A A+ A++

Piszę to wspomnienie, bo nie zdążyłam na pogrzeb. Wolałabym go nie pisać – jest zbyt osobiste. Zginął mój dawny przyjaciel, z tych, których w każdej życiowej sytuacji chciałoby się mieć u swego boku, by czuć się bezpiecznie. Bars roztaczał dookoła siebie aurę niebywałego spokoju, nawet w bardzo krytycznych okolicznościach.

– Ten pseudonim „przykleił się” do mnie dawno temu, w wojsku, kiedy służyłem w powietrznodesantowej brygadzie szturmowej. Chłopaki żartowałi, że wszędzie się wślizgnę jak lampart (bars w języku ukraińskim to lampart – red.) – opowiadał kiedyś Walery. Mało kto znał jego prawdziwe imię i z pewnością nikt nie mówił do ważnego dowódcy inaczej jak Bars. Pokaźny, zwinny, drapieżny – bardzo skuteczny w walkach duży kot. Wydawał się nieśmiertelny.

Bohaterowie nie umierają – mówimy za każdym razem, kiedy ktoś ginie. Ale prawda jest inna. Umierają. Wojna codziennie pożera cudownych ludzi.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNasze Miasto: Gdzie spotykali się gangsterzy ze Śląska? W restauracji “Zielone Oczko”. To tutaj niegdyś urzędował katowicki półświatek. Zobacz ZDJĘCIA
Następny artykuł“Pracę kobiet na terenie miasta należy uaktywnić…” (Głos z przeszłości, odc. 68) [ Dawno temu ]