A A+ A++

Kolejną ofiarą trwającej na Białorusi czystki osób niepożądanych dla reżimu stał się zespół się legendarnej gazety Nasza Niwa.

W poszukiwaniu „piątej kolumny”

Czasopismo pojawiło się już w 1906 roku z inicjatywy propagatorów białoruskiej idei narodowej. W pewnym okresie redagował ją słynny poeta Janka Kupała. Obecni pracownicy sprawili, że Nasza Niwa stała się jednym z najpopularniejszych białoruskojęzycznych mediów internetowych.

Strona internetowa Naszej Niwy jest zablokowana (rzekomo w związku z zamieszczaniem na niej zakazanych informacji), a czterech pracowników, w tym redaktor naczelny Jahor Marcinowicz, przebywa za kratami. Przeszukano biuro redakcji i mieszkania kilku pracowników. Na razie nie wiadomo, jakie zarzuty karne zostały im postawione. Według obrońców praw człowieka, niektórzy z zatrzymanych są podejrzani o organizowanie i przygotowywanie akcji rażąco naruszających porządek publiczny.

Nalot na Naszą Niwę: strona internetowa zablokowana, przeszukania w redakcji i w domach dziennikarzy

Funkcjonariusze organów ścigania przeprowadzili również nalot na redakcje kilku mediów regionalnych: Intex-press (Baranowicze), orsha.eu (Orsza), Media-Polesje (Pińsk) i Briestskaja Gazieta (Brześć). Doszło tam także do zatrzymań. W różnych regionach kraju u niezależnych dziennikarzy przeprowadzono przeszukania.

Tymczasem KGB twierdzi, że Białoruś „prowadzi zakrojoną na szeroką skalę akcję oczyszczania kraju z osób o radykalnych poglądach”. Nie jest do końca jasne, czy dotyczy to dziennikarzy, którzy są teraz atakowani. Bardziej oczywistym jest fakt, że od sierpnia ubiegłego roku, kiedy to po wyborach prezydenckich wybuchły potężne protesty, władze prowadzą ukierunkowaną czystkę na płaszczyźnie mediów.

Od samego początku elity rządzące zaczęły traktować protesty jak hybrydową wojnę podstępnego Zachodu, odrzucając wewnętrzne przyczyny społecznego niezadowolenia.

Wszyscy ci, którzy nie zgadzali się z polityką reżimu, byli postrzegani jako „piąta kolumna” i sojusznicy wroga zewnętrznego.

Do tej kategorii należały również niezależne media, które przedstawiały obraz wydarzeń sprzeczny z narracją państwowej propagandy.

Jak reżim Łukaszenki stara się zniszczyć niezależne media

Zostali „tylko wrogowie”

Zaostrzenie zachodnich sankcji wywołuje wściekłość władz, a ponieważ nie ma sposobu, by w dosadny sposób odegrać się na państwach Zachodu, reżim wyładowuje emocje na tych, których łatwo dosięgnąć milicyjną pałką. Jakiś czas temu minister spraw zagranicznych Białorusi Uładzimir Makiej otwarcie powiedział, że jeśli sankcje zostaną wzmocnione, społeczeństwo obywatelskie, o które tak troszczą się Europejczycy, przestanie istnieć.

Alaksandr Łukaszenka, który wszędzie dostrzega spisek, raz po raz buduje swoje przemówienia w taki sposób, że ich fundamentem zdaje się być wojna.

– Nie ma już w kraju ludzi źle zorientowanych, oszukanych, którzy nie wiedzieliby prawdy w tym, co działo się wczoraj i co dzieje się dzisiaj. Zostają tylko wrogowie, którzy mówią: nie, to nie tak, to jest inaczej – powiedział niedawno.

