Najlepsi specjaliści nie znali tego nazwiska. Elektryzowały też daty: 1931–1934. Ten okres uważano w życiu Marszałka za wolny od romansów – ostatnim miał być związek z Eugenią Lewicką, który skończył się samobójczą śmiercią kobiety. A tu taka niespodzianka! Ten rzekomo coraz bardziej niedołężniejący dziadek miał pod koniec życia kochankę? To zmieniało wszystko co wiedziano o Józefie Piłsudskim.
Kwietniowy dzień 1995 roku nie zapowiadał niczego ekscytującego. Polityczny kryzys z marca został zażegnany. Premierostwo Waldemara Pawlaka było już tylko wspomnieniem, a Józef Oleksy dopiero drugi miesiąc pełnił funkcje i nie zdążył jeszcze wykazać się niczym charakterystycznym. W Warszawie otwarto pierwszą linię metra od Kabat do Politechniki. Polacy wciąż uczyli się posługiwać nowymi monetami i banknotami, gdy ich uwagę przykul tragiczny wybuch gazu w gdańskim bloku, który zabił 22 osoby.
Ale dla kolekcjonerów pamiątek po Józefie Piłsudskim to był gorący dzień. W prywatnym domu aukcyjnym Unicum na licytację wchodziła właśnie ekscytująca pozycja. „J. Piłsudski, Listy miłosne do Jadwigi Burhardt”. Nawet najwięksi znawcy przecierali oczy ze zdumienia. Listy miłosne do kogo?
Licytacja zaczęła się od 8 milionów złotych, czyli w nowych złotych 800. Kwota nie wygórowana, ale za kilka listów jednak znacząca. Po gorącej licytacji kolekcja dokumentów trafiła do Biblioteki Narodowej, która intensywnie rozbudowywała swój zbiór rękopisów. Ostateczna cena niemal pięciokrotnie przekroczyła kwotę, od której rozpoczęła się aukcja. Rzut oka do treści listów zapowiadał, że to był dobry zakup. Szczegóły ostatniego romansu Marszałka okazały się smakowitą sensacją.
Szanowne Dzidzi!
„… i w tenże piątek proszę czekać mnie u siebie około godziny 6 popoł[udniu]. Ucałowania rączek łącze z przeprosinami. J. Piłsudski” – skrawek kartki datowany na 3 maja 1931 roku intryguje. Ewidentnie relacje autora liściku mają jakąś historię. To tym bardziej znaczące, że zaledwie miesiąc wcześniej Piłsudski wrócił z Madery.
Oficjalnie pojechał tam z bardzo ograniczoną delegacją składającą się z dwóch osób – lekarza i adiutanta – a nieoficjalnie z trzech: lekarza, adiutanta i kochanki. Kochanka – młoda, piękna i pełna energii Eugenia Lewicka właśnie była w największym dołku swojego życia. Romans z Marszałkiem, jeśli nawet się skończył się na Maderze miał dla niej daleko idące konsekwencje.
Aleksandra Piłsudska – żona Marszałka i matka jego dwóch córek – nie zamierzała biernie przyglądać się, jak młodsza konkurentka kradnie jej męża. Szczególnie, że sama przećwiczyła ten scenariusz kilkanaście lat wcześniej, gdy Józef Piłsudski był jeszcze żonaty z Marią Juszkiewicz.
Doszło do konfrontacji z faworytą męża, a Aleksandra uruchomiła wszelkie swoje wpływy, by uprzykrzyć Eugenii Lewickiej życie. I zrobiła to na tyle skutecznie, że ta – pozbawiona pracy i perspektyw – popełniła samobójstwo. Zdruzgotany Piłsudski pojawił się na pogrzebie Lewickiej i ciężko wzdychając powiedział: „Nawet tego mi nie oszczędzono”. A tu takie wesołe liściki!
