w 2077 roku.

Data ważności antropocentryzmu

CZY SZTUKA TWORZONA PRZEZ SI JEST SZTUKĄ?

Jako osoba, która tworzy swoje dzieła hobbystycznie, mogę powiedzieć tylko, że widząc obrazy tworzone przez SI, nie czuję zachwytu czy podziwu dla technologii. Raczej zastanawiam się, po co ja w sumie rysuję, skoro w krótkim czasie mogłabym napisać to, co przyjdzie mi do głowy pod wpływem weny, i wrzucić to do generatora. Pod żadnym pozorem nie czułabym tej samej satysfakcji. Może to, co stworzyłaby sztuczna inteligencja, byłoby ładne, ale co poza tym? Dla mnie nic by się za tym nie kryło. Żaden wysiłek, żadne emocje, które przecież zawsze towarzyszą artystom podczas tworzenia. To niesamowite wręcz uczucie, kiedy widzisz i czujesz, że to, co chcesz przekazać, tworzy się przed twoimi oczami. Przeraża mnie fakt, że czasem czuję, iż to, co robię, nie ma żadnego sensu… W końcu proces rysowania trwa zazwyczaj kilka godzin, kilka dni czy miesięcy – to wszystko zależy oczywiście od tego, nad czym się pracuje. Jednak generator może to zrobić w kilka minut. Tak, to się opłaca, jest ładnie, jest szybko, ale czy to ma jakąkolwiek wartość artystyczną?

I tu pojawia się problem… Bo ile ludzi na świecie, tyle definicji sztuki. Dla kogoś obraz stworzony przez SI nie będzie mieć żadnego znaczenia, natomiast inni mogą zobaczyć w nim coś niesamowitego. Jak też to miało miejsce w konkursie sztuk pięknych w Kolorado, którego zwycięzcą okazała się sztuczna inteligencja… albo Jason Allen? Właśnie, tu też pojawia się pytanie: ciekawe, do kogo w przyszłości takie dzieło będzie należeć? Cóż, tu warto zaznaczyć, że Jason Allen przyznaje, iż wygenerowanie obrazu Theatre D’opera Spatial zajęło mu około 80 godzin. Patrząc na ten kosmiczny obraz, nie wyobrażam sobie zamyślonego artysty, który poczuł wenę, złapał ołówek i poświęcał dni i noce, by przedstawić to, co kryło się w jego głowie. Wykorzystał do tego program. Czy powinniśmy się w tym momencie bulwersować? W końcu niektórzy korzystają z Photoshopa, CorelDraw czy tak jak np. ja z Procreate. Czy w takim razie ja też nie mogę uważać się za artystę? Wielu tradycyjnych artystów mogłoby powiedzieć, że „taka sztuka to nie sztuka”. W końcu nie mieszam farb, nie mam kilkudziesięciu zestawów pędzli, ołówków ani płótna. Do pracy służy mi tablet graficzny, na który przelewam moją kreatywność.

Joanna Tomasik, digital artist

Trudno myśleć o etycznej stronie pojmowania dzieł SI jako sztuki, a więc odstawiania na bok człowieka na rzecz komputera, dotychczasowego twórcy na rzecz dotychczasowego tworzywa, które w sumie o zostanie twórcą nigdy się głośno nie ubiegało, bo sami wyznaczyliśmy mu taką rolę. Problem polega na tym, że nastał moment, w którym postęp technologiczny już nie tylko pomaga w tworzeniu sztuki, ale i paradoksalnie wchodzi artystom w paradę.

Od zarania dziejów staramy się jako ludzkość iść naprzód. Czasem przyczyniała się do tego ewolucja, innym razem fakt, że – jak u Kubricka – małpa zobaczyła, do czego służy kość. A tu zaraz ukazują się magiczne właściwości krzesiwa, funkcjonalności koła czy ambicje stawiania cegły na cegle. I tak, powolutku, doszliśmy do chwil, w których artyści dostali do rąk papier, płótno, farby olejne, z czasem tablety graficzne. Wszystko dzięki człowiekowi, przez dobra natury i skonstruowanej z jej różnych oblicz technologii, dla człowieka. To wszystko wcześniej czy później musiało się skończyć takim ideologicznym impasem.

Nagle zorientowaliśmy się, że choć rozwój zawsze daje, czasem – poprzez dawanie – paradoksalnie zabiera. Bo czy z perspektywy historii możemy być obrażeni, że dotarliśmy do ściany, kiedy technologia jednocześnie nam pomaga, ale i robi coś kosztem, a jakżeby inaczej, nas samych? Sami się o to prosiliśmy, sami do tego dążyliśmy. Spoiler alert – dzieje się to już od dawna, tylko akurat nie w sferze artystycznej. Przemysł smaku automatyzacji, jak wspominałem, już spróbował. Swoje ponarzekał. Uciszył się po latach, bo nie ma już o czym dyskutować.