Kluczowa jest tu fraza „pozostali tylko wrogowie”. Reżim uważa, że jeśli wróg się nie podda, to zostanie zniszczony. Po wyborach w 2020 roku władze odebrały prawa wydawnicze gazecie Narodnaja Wola i innym niesprzyjającym reżimowi gazetom, zablokowały dziesiątki stron internetowych o tematyce społeczno-politycznej (systematycznie blokowane są również kopie tych stron).

Potem nastąpiły aresztowania. Według danych Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, do wieczora 8 lipca, w niewoli znajdowało się już 32 przedstawicieli środowiska medialnego.

Bilans obławy na dziennikarzy: co najmniej 23 zatrzymanych w ciągu dwóch dni

Lekcje Orwella

Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa, dziennikarki kanału telewizyjnego Biełsat, skazano na dwa lata więzienia za relację na żywo z akcji protestacyjnej. W rzeczywistości zarówno one, jak i inni dziennikarze są surowo karani za wykonywanie swoich obowiązków zawodowych. Na dzisiejszej Białorusi można mówić o zakazie wykonywania zawodu. Bo frazesy powtarzane przez propagandzistów w państwowych mediach to jednak zupełnie inne rzemiosło.

Szokiem dla społeczeństwa stał się pogrom największego na Białorusi portalu z wiadomościami TUT.by i aresztowanie części jego pracowników. Kilka dni temu władze zamknęły biuro Euroradia. Teraz przyszła kolej na Naszą Niwę.

Reszta niezależnych środków masowego przekazu jest również oznaczona czerwonymi flagami obłożona drakońskimi prawami. Zakazano publikowania w Internecie materiałów z niesankcjonowanych akcji oraz niezależnych danych socjologicznych. Zaostrzono artykuł karny o „dyskredytacji” państwa, który może być stosowany do każdej publikacji, która jest sprzeczna z wolą władz. Krytykom obecnego reżimu grozi oskarżenie o podżeganie do nienawiści społecznej i ekstremizmu (dziś jest to powszechny stygmat). Co więcej, władze chcą oznaczyć wszystkie treści TUT.by jako ekstremistyczne.

To zaszło już tak daleko, że Orwell mógłby przyglądać się wszystkiemu z boku. W jego antyutopii tylko podrasowano historię, a tu reżim chce po prostu wyciąć 20 lat historii Białorusi, zapisanej w materiałach portalu.

Tak, władze postępują brutalnie. Ale, po pierwsze, po prostu nie wiedzą, jak to zrobić inaczej. A po drugie, brutalne represje (już ponad pół tysiąca więźniów politycznych) pozwoliły niejako stłumić trwające od kilku miesięcy protesty. Innymi słowy, zgodnie z logiką białoruskich władz, to działa. A tak na marginesie, rocznica protestów tuż tuż. Dla władz pożądanym byłoby, aby czystki do tego czasu już dobiegły końca.

Obrońcy praw człowieka alarmują: na Białorusi już 526 więźniów politycznych

Unicestwienie mediów – „logicznym krokiem”

Ponadto do 1 sierpnia komisja konstytucyjna powinna przedstawić Łukaszence projekt nowej ustawy zasadniczej. Wtedy, najlepiej, należałoby to przedyskutować z całym narodem białoruskim. Oczywiście władze chciałyby, jak to się określa w piłce nożnej, zagrać do jednej bramki i chciałyby zobaczyć powszechny aplauz. Z tego punktu widzenia rozsądne byłoby zniszczenie niepożądanych mediów.

Potem ma się jeszcze odbyć referendum w sprawie nowej konstytucji. Obiecano, że odbędzie się ono na początku przyszłego roku. Wcześniej planowano połączenie tego głosowania z wyborami samorządowymi z terminem na styczeń 2022 roku. Teraz jednak, pod pretekstem wprowadzenia jednego dnia głosowania, władze chcą przesunąć wybory lokalne aż do 2023 roku.

