A A+ A++

15 września na konferencji prasowej przed Gabinetem Owalnym Benjamin Netanjahu pokazał dziennikarzom złoty klucz, który dostał od Donalda Trumpa, i stwierdził, że „otworzy nasz kraj i nasze serca”. Wielu komentatorów sądzi, że za rok premier może otrzymać w Oslo złoty medal z podobizną wynalazcy dynamitu przyznawany od roku 1901 ludziom, którzy zdołali choć trochę wstrzymać nieustanny rozlew krwi na świecie.

Wielka zdrada

Najdłużej urzędujący lider Izraela podpisał w Waszyngtonie wspierane przez administrację USA porozumienia pokojowe z Bahrajnem i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi (ZEA) – pierwszymi państwami regionu Zatoki Perskiej, które zdecydowały się na przełomowy krok. Przemawiając do publiczności z balkonu rezydencji, Trump uznał, że dokumenty „zmienią bieg historii, bo stanowią wielki krok, dzięki któremu ludzie różnych religii oraz pochodzenia żyć będą razem w pokoju i dobrobycie”.

Zobacz też: Machinacje i tajemnice, a w tle wielka rywalizacja. Dlaczego Izrael dogadał się z Arabami znad Zatoki?

ZEA plus Bahrajn dołączyły do Egiptu i Jordanii, które jako jedyne kraje arabskie – za pośrednictwem Waszyngtonu – znormalizowały stosunki z Izraelem, odpowiednio w 1979 roku i 1994 roku. Tym razem w imieniu USA negocjacje prowadził prezydencki zięć Jared Kushner odpowiedzialny za bliskowschodnią politykę administracji. Oprotestowane przez Palestyńczyków umowy przewidują otwarcie ambasad oraz rozwój współpracy gospodarczej i turystycznej.

Izrael wstrzyma osadnictwo na Zachodnim Brzegu Jordanu. ZEA dostaną w prezencie za ugodowość kontrakt na zakupy amerykańskich myśliwców F-35. Kwestia budzi spore kontrowersje. Eksperci obawiają się, że wzmocnienie lotnictwa Emiratów zapoczątkuje regionalny wyścig zbrojeń. Podobne lęki wyraża demokratyczna większość w Izbie Reprezentantów.

Trump twierdzi, że śladem ZEA i Bahrajnu pójdzie „pięć lub sześć” kolejnych państw, i gotów jest zachęcić je równie interesującymi umowami na dostawy sprzętu wojskowego. Najbardziej prawdopodobni sygnatariusze to Arabia Saudyjska plus Oman. Przedstawiciel Autonomii Palestyńskiej orzekł, że porozumienia „wbijają nóż w plecy” jego narodowi. Kontrolujący Strefę Gazy Hamas uznał je za „akt agresji”, Iran ocenił jako „wielką zdradę”.

Jeśli odrzucimy zdeterminowaną politycznymi interesami retorykę, zdawać się może, że Netanjahu zasłużył na Nobla. Z drugiej strony dotychczasowe ruchy premiera budziły raczej powszechną niechęć. Pod jego rządami państwo żydowskie oskarżano o neokolonializm, militaryzację życia publicznego, okupację cudzych terytoriów i poważne naruszenia praw człowieka. Zaś Palestyńczycy mają w Europie mocnych sojuszników.

Premier przyznał, że dąży do stabilizacji przy użyciu środków militarnych: „Zawsze chciałem uczynić Izrael silnym, bardzo silnym państwem, ponieważ historia nauczyła nas, że tylko siła gwarantuje bezpieczeństwo, czyni z nieprzyjaciół sojuszników i – jak podkreślał wielokrotnie prezydent Trump – ostatecznie pomaga zaprowadzić pokój.” Izraelski rząd i Norweski Komitet Noblowski odmówiły „Newsweekowi” komentarza. na temat ewentualnego uhonorowania Netanjahu.

