A A+ A++

Ulewne deszcze spowodowały znaczne podniesienie poziomu wody w Łynie, co skutkowało zalaniem niektórych łąk i pastwisk w Bartągu. Zebrał się Powiatowy Zespół Zarządzania Kryzysowego. Co ustalił i co już zrobiono?

Wiemy już, że zdecydowano o zamknięciu przepustu pod drogą powiatową, wykoszeniu rowu i ułożeniu z worków wału, który miał powstrzymać wylewanie Łyny na łąki. Od razu podkreślono, że reakcja musi być błyskawiczna, żeby nie dopuścić wody do gospodarstw domowych. Ale to nie wystarczy. Potrzebne są też długoterminowe działania, żeby sytuacja nie powtarzała się w przyszłości.

Zlewnia Olsztyn zaoferowała stworzenie opracowania profilu rzeki z pionowym i poziomym przekrojem. Ma to pomóc odpowiedzieć na pytanie czy należałoby np. pogłębić lub odmulić rzekę. Mówi się też o ewentualnej modernizacji stacji pomp. Strażacy z OSP w Bartągu sprawdzili stan rzeki z drona. Okazało się, że najprawdopodobniej osunęła się skarpa i koryto rzeki zostało znacznie zwężone.

Po opisaniu sytuacji na portalu gazetaolsztynska.pl, dostaliśmy też informację od naszej czytelniczki: — Woda przelewa się już na trzcinowiska w obrębie Olsztyna, przez podziurawiony i zapadnięty lewobrzeżny wał 100 m za mostkiem na Brzezinach w stronę miasta — napisała pani Elżbieta.

Ustalenia Powiatowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego i dalsze plany działania

— To, co dzisiaj dzieje się na Bartągu, to w zasadzie wynik braku regulacji i pogłębiania rzeki. Trzeba wziąć pod uwagę to, że Bartąg istnieje kilkaset lat. Zabudowania były tu bardzo długo. To nie jest problem zalewania zabudowań, które niedawno zostały pobudowane na terenach zalewowych — podkreśla Michał Kontraktowicz, wójt gminy Stawiguda. — Upewniłem się, że Bartąg nie jest zagrożony powodzią. Są miejsca zagrożone wylewaniem Łyny, ale poza Bartągiem. Łąki są od kilku lat zalewane. Dzisiaj wystąpi problem cofania się rzeki, bo jej stan jest wyjątkowo wysoki. Dziś Łyna stwarza zagrożenie. Brak jakichkolwiek regulacji doprowadzi do zalania, ale nie terenów zalewowych, a użytkowych — dodaje. — Łąki, które są za Bartągiem w kierunku Olsztyna, były kiedyś regularnie użytkowane. Tak samo przed Bartągiem, przy przepompowni. One również, okresowo, na wiosnę były zalewane. To się nasiliło z powodu tego, że Łyna nie jest zadbaną rzeką. Rozumiem, że mamy tendencję do retencjonowania i zostawiania koryt rzek swobodnie, ale nie sądzę, że to jest miejsce, gdzie należy to robić — twierdzi. — Będziemy wprowadzać programy retencjonowania wody. Spotkam się z dyrektorem Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa w sprawie naturalnej retencji w okolicy Tomaszkowa. Nie możemy jednak doprowadzać do niszczenia mienia i sprowadzania zagrożenia dla zdrowia i życia. Było zagrożenie takiego podniesienia stanu rzeki, że woda doszłaby do studzienek kanalizacyjnych i do przepompowni — zdradza wójt.

Co z osunięciem skarpy?

— Trzeba to koniecznie naprawić, żeby nie było zdarzeń kryzysowych. W czwartek Polskie Wody dokonały koszenia na tamtym terenie. Naturalnie Łyna ma kilka metrów szerokości koryta. Tam miała szerokość 2 metrów. To stan niespotykany do tej pory — nie kryje Michał Kontraktowicz. — Nie możemy sobie pozwolić na to, co zrobił Budimex, gdy wypiętrzył dno rzeki i cały muł popłynął w dół i dziś — prawdopodobnie — zbieramy tego żniwo. Po posiedzeniu sztabu kryzysowego zastosowaliśmy ustalenia doraźne, czyli zablokowanie wpływu Łyny przez rów melioracyjny i blokada przecieku wału w okolicach przepompowni. Udało nam się to zrobić w czwartek, a w piątek widzieliśmy efekty, bo woda spadła o 10 cm — dodaje wójt.

Jeśli zaś chodzi o ustalenia długoterminowe to mowa m.in. o badaniu głębokości koryta rzeki. — W celu odpowiedzi na pytanie, jak wygląda dno rzeki i czy problem leży w podniesieniu dna — wyjaśnia wójt. — Wykonawcą są Wody Polskie i odniosą się do historycznych danych. Dowiemy się, czy coś się zmieniło i czy będzie potrzeba pogłębienia rzeki, bo np. zamulenie jest za duże. Może raz na wiele lat zamkniemy temat lokalnych podtopień. Rozumiem potrzebę retencjonowania, ale to nie jest to miejsce, gdzie powinniśmy się na tym skupić. Bardziej w jeziorach czy oczkach wodnych, a nie w rzece, która istnieje od setek lat wspólnie z mieszkańcami — podkreśla.

Z efektów działania sztabu kryzysowego zadowolony jest także starosta olsztyński.
— Ustalenia doraźne przyniosły skutek. Na tę chwilę zablokowanie jednego z przepustów, który wpompowywał wodę w niższy teren, czyli zalewał łąki, a przez nie woda dostawała się do rowów, to widać, że zostało to zablokowane. W ciągu doby poziom wody spadł o 10 cm i widać, że pompy działają prawidłowo — mówi Andrzej Abako. — A to, że woda wlewała się na te tereny, to znaczy, że woda w Łynie była na tyle wysoko, że znalazła niższy punkt. Wody Polskie opracują dla nas ekspertyzy rzeki i z nich wyniknie, co dalej będziemy robić. Nasza reakcja była na tyle skuteczna, że zapobiegliśmy problemowi, ale na dłuższą metę potrzebujemy właśnie tych ekspertyz — dodaje.

PJ

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTutaj się nie da jeździć!
Następny artykułMiasto chce nagrodzić posiadaczy najładniejszych działek