A A+ A++

Polska dusi się w upale, tonie w ulewach. To efekt groźnych zmian klimatycznych, ale i zamiłowania urzędników do pokrywania betonem, kostką czy asfaltem niemal każdego metra kwadratowego ziemi w miastach. Skutki odczuwamy na własnej skórze. Redakcje “Wyborczej” przygotowały cykl artykułów, które opisują to zjawisko, ale także pokazują, jak rozbudowywać nasze miasta w ekologiczny zrównoważony sposób. Czytajcie teksty z cyklu “Polska betonoza”.

Prof. dr hab. Piotr Skubała: – Powinna dominować w nim zieleń, a władze muszą zachęcać mieszkańców do zakładania zielonych dachów, np. poprzez obniżanie im podatków od nieruchomości. To miasto, w którym ludzie przemieszczają się przede wszystkim na piechotę, a jeśli już muszą gdzieś dojechać, to korzystają z dobrze funkcjonującej komunikacji publicznej. To miasto, którego mieszkańcy żyją bardziej lokalnie, rezygnują z obsesyjnego latania samolotami na wakacje, korzystają z produktów wytwarzanych w najbliżej okolicy. Daleka podróż powinna być wydarzeniem, odbywać się raz, najwyżej dwa razy w roku. Nie może być tak, że z każdego powodu wsiadamy do samolotu, Ziemia sobie z tym nie poradzi.

Już teraz masa betonu, asfaltu, itd., czyli całej masy antropogenicznej wytworzonej przez człowieka zrównała się biomasą. Ekologiczne miasto musi więc dbać o to, by używać takich materiałów jak najmniej. Mieszkaniec ekologicznego miasta czuje, że jest częścią przyrody, że istnieje związek pomiędzy nim a drzewami, ptakami, a nawet tak znienawidzonymi komarami. Nasze miasta potrzebują także czwartej przyrody. 

Czwarta przyroda? Co to takiego? 

– To termin wprowadzony przez niemieckiego naukowca prof. Ingo Kowarika. Oznacza przyrodę rozwijającą się bez ingerencji człowieka, wchodzącą do naszych miast, kolonizującą opuszczone, czasem bardzo zniszczone tereny. Pierwsza przyroda to tereny naturalne, druga to obszary rolnicze i lasy gospodarcze, trzecia to miejsca urządzone przez człowieka, takie jak parki.

Bez czwartej przyrody nasze miasta sobie nie poradzą. Czasem wystarczy jej po prostu nie przeszkadzać. Botanicy z mojego wydziału prowadzili np. badania na hałdzie w Jaworznie. Okazało się, że zasiedliły ją różne ciekawe gatunki roślin. Dopóki hałdą nie zainteresuje się jakiś biznesmen, który będzie chciał jeszcze coś z niej pozyskiwać, rośliny będą sobie same radziły. 

Coraz więcej ludzi jest wrażliwych na kwestie klimatu. Zabiegają np. o to, by w naszych miastach jak najrzadziej kosić trawniki. 

– Przystrzyżony równo trawnik zdecydowanie mi się nie podoba a taka jest niestety estetyka wielu ogrodów. Nie tylko nie są ładne, na dodatek nie sprzyjają naturze. W niektórych europejskich miastach, np. w Berlinie, zaczęły powstawać parki, których główną funkcją wcale nie jest rekreacja, ale chronienie dzikiej przyrody. Taki park powstał tam np. na nieczynnym torowisku. Londyn zadeklarował, że nasadzi tyle zieleni, że stanie się pierwszym miejskim parkiem narodowym. Trawniki najlepiej zostawiać w spokoju. Jeśli już musimy je kosić, to róbmy to jak najrzadziej, dajmy zakwitnąć trawom i kwiatom. 

Naszym miasto zrobiłoby dobrze, gdybyśmy więcej odpoczywali, zamiast spędzać tyle godzin na porządkach w ogrodach. 

– Wiele naszych działań niszczy przyrodę. Powinniśmy gdzie tylko się da zrezygnować np. z grabienia liści, robić to tylko tam, gdzie takie działania są niezbędne ze względów bezpieczeństwa. Można liście przyłożyć np. gałęziami, żeby wiatr nie rozwiewał ich po okolicy. Liście dają schronienie wielu zwierzętom, m.in. jeżom. Tymczasem coraz częściej w naszych miastach widuję dmuchawy, które wyglądają wręcz jak traktory. Sieją spustoszenie. Zostawmy w spokoju także martwe drzewa, które są domem dla wielu owadów. Naprawdę nie musimy wszystkiego usuwać. Starałem się, by taka kłoda znalazła się w Parku Śląskim i udało się.

Szkoda, że najczęściej najpierw wycinamy drzewa, a potem w tych miejscach ustawiamy drzewka w donicach. Często nie są nawet rodzime gatunki, które nie mają prawa przeżyć.

Naukowcy zaapelowali ostatnio o rozwagę w tworzeniu kolejnych miejskich pasiek, a pan był wśród nich. 

– Pszczelarstwo stało się znowu modne. Pasieki zakładane w miastach pełnią bardzo ważną rolę edukacyjną, ale niestety nie powstrzymają apokalipsy dzikich zapylaczy, a mamy w Polsce 450 gatunków samych dzikich pszczół. Nasz apel był po to, żeby o nich nie zapominać. Zadbajmy więc o zwiększenie bazy pokarmowej dla dzikich pszczół,  rzadziej kośmy trawniki, sadźmy nektaro- i pyłokodajne kwiaty, zapewnijmy warunki do gniazdowania, pozostawmy naturalne materiały do budowania gniazd.

Zagrożeniem dla zapylaczy jest monotonia w świecie roślin, w tym gatunki inwazyjne, jakie opanowały nasze miasta, takie jak rdestowiec czy nawłoć. Tymczasem nasze liczne rodzime gatunki roślin kwitną od wiosny do jesieni, dając owadom dostęp do pożywienia. Inwazyjne gatunki niestety je wypierają. Kolejny problem to akcje odkomarzania, podczas których giną także pożyteczne owady, choć na szczęście coraz więcej miast chwali się, że ze względu na dobro dzikiej przyrody rezygnuje z takich działań. 

Nasze miasta mogą być przyjazne nie tylko dla owadów, lecz także np. dla drapieżnych ptaków, które zamiast skał zasiedlają wysokie budynki i pomagają ograniczać np. liczbę gołębi. Zwykle nie trzeba żadnych wielkich działań, wystarczy im tylko stworzyć np. dogodne miejsca do gniazdowania. Albo ustąpimy nieco miejsca przyrodzie, zaczniemy jej słuchać i z nią współpracować, albo nasze życie w miastach, w obliczu nasilającego się kryzysu klimatycznego i środowiskowego, stanie się koszmarem.


Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułF. Płużański: Pełny no-fault niemożliwy bez zmiany kodeksu karnego
Następny artykułMorrowind Rebirth 5.5 – liczne ulepszenia w nowej wersji moda