Gaszenie konfliktów przez demonstrację siły nie wpisuje się zbyt dobrze w tradycję nagród. Przy czym Barack Obama odbierając swoją, podkreślił, że wojna bywa złem koniecznym. I trudno zaprzeczyć, że strategia premiera przyniosła imponujące rezultaty. Zapowiedzi kolejnych pojednań dają nadzieję, że nim minie rok, najbardziej zapalny region świata faktycznie się uspokoi.

Niebezpieczne urojenia

Najbardziej szokujący aspekt porozumień to niemal całkowite zignorowanie aspiracji Palestyńczyków, którzy żądają własnego, całkowicie suwerennego państwa. Od tej sprawy zaczynały się wszystkie dotychczasowe rundy negocjacji. Ludzie mieszkający na rozczłonkowanym, częściowo okupowanym terytorium, które ONZ uznaje za państwo in statu nascendi, czują się bardziej wyzuci z praw podmiotowych niż kiedykolwiek wcześniej przez minione trzy dekady.

Stracili bezwarunkowe poparcie krajów arabskich, izraelskie oferty stają się coraz skromniejsze. – Forsujemy normalizację między Arabami i Izraelczykami oraz przekonujemy Palestyńczyków, że nie przetrwają w roli wiecznego zakładnika – mówił „Newsweekowi” Kushner dwa miesiące temu. – Jeżeli chcesz pieniędzy i szacunku, postępuj normalnie. Tymczasem zachowują się niczym facet, który przystawia noż do własnego gardła i krzyczy: dawajcie, czego żądam albo się zabiję. Przestaliśmy kupować to gówno.

Czytaj więcej: Światowa stolica gwałtu. Kobieta pada tam ofiarą przemocy seksualnej co 15-20 minut

Autonomia odrzuciła plan pokojowy przedstawiony przez USA na początku roku. Poszło o Jerozolimę, do której Trump przeniósł z Tel Awiwu amerykańską ambasadę. Strona palestyńska postuluje obecnie rozwiązanie sporu wokół przyszłości świętego miasta jako warunek wstępny dalszych rokowań. „Jeśli ktoś uważa, że koncesje poczynione wbrew interesom Palestyńczyków przyczynią się do wzrostu stabilizacji w regionie, to cierpi na niebezpieczne urojenia. – brzmi oświadczenie dotyczące waszyngtońskich porozumień, które dostaliśmy od władz Autonomii.

A jednak do chóru głosów wychwalających sukces Netanjahu dołączają wciąż nowe. Fiński parlamentarzysta zgłosił jego kandydaturę jeszcze przed podpisaniem układów. – Prezydentowi Trumpowi, premierowi Izraela oraz królowi Al Chalifie (władcy Bahrajnu – przyp. red.) należy się Nobel – powiedział nam szef komisji finansowej Eduskunty, Vilhelm Junnila. – Dokonali najbardziej znaczącej zmiany strategii wobec Bliskiego Wschodu w przeciągu minionego półwiecza.”

Kushner od początku otwarcie deklarował, że nie chodzi o posadzenie przy jednym stole Izraelczyków i Palestyńczyków, tylko nakłonienie większości krajów arabskich do uznania państwa żydowskiego. Takie rozwiązanie przywodzi na myśl porozumienia z Camp David (1978 r.), które doprowadziły do zawarcia traktatu pokojowego między Izraelem i Egiptem. Organizacja Wyzwolenia Palestyny (OWP) nie brała wówczas udziału w negocjacjach i wspomagana przez Algierię, Jemen, Libię oraz Syrię ogłosiła bojkot Egiptu.

Dziś sytuacja jest inna. Liga Państw Arabskich dwukrotnie poparła saudyjskie projekty oferujące Izraelowi pełne uznanie dyplomatyczne w zamian za utworzenie na Zachodnim Brzegu Jordanu niepodległej Palestyny ze stolicą we Wschodniej Jerozolimie. Żadna z urzędujących od początku stulecia amerykańskich ani izraelskich administracji nie traktowała tych propozycji poważnie. Kolejne rundy rozmów dwustronnych nieodmiennie kończyły się fiaskiem i wzajemnymi oskarżeniami o złą wolę.