Jeżeli więc nie chcemy nazywać sztuki SI sztuką, bo brak w niej serca, duszy, jak zwał, tak zwał, to zgodzić się z tym faktem nie mogę. Ludzki pierwiastek w nią włożony został, w formie pragmatycznej i surowej jak cholera, ale jednak umożliwiającej tworzenie na wiele różnych sposobów. Każdy z nas może współczuć artyście jak człowiek człowiekowi – widzi bowiem, że potencjalnemu kupcowi o wiele bardziej opłaca się wklepać w kilka minut serię komend w Midjourney za cenę miesięcznego netflixowego abonamentu, niż zlecić fanart utalentowanemu grafikowi, na który wyłoży cztery razy więcej, a przy okazji poczeka parę dni czy tygodni.

A to, że na obrazku pojawi się parę znamiennych dla tej formy SI błędów pokroju śniegu padającego w pokoju, kabli prowadzących donikąd czy naczyń o dziwnych kształtach unoszących się w przestrzeni na drugim planie? Tego na pierwszy rzut oka nie widać, przeciętny odbiorca nie będzie tym sobie zawracał głowy, a jeśli zauważy takowy błąd, to wygeneruje kolejną serię obrazków, aż do skutku – w końcu się uda. Brzmi to boleśnie, bezdusznie, obrzydliwie. Nie tak powinna powstawać sztuka? Być może, sam się tą ponurą perspektywą biczuję. Ale taka wydaje się kolej rzeczy – prąd logicznych w kontekście globalnego rozwoju zmian, których nie powstrzymamy.

Nie ma co jednak, w mojej opinii, wywieszać białej flagi lub spuszczać nosa na kwintę. Bo świat się nie kończy, artysta dalej artystą pozostanie, uznanie sztuki SI za sztukę nie sprawi, że sztuka straci znaczenie. Po prostu, raz jeszcze, poszerzy się jej profil. Do diaska, spytajcie Meliesa, ile lat musiał czekać, aż seria ruchomych obrazków zostanie obwieszczona X muzą, konserwatywnych malarzy, czy akceptują tworzenie grafiki w digitalu, i prawicowe amerykańskie media, czy uznają gry wideo za formę sztuki, czy też może za przejaw całkowitej degeneracji. To nie pierwsza zagwozdka tego typu, którą musieliśmy jako ludzkość przełknąć na przestrzeni lat. Potrzebujemy czasu, obycia z tematem, a przy okazji trochę poważnych badań. No co, nie chcielibyście kiedyś studiować digimodernizmu?

Przyszłość przyniesie zapewne sporo zaskoczeń i kontrowersji w kwestii sztuki SI. Nie raz i nie dwa powtórzy się sytuacja ze zwycięstwem komputera w konkursie plastycznym (takim jak przywołany przez Joannę event w Kolorado). Już teraz należy spodziewać się uformowania się na rynku nowej branży, na której można będzie zbić spory kapitał (niedługo przecież ChatGPT stanie się zabawą premium), jak i pojawienia się na scenie artystycznej performerów, którzy stworzą własne SI o ściśle określonych, indywidualnych stylach uwarunkowanych algorytmami. Spodziewajmy się konkursów graficznych tylko dla sztucznej inteligencji, nowych awangardowych nurtów, ale i całej masy badziewia, które pojawi się w internecie jako efekt amatorskich zabaw w NOWE, zautomatyzowane dziennikarstwo. Czekajmy na więcej filmów, do których scenariusz napisze SI, i na gry wideo, do których assety stworzyło Midjourney (takie już powstają, serio). Następne lata i dekady przyniosą naprawdę sporo zmian.

Żeby więc nie pozostawić pewnych rzeczy niedopowiedzianych, zadam raz jeszcze to pytanie: czy sztuka tworzona przez SI jest sztuką? Cóż, może nie w tym momencie, chwilowo chyba jeszcze nie odważymy się jako cywilizacja do wygłoszenia tak definitywnej tezy. Ale to zaraz się stanie, musimy się z tym faktem powoli oswajać, a przejawy buntu w swoich głowach stłumić. Innymi słowy, sztuka tworzona przez SI sztuką nazywana będzie. I choć proces twórczy komputera pozostawia wiele do życzenia, tak jego efektom końcowym wielu ludzi będzie przyklaskiwać, nawet nie wiedząc, że przyklaskują czemuś wygenerowanemu przez program. Po prostu udadzą się na wystawę w muzeum i zaczną interpretować oraz analizować pełne detali cyfrowe grafiki. I zastanawiać się, co miał na myśli twórca… O, ironio…

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDziennikarka TVN jest oburzona imperialistycznym strojem rosyjskiej modelki. Dosadny komentarz
Następny artykułAqua aerobik na pływalni