A A+ A++
Fot. Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku

Niedzielny wieczór w płockim teatrze był wyjątkowy. Gościnie wystąpił ukraiński Akademicki Teatr Muzyczny i Dramatyczny z Kamieńska w obwodzie dniepropietrowskim. Najpierw obejrzeliśmy „Świętoszka” Moliera, a potem publiczność porwały ukraińskie i polskie piosenki. Ze sceny oraz widowni biła radość, wzruszenie, braterstwo i optymizm. Na przekór temu wszystkiemu, co się obecnie dzieje za naszą wschodnią granicą. Taka „energia” jest teraz wszystkim potrzebna.

Początki teatralnej płocko-kamieńskiej przyjaźni sięgają 2019 roku, kiedy nasi aktorzy pojechali z „Poskromieniem złośnicy” do Kamieńska na międzynarodowy festiwal Klasyka dzisiaj (skąd zresztą przywieźli nagrodę). Teraz – w szczególnym czasie i okolicznościach – przyszedł czas na rewizytę. Na początku wojny w teatrze w Kamieńsku szyto kamizelki kuloodporne i wojskowe ochraniacze, a budynek teatru służył za schron i miejsce dla tych, którzy stracili domy. Dość szybko jednak teatr wznowił działalność artystyczną i zaczął wystawiać spektakle w Kamieńsku. Z powodu działań wojennych, do Płocka ukraińscy artyści jechali kilka dni.

„Świętoszek” w ich wykonaniu to spektakl wielokrotnie nagradzany. Molierowski przekaz na temat obłudy, intryganctwa, cwaniactwa i ludzkiej naiwności nigdy nie przestanie być aktualny. Co więcej, świętoszków może przybywać i mogą się oni mieć coraz lepiej, podczas gdy my tracimy czasem niezbędną czujność do ich dekonspiracji. Paradoksalnie, czasy swobodnego dostępu do kreacji informacji sprzyjają… dezinformacji. Od czasów Moliera rozwinęła się tylko i udoskonaliła jej forma.

Fot. Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku

Ukraińska realizacja ujęta jest w komediowej formie. Dla licznie obecnych na sali mieszkających w Płocku gości z Ukrainy spektakl w ojczystym języku był z pewnością wyjątkowym przeżyciem. Ale także polski widz nie mógł się nudzić. Fabuła „Świętoszka” jest mniej więcej znana, więc nierozumienie języka, który pada ze sceny, nie musiało od razu powodować „wyłączenia” się z odbioru spektaklu. Wręcz przeciwnie, można było bardziej skupić się na grze aktorskiej. Zwłaszcza, jeśli chodzi o występującego w tytułowej roli Tartuffe’a – Olega Wołoszczenki. A było tutaj zdecydowanie co podziwiać. Jeszcze raz okazało się, że dobre aktorstwo może obyć się bez słów. Ciekawym rozwiązaniem było to, że Wołoszczenko samodzielnie otwierał i zamykał spektakl, cały czas nie wychodząc z roli, przez co widzowie od początku do końca mogli pozostawali emocjonalnie związani z przedstawieniem.

Po zakończeniu spektaklu odbył się swoisty trzeci akt tego wyjątkowego wieczoru. Po wysłuchaniu hymnów Polski i Ukrainy, widzowie obejrzeli film o teatrze w Kamieńsku, a potem mieliśmy mini festiwal piosenki. Były pieśni kozackie, ale także nasze „Kolorowe jarmarki”. A na koniec odśpiewane na bis „Sokoły” – tym razem z towarzyszeniem aktorek płockiego teatru. Trzeba wierzyć, że z taką energią i poczuciem wspólnoty, która biła w niedzielę z płockiej sceny, można wygrać każdą wojnę.

Jakub Moryc
autor jest członkiem Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru

Fot. Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKto zdobędzie nagrodę im. Ferdynanda Wspaniałego? Jest już lista finalistów
Następny artykułŚwięto Niepodległości na lodowisku w Chrzanowie