Dwupaństwowa retoryka

Trumpowi w pewnym sensie dopisało szczęście. Szanse na porozumienie wielostronne poprawił fakt, że kraje sunnickie wobec zagrożenia ze strony Iranu i Państwa Islamskiego odwróciły się od Autonomii. Na zasadzie „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” chętniej podjęły ograniczoną współpracę z Izraelem, która w dwóch przypadkach doprowadziła do normalizacji.

Prezydent sądził, że zmiana realiów pozwoli mu dogadać się z państwami arabskimi ponad głowami Palestyńczyków, eksperci sceptycznie oceniali ów scenariusz. Twierdzili, że choć suwerenne państwo palestyńskie nie jest najważniejszym problemem krajów sunnickich, liczy się jako kwestia symboliczna i emocjonalna, więc Arabowie nie pozwolą sobie na uznanie Izraela bez częściowego przynajmniej uwzględnienia roszczeń drugiej strony.

Z kolei weterani bliskowschodnich negocjacji popierali strategię Trumpa, natomiast uważali, że powinien zmienić jej wykonawcę. 39-letni dziś Kushner jest bowiem ortodoksyjnym Żydem, z zawodu deweloperem bez żadnego doświadczenia politycznego i dyplomatycznego, a prywatnie przyjacielem Netanjahu.

Co gorsza izraelski dziennik „Haaretz” odkrył zeznania podatkowe prezydenckiego zięcia, z których wynikało, że zarówno on sam, jak i jego rodzice oraz dwaj bracia plus siostra, ofiarowali tysiące dolarów organizacjom budującym żydowskie osiedla na Zachodnim Brzegu. Mieszka tam około 600 tys. Żydów, a Palestyńczycy uważają zasiedlanie spornego obszaru za sabotaż uniemożliwiający wytyczenie granic ich przyszłego państwa.

Z punktu widzenia ortodoksyjnych wyznawców judaizmu Cisjordania to Judea i Samaria czyli krainy, które dostali od Boga. A Trump rozmyślnie łamał również inne zasady gry dyplomatycznej. Nominował na stanowisko ambasadora USA w Izraelu nowojorskiego adwokata Davida Friedmana specjalizującego się w postępowaniach upadłościowych i niekryjącego skrajnie prawicowych poglądów.

„Rozwiązanie dwupaństwowe nigdy nie istniało, mieliśmy jedynie do czynienia z dwupaństwową retoryką. – napisał w komentarzu dla portalu Arutz 7. – Przez ostatnie 20 lat wiele się zmieniło, i Palestyńczykom byłoby znacznie lepiej, gdyby zaakceptowali asymilację ze społeczeństwem Izraela.” Przyjęcie takiej doktryny stanowiłoby rewolucję w amerykańskiej polityce zagranicznej. Mimo to niektórzy spece uważali, że Friedman jest większym realistą niż stara gwardia z Departamentu Stanu.

– Procesy osadnictwa żydowskiego oraz wzajemnego przenikania się obu społeczności zaszły zbyt daleko, by można je odwrócić – konstatuje ambasador przy NATO w rządzie George’a W. Busha, Kurt Volker. – Separacja jest niemożliwa. Nie da się wytyczyć granic ani ewakuować osadników, zaś palestyński aparat bezpieczeństwa nie cieszy się niczyim zaufaniem, więc tak czy siak cały obszar musiałaby kontrolować i chronić armia izraelska.

Handlarz śmierci

Zasadniczy problem polega na tym, że nikt nie wie, jak mianowicie państwo żydowskie mogłoby takim pozostać po przyznaniu Palestyńczykom prawa wyborczego. A gdyby arabska mniejszość przywileju nie uzyskała, Izrael przestałby się chlubić mianem jedynego w pełni demokratycznego kraju Bliskiego Wschodu, i pod znakiem zapytania stanęłyby jego stosunki z resztą społeczności międzynarodowej.