Co więcej, jesienią tego roku ma zostać podpisany pakiet programów związkowych — dawnych map drogowych dla głębszej integracji z Rosją. Próba sformalizowania „głębokiej integracji” w 2019 roku wywołała w Mińsku protesty przeciwko groźbie utraty niepodległości. Teraz białoruskie władze chciałyby zapewne, aby „drugie podejście” odbyło się bez takich ekscesów.

Integracja z Rosją: białoruski ambasador w Moskwie podaje nowe terminy

Choć trąbią o ostatecznej wygranej nad „piątą kolumną”, to najwyraźniej boją się dodatkowych bodźców, które popchnęłyby naród w kierunku działalności politycznej. Referendum oddzielają od wyborów samorządowych, ale będą próbować upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. A dla rządzących bardzo ważne jest, by resztki mediów pozarządowych nie mąciły wody. Dlatego ich unicestwienie wygląda na bardzo logiczny proces z punktu widzenia reżimu.

Niezależni białoruscy dziennikarze, którzy nie chcą usunąć się w cień i porzucić swojego zawodu, pracują do dziś z rozpaczą skazańców.

Pozostaje nieśmiertelny Telegram

Jakie mogą być konsekwencje bezwzględnego pogromu w niezależnych mediach? Część ich publiczności zacznie szukać informacji w rosyjskich mediach. Jest to proces niebezpieczny dla przyszłości białoruskiej niepodległości. Ogólnie rzecz biorąc, obecny kryzys białoruski otwiera szeroko bramy dla ekspansji rosyjskiej propagandy.

Nastawiona na protesty białoruska opinia publiczna nie będzie lubiła państwowych mediów propagandowych — zarówno rosyjskich, jak i lokalnych. Będą szukać alternatywnych źródeł informacji i najprawdopodobniej korzystać z opozycyjnych kanałów politycznych w Telegramie. A tam retoryka w stosunku do reżimu jest dużo bardziej surowa. Propagandy w Telegramie też nie brakuje, ale jest przeciwny jej biegun, poza tym informacje nie są zawsze rzetelnie sprawdzane.

Innymi słowy, władza niszcząc profesjonalne, niezależne dziennikarstwo, które starało się trzymać standardów prezentacji materiału, popycha odbiorców do konsumpcji bardziej radykalnych treści.

Jednak grupy dziennikarski, które znalazły się na „liście pogromu” również się nie poddają. 8 lipca rozpoczęła działalność kopia portalu TUT.by na serwerze znajdującym się za granicą. Nie jest wykluczone, że Nasza Niwa podąży tą samą drogą. Ponadto niezależne media przenoszą swoją pracę do sieci społecznościowych i komunikatorów, przede wszystkim do nieśmiertelnego Telegramu.

Zerkalo, tut

Dziennikarze Tut.by uruchomili nowy portal

Kiedy Łukaszenka doszedł do władzy, od razu przejął ścisłą kontrolę nad telewizją, a następnie niemalże zmiażdżył niepaństwową prasę drukowaną. Jednak niezależne białoruskie dziennikarstwo dość skutecznie przeniosło się do Internetu. Po wyborach w 2020 r. reżim zaczął blokować niepożądane strony. Białorusini jednak szybko opanowali technologię VPN, a redakcje zaczęły umieszczać treści na nowych platformach.

Tak więc ta rywalizacja między tarczą a mieczem wciąż trwa, reżim natomiast zawsze będzie pozostawał w tyle w walce z technologią. Inną sprawą jest to, że nie jest to proces czysto techniczny. W wojnie przeciwko wolności słowa niszczone są ludzkie życia, a wspaniali, inteligentni ludzie są więzieni. Białorusini nadal płacą ogromną cenę za swoje marzenia o wolnym kraju.

Alaksandr Kłaskouski dla vot-tak.tv/belsat.eu

Inne teksty autora – w dziale Opinie

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWłasna firma – własne miejsce pracy. Mieszkańcy powiatu oleśnickiego mogą się starać o dotację
Następny artykułZUS. Tarcza antykryzysowa: ZUS udzielił wsparcia na 37,5 mld zł