A A+ A++

Raymond Aron, wybitny francuski publicysta, pisarz, filozof, wybitny znawca tajników polityki międzynarodowej, zwykł powtarzać, że ilekroć widzi określenia o posunięciach, na które „nigdy nie będzie zgody”, słyszy w nich przede wszystkim wynikającą z bezsiły akceptację. Ów brak zgody był dla Arona wyrażoną w języku dyplomacji deklaracją, że poza lamentem żadnej reakcji na „absolutnie nieakceptowalne” posunięcia nie będzie.

I trudno się nie zgodzić z tymi twierdzeniami, szczególnie obserwując polskie życie polityczne. Nie tylko te ogólnokrajowe, ale także te na lokalnych podwórkach. Jedynym ostatnio słyszalnym głosem opozycji jest krzyk oburzenia.

Głos ten jest zazwyczaj umoczony w lamencie, że się nie da, bo oni mają większość, bo kupili wyborców, bo i tak wygrają następne wybory, bo to, bo tamto.… Niekończące się usprawiedliwianie, dlaczego nie robimy nic, aby cokolwiek zmienić.

Tak jest na krajowym podwórku. Wszyscy czekają, aż rządzące „samo zło” upadnie i rozleci się pod ciężarem kryzysu.

Paweł Kowal, poseł Koalicji Obywatelskiej, pisał: Część polityków opozycji chciałaby się bardzo poruszać w ramach wyznaczonych dotychczasowymi zasadami. To tacy współcześni Burbonowie, którzy czekali, aż rewolucja, a potem Napoleon upadną, a oni wrócą i będzie wszystko po staremu. 

Nie będzie. Świat się zmienił, życie się zmieniło, ludzie się zmienili, do głosu dochodzi pokolenie, które zupełnie inaczej myśli i działa. Nie wszyscy uważają także, że opisywane „zło” to rzeczywiście „zło”. Dlatego poseł KO od razu odpowiada: Burbonów musi spotkać zawód, taka jest logika historii, garnitury i garsonki rządowe sprzed 2015 spokojnie mogą zostać w szafie.

Problem „Burbonów” dostrzegają także inni politycy. Opozycja, umówmy się, sześć razy z rzędu przegrała z PiS-em – do tej pory. Jeżeli nie chce przegrać siódmy raz, to powinna natychmiast przestać udawać padlinę, żeby przeżyć i czekać na to aż się PiS przewróci o własne nogi, a wtedy ona (opozycja-red.) wjedzie na białym koniu, przekraczając swoje wymarzone progi wyborcze – zauważa Szymon Hołownia.

Gdy PiS przegra – wdepniemy w nieprzygotowaną PO. To się rzuca w oczy i do tego nie można dopuścić. To partia bez klarownego planu, wizji Polski po PiS – dodaje Andrzej Olechowski, jeden z twórców Platformy Obywatelskiej.

Brak wizji, brak pomysłu, brak konkretnych propozycji, w końcu chyba także, a może przede wszystkim, brak chęci do działania, nie pozostaje niezauważony przez wyborców. Nic więc dziwnego, że ankietowani przez sondażownie Polacy wskazują, że opozycja nie jest gotowa do przejęcia władzy.

Czy inaczej jest w samorządach?

Niestety, w relacjach rządzący – opozycja, jest dokładnie tak samo, jak w ogólnopolskiej polityce. Dosłownie „kopiuj – wklej”. I to bez znaczenia, która strona sporu politycznego rządzi, a jaka jest w opozycji.

I w samorządach, po stronie przeciwnej, do zarządców miast czy gmin, słyszymy tylko biadolenie o złej władzy, złych decyzjach, zadłużaniu miast czy gmin, nietrafionych inwestycjach, marnotrawieniu pieniędzy, pomruki o nieliczeniu się z mniejszością w radzie, a mimo to bezwiednie i bez jakiegokolwiek prawdziwego oporu oddawane jest pole włodarzowi i jego dworowi.

Dzieje się tak dlatego, że po pierwsze – ponownie brak jest pomysłu na działanie. Radni nie mają wizji, koncepcji jak działać, co zrobić, by było lepiej, albo chociażby inaczej. Działają od sesji do sesji, odnosząc się do propozycji składanych przez „urząd”, tylko z rzadka wnosząc coś od siebie.

Pod „płaszczykiem” znania się na wszystkim, działalność opozycyjnych radnych ogranicza się często jedynie do kwiecistych, czasem zdecydowanie przydługich wypowiedzi oraz do głosowania „przeciw” (oczywiście w rytm narzekania) – trochę na zasadzie robienia na złość, bo nie zawsze ma to logiczne uzasadnienie, a „tupać” z bezsilności nie zawsze wypada. Prawda jest też taka, że większa część radnych nie wie też do końca, jakie ma uprawnienia, jakie możliwości i kompetencje. Mało komu w ogóle chce się zainteresować dogłębnie tematem, zadać pytania, złożyć interpelację, nie wspominając już o konkretnej propozycji wyrażonej w projekcie uchwały.

Aktywność radnych (nie tylko opozycyjnych) zaczyna ograniczać się do nazywania rond, ulic, organizowania ruchu drogowego w mieście, niedziałającego oświetlenia, czy niewyschniętej kałuży przed przystankiem. Radny, zamiast reprezentować swoich mieszkańców, staje się niejako „cieciem” (nie obrażając tego zawodu) pilnującym, aby psy i koty załatwiały się tam, gdzie trzeba. Oczywiście potem jest festiwal pieśni samochwalnych w mediach społecznościowych i licytowanie się na liczbę zdobytych lajków.

Po drugie – jest to wygodne. Doprowadzone do perfekcji marudzenie nic nie kosztuje i nie prowadzi do brania odpowiedzialności. Bo łatwo jest przecież głosować przeciw podwyżce dla mieszkańców, gdy za niezbilansowanie się systemu nie ponosi się żadnej odpowiedzialności. Ba, można nawet zaproponować kosmiczną obniżkę, bo czemu nie. Będzie się tłumaczył ten, który zawalił.

I stało się tak, że włodarze samorządów przyzwyczaili się do radnych „bezradnych”. Ale gdy wreszcie znajdzie się jakiś, który zadaje pytania, docieka, ma propozycje, to pojawia się foch, niezrozumienie, tępienie, dyscyplinowanie i szereg innych zjawisk mających nietypowego radnego szybko doprowadzić do „doskonałej” przeciętności i bezradności.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBudowa drogi S5. Odcinek między Bydgoszczą a Świeciem z lotu ptaka
Następny artykułSyria znów na celowniku izraelskiego lotnictwa?