Teoretyczne rozważania nie powstrzymały Netanjahu przed prowadzeniem polityki faktów dokonanych. Budowa nowych osiedli na Zachodnim Brzegu szła pełną parą. Kilka dni po inauguracji Trumpa Kneset zatwierdził plan postawienia tam kolejnych 3 tysięcy domów. Zalegalizował też ponad 100 „dzikich” osiedli żydowskich powstałych na prywatnych parcelach należących do Palestyńczyków.

Oczywiście w świetle nowego konceptu negocjacji pokojowych ekspansywne ruchy premiera miały sens, bo zapewniły mu lepszą pozycję przetargową w rozmowach z Arabami. Podobnie jak znużenie Izraelczyków palestyńską obstrukcją. Aż 48 proc. obywateli żydowskich opowiada się za deportowaniem stanowiących 1/5 populacji Palestyńczyków. Ponad połowa uznaje odseparowanie kultur za warunek konieczny dla utrzymania swojej tożsamości.

Premier zawdzięcza popularność drugiej intifadzie w latach 2000-2005, lecz pasmo wewnętrznych konfliktów ciągnie się od grudnia 1987 r. i nigdy nie dobiegło końca. Rzucanie kamieniami w Izraelczyków oraz masowe demonstracje przycichły cztery lata później, gdy Icchak Rabin podpisał porozumienia z Oslo. Jednak poczynione wówczas ustalenia stopniowo traciły znaczenie, a w chronicznych zmaganiach między sąsiadami zmieniały się tylko metody walki.

Po klęsce rozmów w Camp David prowadzonych latem 2000 roku, palestyńskie siły bezpieczeństwa współpracujące z Izraelczykami zwróciły przeciw nim karabiny, a Hamas rozpoczął kampanię zamachów bombowych, w której zginęło blisko 1000 Żydów. Izrael odgrodził się od Autonomii betonowymi murami i zasiekami z drutu kolczastego mającymi chronić główne miasta przed bojówkarzami. Młodzi sfrustrowani Arabowie sięgnęli po taką broń, jaką mieli pod ręką: siekiery, noże kuchenne, śrubokręty.

Netanjahu nie byłby pierwszym kontrowersyjnym laureatem Nobla. Twórcę nagrody nazywano „handlarzem śmierci”. Nominacje otrzymywali Adolf Hitler i Józef Stalin. Medal dostał sekretarz stanu Henry Kissinger – architekt Operacji Menu czyli potajemnego, nieautoryzowanego przez Kongres bombardowania Kambodży od marca 1969 roku do maja 1970. Zginęło 40 tysięcy ludzi, nie tylko Czerwonych Khmerów i partyzantów Wietkongu, ale również cywilów.

Kissinger zgodził się ponadto na aneksję Timoru Wschodniego przez sojuszniczy reżim Suharto, a wskutek inwazji i okupacji życie traciło 200 tys. mieszkańców wyspy. Nie próbował powstrzymać krwawych represji prowadzonych w Pakistanie Wschodnim (dziś Bangladesz) przez generała Yahya Khana i premiera Zulfikara Aliego Bhutto. Mimo śmierci ponad 1,5 miliona osób, USA nadal udzielały Islamabadowi pomocy finansowej i wojskowej.

Klątwa Nobla

Za radą Kissingera, Nixon zlecił CIA dokonać zamachu na socjalistycznego prezydenta Chile, Salvadora Allende. Kiedy zabójstwo się nie powiodło, szpiedzy wsparli Augusto Pinocheta, który obalił demokratycznie wybrany rząd. Podobnie było w Argentynie: szef amerykańskiej dyplomacji wychwalał generała Jorge Videlę za zmuszenie do rezygnacji prezydent Izabeli Peron. Po ceremonii w Oslo Tom Lehrer – nestor amerykańskiego kabaretu a przy okazji profesor matematyki – powiedział: „Dziś umarła satyra polityczna.”