W początkach lipca Piłsudski pisze „Szanowne Dzidzi. Po powrocie ze wsi znalazłem b. ładny prezent, który b. się mnie spodobał. Przyda się na otomanę”. Otomana to rodzaj wyściełanej miękkim obiciem kanapy z jednym bokiem. A „Szanowne Dzidzi” to właśnie Jadwiga Buhardt. Piłsudski łączy wyrazy serdecznego pozdrowienia.
Dzidzi miało chyba trochę problemów finansowych, bo w kolejnym liście Piłsudski zapowiada wsparcie dla ukochanej, prosząc o adres, pod który ma wysłać pieniądze: „bo będę musiał wysłać Ci pieniądze, a nie będę wiedział, gdzie”. Dzidzi ma też – zdaje się – nieco problemów zdrowotnych: „Mam nadzieję, ze Truskawiec Ci dobrze posłuży na kamuszki, bo Naftusia [najsłynniejsza woda źródlana w tym uzdrowisku – przyp. aut.] z tego słynie”.
Przy okazji poznajemy Piłsudskiego z nieznanej strony. Z Druskiennik pisze: „Tu sezon się kończy. Od paru dni wyjechała już muzyczka i w parku bardzo cicho”. Albo „Zapytaj pana inż. R., ile go kosztował jego aparat radiowy. Mnie on bardzo się podoba. Według mnie on jest lepszy od wielu innych fabrycznych”. Wiedzieliśmy, że Piłsudski interesował się łącznością wojskową, ale zainteresowanie muzyką i konstrukcją radia do prywatnego użytku to kompletna nowość. Słowem: te parę kartek wywracało do góry nogami nasze wyobrażenia na temat ostatnich, rzekomo spokojnych lat życia Marszałka. Biblioteka Narodowa zrobiła świetny interes, kupując ten rękopis.
Czytaj też: Piłsudski potrafił być bydlakiem i sadystą. Czy to on popchnął do samobójstwa Leonardę Lewandowską?
Kobieta z perłami
Wśród zbiorów znalazła się słabej jakości fotografia portretowa gustownie ubranej kobiety, gdzieś koło trzydziestki z potrójny sznurem pereł. Zwracają uwagę kpiące spojrzenie i delikatnie uśmiechnięte zaciśnięte usta. Jakby portretowana chciała przekazać nam: nie poznacie moich tajemnic.
A jednak dziennikarska dociekliwość pokonuje nawet takie bariery. Autorka pierwszego artykułu prasowego poświęconego Jadwidze Burhadt – Natalia Iwaszkiewicz – dotarła do własnoręcznie spisanego przez nią życiorysu. Dzidzia urodziła się w 1901 roku, gdy spotykała się z Piłsudskim, miała trzydzieści lat – a więc z fotografii spogląda na nas ta sama twarz, którą i on oglądał.
Okazuje się, że Jadwiga z zawodu była pielęgniarką. Przez dwa lata była mężatką, jednak po śmierci męża zatrudniła się na stanowisku sekretarki i właściwie przez całe lata 30. pracowała na różnych stanowiskach biurowych. W czasie drugiej wojny światowej brała udział w obronie stolicy i, ranna, otrzymała rentę inwalidzką, która po wojnie okazała się być jednak niewystarczająca, żeby się utrzymać.
W poszukiwaniu możliwości zarobkowych otworzyła w ajencji bufet na dworcu kolejowym w Radomsku, potem przez jakiś czas pełniła funkcję kierowniczki stołówki przy MPK w Warszawie. Po krótkiej przerwie w roku 1960 została zmuszona do powrotu do pracy zawodowej i zatrudniła się jako kucharka w bufecie w sanatorium im. Juliana Marchlewskiego w Otwocku. Dziwnym zbiegiem okoliczności sanatorium to nosiło przydomek „Olin”, a to dlatego, że jeszcze przed wojną zostało zbudowane ze środków fundacji, której patronowała, żona marszałka: Aleksandra Piłsudska. W Otwocku w roku 1965 Jadwiga umarła, pozostawiwszy po sobie garść papierów, które 30 lat później trafiły na aukcję.
