A A+ A++

fot. Ineos Grenadiers

Tom Pidcock odniósł pierwsze zawodowe zwycięstwo na trasie wyścigu Brabantse Pijl. Brytyjczyk 201 kilometrów w centralnej Belgii przejechał na swoich warunkach: dwa razy atakował i zmniejszał grono rywali, a w finale pokonał Wouta van Aerta (Jumbo-Visma) i Matteo Trentina (UAE Team Emirates).

Przed wyścigiem wiedziałem, że noga mi podaje, bo mam za sobą tydzień treningów bez żadnych przerw. Dobrze wreszcie być w dobrej dyspozycji i być w stanie to wykorzystać w wyścigu

– powiedział na mecie zawodnik Ineos Grenadiers.

21-latek wygrał swój pierwszy wyścig w szeregach elity po zaledwie 11 dniach startowych. Pidcock od początku sezonu imponował formą, której brakowało jednak doświadczenia i umiejętności rozkładania sił. 21-latek zdołał mimo tych braków wywalczyć trzecią lokatę w Kuurne-Bruksela-Kuurne i na 5. miejscu skończyć Strade Bianche, ale wszystko po jego myśli poszło dopiero na trasie Brabantse Pijl.

Wyścig na szosach Brabancji to swego rodzaju przełom między serią wyścigów na brukach Flandrii a pagórkowatymi trasami wyścigów ardeńskiego tryptyku. Pidcock do ataku ruszył 38 kilometrów przed metą, zabierając ze sobą m.in. Van Aerta, doprowadzając do skasowania ucieczki i utworzenia się 10-osobowej czołówki.

Nie znajdowaliśmy się w najlepszej sytuacji w tej grupie goniącej: ucieczka odjeżdżała, a nam zaczynało brakować ludzi. [40 kilometrów przed metą, przed pierwszym atakiem – przyp. red.] Powiedziałem chłopakom z Jumbo-Visma: “do podjazdu pracujemy, potem się zwijamy”. [Matteo] Trentin też się zabrał i ostatecznie dobrze wyszło

– relacjonował.

Brytyjczyk drugi raz zaatakował na podjeździe Hertstraat, z Van Aertem odjeżdżając reszcie rywali i 13 kilometrów przed metą łącząc siły z atakującym wcześniej Trentinem. Trójka wytrwała na czele do końca i w finale walczyła o zwycięstwo.

Pidcock ruszył za Van Aertem, wiedząc, że Belg w takich końcówkach zwykle nie ma sobie równych. Kolarzowi Jumbo-Visma tym razem zabrakło jednak sił na ostatnich 50 metrach, i to niski Brytyjczyk na mecie mógł wykonać gest zwycięstwa.

Wiem, że sprinty po takich wyścigach nie są zwykłymi sprintami na kreskę, więc do takich podchodzę z pewnością siebie. Wout pracował bardzo mocno, kiedy zawiązaliśmy akcję. Ja wychodziłem na zmiany, ale musiałem wyciskać te same waty, żeby w ogóle utrzymać mu się na kole. Włożył w to dużo energii, może za dużo

– ocenił.

Denerwowałem się, bo nachodziła nas grupa. Czekałem, czekałem, Wout w końcu ruszył, ale trochę stracił impet, a ja mogłem wyjść na prowadzenie.

Pidcock w kolejnych dniach wystartuje w Amstel Gold Race (18 kwietnia) i Strzale Walońskiej (21 kwietnia).

fot. Gian Mattia D’Alberto – LaPresse

Wout van Aert jechał bardzo przytomnie i na jednym z brukowanych podjazdów przeskoczył do czołówki po zaciągu Toma Pidcocka. Sytuacja powtórzyła się na ostatniej rundzie, kiedy po raz kolejny przyspieszył Brytyjczyk, a dwójka dopadła prowadzącego Trentina. Na finałowych metrach Belg w swoim stylu zdecydował się na długi finisz, ale tym razem znalazł lepszego od siebie.

Jestem trochę rozczarowany, ale nie żałuję. Jeden zawodnik okazał się silniejszy, to było porządne ściganie. Postawiłem na długi finisz, bo to najbardziej odpowiada moim umiejętnościom. Nogi odmówiły jednak posłuszeństwa po kilku sekundach. Zauważyłem wtedy, że Tom [Pidcock] się zbliża. Oglądałem powtórkę i nie ma tutaj wielkiej historii. Był lepszy, muszę to zaakceptować

– mówił na linii mety.

Kolarz Jumbo-Visma zwrócił uwagę, że wyścig przez większą cześć przebiegał dość chaotycznie. Wielu rywali podejmowało próby ataku, a w peletonie doszło do potężnej kraksy tuż za plecami 26-latka.

Trudno było kontrolować rywalizację, szczególnie na początku, kiedy wszyscy patrzyli na nas. Nie mieliśmy z tym problemu i wzięliśmy odpowiedzialność za pogoń. Na wjeździe na rundy straciliśmy nieco panowanie nad sytuacją. Byliśmy w trudnym położeniu, ale zachowaliśmy spokój i czekaliśmy z przeskokiem jak długo się dało. Jak już ruszysz, to do końca musisz jechać wszystko, co masz. Tom ruszył praktycznie w tym samym momencie, w którym ja chciałem spróbować

– tłumaczył.

Belga czeka teraz ostatni start tej intensywnej wiosny, którym będzie niedzielny Amstel Gold Race.

Świadomość swojego miejsca na finiszu miał też Matteo Trentin. Włoch, który w finale klasyków potrafi popisać się dobrym finiszem, na ostatnich metrach zapłacił za samotną akcję, zainicjowaną 25 kilometrów przed metą. “Good job, boy”, rzucił na mecie, klepiąc po plecach Pidcocka. Przed kamerami nie miał sobie nic do zarzucenia.

Miałem wystarczającą przewagę i jechałem dobrym tempem na ostatniej rundzie, ale trudno było odeprzeć współpracujących rywali. Kiedy zobaczyłem, że Van Aert i Pidcock przeskakują, zwolniłem, próbowałem odpocząć bo pomyślałem, że to będzie zwycięska akcja. Tak też się stało. Czułem się dobrze, ale w finale byłem już trochę zmęczony. Wygrał najsilniejszy kolarz. Nie mogę się doczekać powrotu na te szosy na mistrzostwach świata

– wyjaśnił.

Jeśli znalazłeś w artykule błąd lub literówkę prosimy, daj nam o tym znać zaznaczając błędny fragment tekstu i używając skrótu klawiszy Ctrl+Enter.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOstatnie pożegnanie starosty Jerzego Zacharki (zdjęcia i film)
Następny artykułZAKSA przegrała pierwsze finałowe starcie z Jastrzębskim Węglem