Pierwszym izraelskim laureatem został Menachem Begin – założyciel prawicowego Likudu, któremu przewodzi teraz Netanjahu. Nagrodzono go w 1979 r. za układ z prezydentem Egiptu Anwarem as-Sadatem i wycofanie armii stacjonującej na Półwyspie Synaj. Wcześniej należał do Irgun Cewai Leumi (Narodowa Organizacja Zbrojna) stosującej terror, i przygotował zamach na jerozolimski Hotel Króla Dawida, w którym 26 lipca 1946 zginęło 91 osób. Obarczano go również odpowiedzialnością za masakrę ludności palestyńskiej w Dajr Jasin (9–11 kwietnia 1948).

Egipcjanie znienawidzili współlaureata nagrody as-Sadata, i dwa lata później został zamordowany podczas parady wojskowej w Kairze. Podobny los spotkał Rabina, który otrzymał medal w roku 1994. 4 listopada 1995 r., po zakończeniu wiecu na Placu Królów Izraela w Tel Awiwie, żydowski nacjonalista Jigal Amir oddał do niego trzy strzały. Dwie kule utkwiły w klatce piersiowej premiera, który wskutek znacznego upływu krwi i uszkodzenia płuca zmarł na stole operacyjnym 40 minut później.

Nagrodę odbierał wraz z kolejnym eksterrorystą Jasirem Arafatem mającym na rękach krew tysięcy ludzi. 25 października 2004 roku świat obiegły informacje o chorobie przywódcy OWP, gdy publicznie zwymiotował. Władze palestyńskie twierdziły, że to grypa, stan pacjenta się pogarszał. 3 listopada zapadł w śpiączkę, tydzień później nie żył. Nie przeprowadzono sekcji zwłok, ale dokonane w Szwajcarii badania ubrań a następnie ekshumacja wykazały, że został otruty radioaktywnym polonem 210.

Relacje między Izraelem i krajami sunnickimi poprawiały się od dawna. Nieoficjalnie prowadzono interesy, zwłaszcza w branży telekomunikacyjnej i medycznej, a kiedy Iran nasilił ekspansje – nawet militarnej. Układy stanowią zatem ukoronowanie ogólniejszych procesów. – Są istotne, ale nie sięgają noblowskiej rangi – uważa Daniel Kurtzer, były ambasador George’a W. Busha w Izraelu. – Emiraty i Bahrajn nigdy nie prowadziły z państwem żydowskim wojny.

Jego zdaniem osiągnięcie Netanjahu jest tym słabsze, że z procesu normalizacyjnego wyeliminowano Palestyńczyków. To samo mówi spec od pokojowych Nobli Ronald Krebs, profesor University of Minnesota. Uważa jednak, że gdyby premierowi udało się dogadać z Arabią Saudyjską czyli nieformalnym liderem sunnickiej wspólnoty, sytuacja uległaby zmianie.

– Netanjahu i Trump raczej nie zostaliby jednomyślnie odrzuceni z powodu swoich wcześniejszych grzechów politycznych – wyrokuje doradca Norweskiego Komitetu Noblowskiego, Øyvind Tønnesson. – Jednak moim prywatnym zdaniem, stoją one w jawnej sprzeczności z etosem i trendami, które kształtowały losy nagrody od roku 1901.

Tłumaczenie Piotr Milewski.

Czytaj więcej: W Izraelu ponowne otwarcie szkół skończyło się katastrofą. Wiadomo już, jak jej uniknąć

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł“Prawda + Krzyż + Wyzwolenie”. Zapraszamy na dyskusję o ks. Blachnickim
Następny artykułMIĘDZYRZECZ: Uratowano puchacza w Nadleśnictwie Barlinek