A A+ A++

Nie jestem jakimś wielkim fanem komiksów na bazie gier, bo często próżno szukać w tych tytułach pasji. Są tworzone głównie w celach marketingowych nie zachwycając jakością. Współpraca CD Projekt RED z Dark Horse dała nam już wcześniej możliwość obcowania z komiksami, w których mogliśmy śledzić losy Geralta. To były dobre, acz dość bezpieczne tytuły, które przyciągały przede wszystkim samym faktem, że przedstawiały historie znanych nam bohaterów.

W przypadku Cyberpunk 2077: Trauma Team mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Jeśli graliście w grę CD Projekt RED lub oglądaliście pierwsze gameplaye, zapewne pamiętacie akcję, w której główny bohater podczas jednej z misji wynosi na balkon nieprzytomną, gołą kobietę. Chwilę później przylatuje po nią Trauma Team, paramilitarna jednostka medyczna, która podejmuje akcję ratunkową i zabiera pacjenta. A raczej VIP-a, bo na taką pomoc stać tylko tych, którzy za taki ratunek są w stanie zapłacić. Platynowi klienci.  

I w komiksie stajemy niejako po tej drugiej stronie, śledząc historię Nadii, ratowniczki medycznej pracującej w Trauma Team. Podczas jednej z takich akcji jej zespół zmuszony jest ratować klienta w trakcie totalnej jatki, gdzie krew i flaki malują na czerwono okoliczną scenerię. Masakra kończy się tragicznie, bowiem Nadia jako jedyna z zespołu uchodzi żywa z konfrontacji z wyrzynającym w pień wszystko co się rusza psychopatą uzbrojonym w mechaniczne wszczepy. Jakiś czas po tym wydarzeniu Nadia postanawia wrócić do służby. I co najbardziej przerażające – w pierwszej misji po traumatycznych wydarzeniach przyjdzie jej ratować… mordercę jej oddziału. Platynowego klienta.

Komiks nie skupia się więc w żaden sposób na głównym wątku fabularnym gry, ale to naprawdę dobra wiadomość. Pozwala wprowadzić do historii zupełnie nowe postacie i opowiedzieć ją bez ciężaru wątków i bohaterów znanych z przygód V. Jednocześnie w albumie zbiorczym, w którym znalazły się cztery zeszyty wydane wcześniej na zagranicznych rynkach, śledzimy naprawdę dobrze napisany scenariusz, który bez problemu mógłby znaleźć się w grze jako quest poboczny. I to taki, który dawałby mocno do myślenia. W końcu za scenariusz odpowiada nominowany do nagrody Eisnera, Cullen Bunn, który pracował nad takimi seriami jak Deadpool, X-Men, Spider-Man czy LOBO.  

Cyberpunk 2077: Trauma Team - recenzja komiksu

Komiks rozpoczyna się od sesji terapeutycznej, na której Nadia przepytywana jest przez psychologa pod kątem ewentualnego powrotu do służby i tego czy trauma nie wpłynie na jej pracę. Z miejsca przypomniało mi to jedną ze słynnych scen z Blade Runner 2047. W całej historii bolesne retrospekcje często mieszają się z teraźniejszością, a nawet halucynacjami, jednak odpowiednio dobrana paleta barw sprawia, że nie mamy do czynienia z chaosem. Wszystko jest bardzo czytelne. Tutaj na szczególne uznanie zasługuje Jason Wordie, który kolorując komiks z jednej strony czerpał garściami z neonowej stylistyki gry, a z drugiej przemyca też pastelowe i chromatyczne tony oraz czerwień w różnych odcieniach. 

Miguel Valderrama odpowiedzialny za rysunki również doskonale uchwycił zgniły, dystopijny charakter Night City. Udało mu się też nie raz umiejętnie ukazać emocje na twarzach bohaterów. Jedynie do czego można się przyczepić to fakt, że członkowie zespołu ubrani są w te same mundury i gdy nie widać ich imion na kaskach, w kilku miejscach trzeba uważnie śledzić kadry, by nie zagubić się w tym kogo w danym momencie ukazuje historia. Inna sprawa, że komiks jest naprawdę brutalny i trup ściele się bardzo gęsto. Doskonale udało się uchwycić protezy kończyn, ubiór, uzbrojenie (a nawet zastosowanie konkretnej amunicji) i elementy charakterystyczne dla tego świata, które mieszają ciało z technologią. Kreska jest nowoczesna, realistyczna, podobać może się zwłaszcza zabawa cieniem i światłem. A osadzenie akcji w ogromnym wieżowcu, w którym uwiezieni są bohaterowie wywołuje takie odczucia jak bezradność czy osaczenie. I ta klaustrofobiczna atmosfera beznadziei udziela się czytelnikowi. 

Cyberpunk 2077: Trauma Team - recenzja komiksu

Komiks kończy się niejednoznacznie. To bardzo przemyślane posunięcie nadające całej narracji głębi. Historia pokazuje mroczną stronę Night City, w którym dobro i zło to pojęcia względne. Nadia walczy nie tylko z traumą związaną ze śmiercią jej towarzyszy, ale musi też zmierzyć się z wartościowaniem świata pędzącego za zyskiem, który jest niesprawiedliwy i niemożliwy do naprawienia już u podstaw. Szkoda jedynie, że cała historia zamyka się w zaledwie czterech zeszytach. Nadia jest naprawdę ciekawą postacią. To nie jest kolejna, prosta kreacja dziewczyny złamanej tragedią i chciałoby się poznać ją i jej motywacje lepiej. Nie obyło się bez kilku fabularnych skrótów związanych z jej życiem osobistym, a fani wypełnionych po brzegi dialogami dymków również mogą poczuć lekki niedosyt, bo w tym aspekcie narracja jest bardzo oszczędna, żeby nie napisać prosta. Choć moim zdaniem to celowy i dobrze sprawdzający się zabieg. 

Na koniec najważniejsze. Cyberpunk 2077: Trauma Team to komiks, po który sięgnąć mogą nie tylko fani gry, ale również ci czytelnicy, którzy cenią sobie dobre, cyberpunkowe historie. Opowieść mogłaby być wprawdzie dłuższa, nie zachwycają też dodatki w zbiorczym wydaniu ograniczające się do okładek czterech zeszytów, ale jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony jakością komiksu. I czekam na kolejne, równie dobre “pocztówki” z Night City. 

Wydawnictwo: Egmont
Scenariusz: Cullen Bunn
Rysunki: Miguel Valderrama
Kolor: Jason Wordie
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Objętość: 96 stron
Cena okładkowa: 39,99

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułParalizator pomyliła z pistoletem. Policjantka z zarzutem zabójstwa Afroamerykanina
Następny artykułMikołaj Sawicki: Był ogromny stres