A A+ A++

Niewysoka, w sukience do kolan, długie włosy związane w kitkę. Na ramieniu torba z napisem „Girl Power”. W odróżnieniu od wielu swoich rodaczek nie przykrywa głowy chustą. W Czeczenii krewni nie pozwoliliby Malice Gadajewej wyjść tak ubranej na ulicę. Tutaj czuje, że może.

Poznałyśmy się, gdy pisałam reportaż o czeczeńskich kobietach uciekających do Polski przed przemocą. Była jedną z bohaterek. Anonimową. Dziś jest gotowa mówić pod nazwiskiem, bo nie ma innego wyjścia.

Od pięciu lat krąży pomiędzy Urzędem ds. Cudzoziemców, Radą ds. Uchodźców i sądami, walcząc o możliwość pozostania w Polsce. I o lepsze warunki życia: bez przyznania jej prawa pobytu nie może legalnie pracować, a niedługo ośrodek dla kobiet z dziećmi, w którym mieszka z 13-letnim synem Sulimem, zostanie zamknięty.

Chciałaby wynająć mieszkanie, ale jeśli zrezygnuje z ośrodka, będzie mogła liczyć na pomoc z Urzędu ds. Cudzoziemców jedynie w wysokości 1200 zł miesięcznie. Nie starczy nawet na kawalerkę.

Z torby wyciąga kilka opasłych segregatorów z dokumentami. – Znajoma w podobnej sytuacji wyjechała do Niemiec. Mówi, że jestem głupia, że tu siedzę, ale ja nie mam siły zaczynać kolejny raz życia od nowa – wzdycha. – Oboje z synem nauczyliśmy się polskiego. Syn zaraz idzie do siódmej klasy. Ja jestem w radzie rodziców. Dlatego wciąż walczymy.

Przed czym ucieka Malika

Żeby zrozumieć powody ucieczki Maliki z Czeczenii, musimy cofnąć się do czasu, gdy miała 15 lat. Została porwana przez dwa lata starszego chłopaka z podwórka. Tak została jego żoną. Do domu nie wróciła, dla krewnych była nieczysta. Kolejne lata były horrorem. – Nie chciałam go, więc mnie bił, kopał, nawet jak byłam w ciąży – opowiada, zaciskając dłonie na spódnicy. W wieku 17 lat, po kolejnym pobiciu, przedwcześnie urodziła córkę. Krewni uznali, że ma nie wracać do męża, ale musi oddać mu dziecko. W czeczeńskiej tradycji dzieci należą do mężczyzny.

Nie starczyło jej sił, żeby uciec z noworodkiem. Nie miała pieniędzy, trwała wojna. Dziś jej córka ma 21 lat. Malika widziała ją zaledwie kilka razy, nigdy nie odbudują utraconej więzi.

Drugi raz wyszła za mąż z rozsądku. – Jak wróciłam do domu po rozwodzie, byłam dla braci nikim – wspomina. – Kontrolowali mnie, bili, nie mogłam wyjść z domu. Byli takimi samymi sadystami, jak pierwszy mąż.

Z ojcem Sulima, wojskowym, początkowo układało się nieźle, ale po jakimś czasie zaczęło się bicie, przystawianie pistoletu do głowy. Gdy dowiedziała się, że ma inną kobietę, zaproponowała rozwód, a on się zgodził. Pozwolił też, żeby zamieszkała z synem, jednak jego krewni domagali się wydania dziecka. Chłopak jest ważny dla rodziny. 

Nie mogła stracić syna, jak kiedyś córkę. Zaczęła myśleć o ucieczce. Ostatecznie zdecydowały plotki, że ma kochanka. – Znajomy mi po przyjacielsku pomagał. Zaprosiłam go kilka razy do domu. Gdy bracia się dowiedzieli, zagrozili mi zabójstwem i dali dobę na oddanie dziecka krewnym męża – opowiada. Spakowała torby i ruszyła z synem do Białorusi na granicę z Polską.

Urząd Malice nie wierzy

Granicę przekroczyli za 12. razem, szczęśliwi, że w końcu są bezpieczni. Jednak pół roku później Urząd ds. Cudzoziemców odmówił im ochrony międzynarodowej. Historia Maliki wydała się urzędnikom niewiarygodna. Dlaczego mąż miałby żądać oddania mu dziecka, skoro wcześniej się zgodził, by zamieszkało z matką? Czy naprawdę brat Maliki stanowił dla niej zagrożenie? Wprawdzie przedstawiła zaświadczenie, że siedział za zabójstwo – według Maliki zabił ojca, bo ten był agresywny wobec sióstr – ale urzędnicy nie byli przekonani.

A co najważniejsze, zdaniem urzędu, Malika nie spełniła warunków uznania jej za uchodźczynię w rozumieniu konwencji genewskiej – według niej uchodźcą jest osoba, której grozi prześladowanie ze względu na rasę, religię, narodowość, poglądy polityczne i przynależność do określonej grupy społecznej.

Malice przyszło z pomocą Stowarzyszenie Interwencji Prawnej. Prawniczka Magdalena Sadowska napisała odwołanie do Rady ds. Uchodźców, ale ta utrzymała decyzję urzędu w mocy. Z uzasadnienia wynika, że Malika miała w Czeczenii „niczym nieograniczoną możliwość” poproszenia miejscowe organy sprawiedliwości o pomoc. Udać się na policję, do sądu czy organizacji społecznej. – Większych bzdur nie czytałam – mówi Malika. – Jakie organizacje? Jaka policja? Wszędzie rządzą mężczyźni!

– Polscy urzędnicy, odmawiając czeczeńskim kobietom ochrony, często piszą, że mogły się zgłosić w Czeczenii na policję albo do sądu, bo te organy są rosyjskie, ale to teoria – mówi mec. Sadowska, która prowadziła już dziesiątki takich spraw. – W tych rosyjskich sądach orzekają Czeczeni, czyli osoby osadzone w tamtejszej tradycji i kulturze. 

– Nie wiem, czy taki argument to kwestia złej woli czy totalnej ignorancji – dodaje Aleksandra Chrzanowska, inna ekspertka Stowarzyszenia Interwencji Prawnej. – Są organizacje, które tytanicznym wysiłkiem wspierają kobiety na Kaukazie, ale jest ich bardzo mało i nawet one rzadko potrafią pomóc. Ostatnio głośno było o schronisku dla kobiet w Dagestanie, do którego uciekła Czeczenka. Krewni znaleźli ją tam dzięki miejscowej policji, która zrobiła nalot i ją zabrała.

Sadowska zaskarżyła decyzję Rady do wojewódzkiego sądu administracyjnego.

Wielopoziomowa przemoc

Według raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka z 2019 r. czeczeńskie kobiety doświadczają wielopoziomowej dyskryminacji i przemocy, bo republika w praktyce pozostaje poza jurysdykcją rosyjskiego ustawodawstwa. Jeżeli nawet rosyjski sąd orzeknie na korzyść kobiety w kwestii opieki nad dzieckiem, to lokalne władze sabotują taki wyrok. Na ogół jednak sądy w Czeczenii nieprzychylnie patrzą na kobiety, które po rozwodzie chcą zachować opiekę nad dziećmi.

Z kolei według raportu organizacji Stichting Justice Initative (Prawowaja Inicjatiwa) w latach 2008-17 na Kaukazie Północnym na skutek zabójstwa honorowego zginęło co najmniej 39 kobiet, ale – jak piszą eksperci – rzeczywista liczba może być znacznie większa. Krewni zabitych rzadko bowiem zgłaszają to organom ścigania. Powodem zabójstwa może być nawet samo podejrzenie, że kobieta naruszyła dobre obyczaje w sferze relacji damsko-męskich. Dowodów nie trzeba.

W 2018 r. WSA uchylił decyzję Rady ds. Uchodźców i nakazał ponowne zbadanie sprawy Maliki. Jednak wiosną 2019 r. Rada kolejny raz odmówiła Malice, tym razem zarzucając jej brak wiarygodności. Wytknęła każdą nieścisłość, która pojawiła się w trakcie przesłuchań przed urzędem i Strażą Graniczną.

Raz Malika miała powiedzieć, że tuż przed ucieczką zamieszkała z mężczyzną bez ślubu, a potem, że tylko kilka razy go zaprosiła; nie pamiętała dokładnie numeru domu, w którym wynajęła mieszkanie po rozwodzie; z kolei syn po wyjeździe rzekomo miał kontakt z ojcem, co nie pasuje do historii o tym, że przed nim uciekli. No i ta historia ze śmiercią ojca i bratem w więzieniu. Zdaniem urzędników, jeśli nawet brat zabił ojca z powodów obyczajowych, to zrobił to, by chronić swoje siostry, a więc Malika nie miała powodu, by się go obawiać.

– Większość tych nieporozumień wynika z błędnego tłumaczenia – mówi Malika. – Nigdy nie mówiłam, że mieszkałam z tamtym mężczyzną. Co do kontaktu Sulima z ojcem, to jak przekraczaliśmy granicę, miałam jeszcze rosyjski numer i dostawaliśmy od niego wiadomości, ale odkąd zmieniliśmy numery, żadnego kontaktu nie mamy. Z kolei jeżeli chodzi o brata, to rzeczywiście zabił ojca. Po co miałabym coś takiego zmyślać?

Ma swoją teorię, dlaczego jej nie uwierzyli. – Mieszkam w Europie już pięć lat i dziś wiem, że tutejszym urzędnikom w głowie się nie mieści moja historia. W Polsce macie równouprawnienie, można pójść na policję, do fundacji. Nie rozumiecie tego, jak kobiety żyją w Czeczenii. Też tak żyłam, ale już nie chcę. Chcę być wolna i niezależna. I syna chcę wychować na innego człowieka, niż jego krewni.

Była projektantką, a napisali, że sprzątaczką

Prawna machina ciągle się kręci. Sprawa doszła do NSA, a potem wróciła do WSA, który w maju br., stanął jednak po stronie Rady. – Sądy administracyjne w Polsce nie mają kompetencji, aby orzekać merytorycznie, czy cudzoziemcowi należy nadać status uchodźcy, czy nie. Badają tylko, czy urzędy prawidłowo zastosowały przepisy proceduralne i materialne – wyjaśnia mec. Sadowska.

W sprawie Maliki sąd uznał, że Rada dopełniła formalności. 

Sadowska dodaje, że nieścisłości w protokołach przesłuchań nie muszą oznaczać, że cudzoziemiec nie mówi prawdy. – Cudzoziemcy na granicy często opowiadają swoją sytuację skrótowo, szczególnie jeżeli przekraczają granicę za kilkunastym razem. Mylą się też tłumacze. Kiedyś jeden przy mnie tłumacząc z rosyjskiego zamiast „bojownik” mówił „wojskowy” – opowiada. – Gdy zwróciłam mu uwagę, stwierdził, że się nie zna na takim słownictwie. Innej kobiecie wpisano, że pracowała jako sprzątaczka, a ona była projektantką mody i z tego powodu miała zresztą problemy, bo jej moda nie podobała się władzom. Kolejna sprawa – przesłuchanie w urzędzie trwa często wiele godzin i nawet, jak potem cudzoziemcowi odczytają protokół, wielu rzeczy może nie wyłapać ze zmęczenia.

Urząd ds. Cudzoziemców w odpowiedzi na moje pytania napisał, że nie może komentować sytuacji poszczególnych osób, a każdą sprawę rozpatruje indywidualnie. Podkreślił, że przedstawienie nieprawdziwych informacji i brak dowodów mogą być niekorzystne dla cudzoziemca, tak samo jak rozbieżności w zeznaniach. Dodał, że nie posiada statystyk, ile kobiet z Czeczenii, obawiających się przemocy i odebrania dzieci, szuka ochrony w Polsce. Podkreślił jednak, że co do zasady, po dokładnym zbadaniu sprawy, udzielenie  takiej ochrony jest możliwe.

– Teraz mam dwie drogi – mówi Malika. – Zaskarżyć ostatni wyrok WSA i czekać kolejne dwa lata, albo pozwolić sprawie się zakończyć, poczekać, aż Straż Graniczna rozpocznie procedurę zobowiązującą nas do powrotu i wystąpić o powrót humanitarny. Jeszcze nie wiem, co zrobię.

Tylko pobyt może te dzieci uratować

– Pobyt humanitarny ze względu na to, że dzieci się zintegrowały w Polsce, jest najczęstszym pozytywnym scenariuszem w sprawach czeczeńskich kobiet, ofiar przemocy – mówi Aleksandra Chrzanowska. – Przyznanie ochrony międzynarodowej jest wyjątkowo rzadkie, również Straż Graniczna często pomija wątek zagrożenia dla kobiety, jakby państwo nie chciało przyznawać, że to zagrożenie przemocą ze względu na płeć. Natomiast odmówienie ochrony czasem kończy się tragicznie. Jestem w kontakcie z kobietą, która po deportacji z Polski wróciła do Rosji. Jej mąż dowiedział się o tym w dniu jej przyjazdu i zaczął poszukiwania. Próbowała ukrywać się w Moskwie, ale bała się zameldować, bo zaraz by ją znaleźli, a bez meldunku nie mogła pójść do pracy ani zapisać dzieci do szkoły. Zanim dotarła do Czeczenii, krewni męża zabrali jej dzieci.

Ośrodek na Targówku, w którym obecnie mieszka Malika z Sulimem przestanie działać 31 sierpnia. Właściciel nieruchomości ma inne plany na ten budynek. Jakub Dudziak, rzecznik UdsC zapewnia, że mieszkanki ośrodka otrzymają wsparcie w zakresie przeprowadzek. Mogą zgodzić się na świadczenie pieniężne i próbować się utrzymać samodzielnie, albo dostać miejsce w innym ośrodku. Na potrzeby zakwaterowania kobiet i matek samotnie wychowujących dzieci czasowo wyznaczona będzie część ośrodka dla cudzoziemców w Podkowie Leśnej – Dębaku.

– Zrobię wszystko, żeby uniknąć przeprowadzki do innego ośrodka – przyznaje Malika. – Syn jest zdenerwowany, ma objawy depresji. Marzy o mieszkaniu, spokoju.

– Wiele dzieci z doświadczeniami takimi, jak u Sulima, żyje w ciągłym napięciu i lęku – mówi Marta Piegat-Kaczmarczyk, psycholog Polskiego Forum Migracyjnego, które pracuje z czeczeńskimi rodzinami. – Wspomnienia przemocy, której doświadczyły albo były świadkami, ożywają, gdy słyszą, że odmówiono im ochrony. Często pojawiają się ataki paniki, trudności z oddychaniem, koszmary nocne, a to skutkuje obniżeniem funkcji poznawczych. Bardzo wiele dzieci boi się osób w mundurach, bo kojarzą im się z policją, która kiedyś przyszła do domu i nie pomogła, albo z pogranicznikami, którzy im nie wierzą. Czasem wystarczy, że spotkają listonosza i wracają depresja i lęki. Latami pracujemy, żeby dzieci jak najlepiej funkcjonowały, ale to zasypywanie dołka, który wciąż się pogłębia. Dopiero przyznanie pobytu pozwala na rozpoczęcie właściwej terapii. Spokojny dalszy rozwój Sulima będzie możliwy tylko wtedy, gdy będzie wiedział, że może tu zostać.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMroczkowie nie planowali kariery aktorskiej. Wszystko zmieniło “M jak miłość”
Następny artykułAleż zwrot akcji w finale NBA! Nieprawdopodobny mecz. Drugie mistrzostwo w historii o krok