Wydawałoby się, że Jadwiga i Marszałek pochodzili ze światów, które nie miały prawa się spotkać. A jednak – jak ustaliła Natalia Iwaszkiewicz – autentyczność listów potwierdził nawet Andrzej Garlicki – wybitny znawca Józefa Piłsudskiego i autor jego biografii.
Dowiedz się więcej: Najbardziej kontrowersyjny rozkaz Piłsudskiego
Wątpliwości
Pa artykule Natalii Iwaszkiewicz sprawa wydawała się przesądzona. J. Piłsudski z listów to Józef Piłsudski. Koniec i kropka. A jednak zaczęły się mnożyć wątpliwości. Pewne szczegóły z listów przedrukowanych w czasopiśmie „Wprost” zwróciły uwagę profesora Andrzeja Ajnenkiela – wybitnego historyka prawa.
W długim liście profesor Ajnenkiel dopytuje się, co to za bank, w którym ma się pojawić ów J. Piłsudski? Jakie to – wspomniane w jednym z listów – „pierwsze dni urzędowania” miałyby być dla Józefa Piłsudskiego „bardzo ciężkie”. No i wreszcie kto śmiałby nakazać Marszałkowi uczestnictwo w „konferencji ministrów”.
Ten J. Piłsudski z listów to na pewno nie Józef Piłsudski, ale Jan, młodszy brat Józefa – pisze profesor Ajnenkiel. W tym czasie pracował w banku, był posłem, a w roku 1931 został ministrem skarbu. Wszystko się zgadza. No, ale zostaje zdanie Andrzeja Garlickiego o tym, że to autentyczne pismo Józefa Piłsudskiego. Tu Ajnenkiel także zgłasza wątpliwości.
Charakter rzeczywiście nieco podobny, ale przecież podpis bardzo się różni. A na jednej z kart do Dzidzi prawie ewidentnie napisano Jan Piłsudski, nie Józef. Inny jest też sposób łączenia litery „J” z nazwiskiem, niż ten, który stosował Józef. W jego podpisach „J” łączyło się z „P” wysoko, a ręka wpierw kreśliła brzuszek, a dopiero potem pionową kreskę. W listach do Jadwigi ręka łączyła „J” z „P” od dołu i kreśliła wpierw pionową kreskę, a dopiero potem „brzuszek”. Czy zatem Andrzej Garlicki się pomylił?
Sprawa rozstrzyga się wiele lat później, gdy Andrzej Garlicki rozmawia z wydawcą swojej biografii i autorem niniejszego artykułu: gdy spytałem go o to, czy w przedmowie do nowego wydania nie trzeba wspomnieć o Jadwidze odpowiada: „A nie trzeba, to chyba jednak listy Jana nie Józefa”.
A więc czy zatem Marszałek Piłsudski nigdy nie miał romansu z bufetową? Historia na szczęście przychodzi tu pracownicom gastronomii w sukurs. Otóż Aleksandra Szczerbińska (później Piłsudska) w czasie pierwszej wojny światowej i zaraz po niej pracowała w jadłodajni dla najuboższych. Dostojna Marszałkowa, bez wątpienia miłość życia Józefa Piłsudskiego, była więc także… bufetową.
Tekst powstał w oparciu o najnowszą książkę Macieja Gablankowskiego,”Piłsudski. Portret przewrotny. Biografia„, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Znak.
Bibliografia:
- Natalia Iwaszkiewicz, Kobieta z potrójnym sznurem pereł, „Pani”, nr 4: 1995.
- Ludwik Malinowski, Kochana Dzidzi. Listy miłosne marszałka Piłsudskiego, „Wprost”, nr 29: 21 VII 1996.
- Józef Piłsudski, Listy do Jadwigi Burhardt z lat 1931–1934, BN rps nr akc. 14523.
Podziękowanie od autora: Bardzo dziękuję Bibliotece Narodowej za udostepnienie mikrofilmu w trudnych czasach pandemii.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS