A A+ A++

Ależ zadziało się w meczu Leicester City – Tottenham Hotspur. Gospodarze aż do 94. minuty prowadzili 2:1. A potem do akcji wkroczył Steven Bergwijn.

Bohater spotkania wszedł na boisko dopiero w 79. minucie. Doliczony czas gry należał do niego. Holender pierwszy cios wyprowadził w 95. minucie, gdy wykończył akcje Matta Doherty’ego, czyli innego rezerwowego. Drugi – klasa, zobaczcie wideo! – zadał w 97., czyli ostatniej minucie spotkania. Istne szaleństwo. W teorii sędzia doliczył pięć minut, ale ze względu na przerwy pozwolił grać dalej.

Leicester jako pierwsze wyszło na prowadzenie po golu Daki, potem wyrównał Kane. Następnie „Lisy” na 2-1 wyprowadził Maddison. Jeszcze przy 0:0 Kane uderzył w poprzeczkę, a gospodarzom zdarzyło się też wybijać futbolówkę z linii bramkowej.

Co ciekawe, kilkadziesiąt sekund przed zabójczą końcówką wydawało się, iż ostatnią „wartą odnotowania” akcją meczu będzie dość żenująca próba wymuszenia karnego. Kto próbował? No zgadliście – Bergwijn.

WIĘCEJ O PREMIER LEAGUE:

Fot. newspix.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAudiobooki – skąd wziął się ich fenomen?
Następny artykuł​Premier League. Niesamowity zwrot akcji i rekord ligi, Tottenham odwrócił losy meczu