A A+ A++

Długo będziemy się zastanawiać – jak ten mecz by się potoczył, gdyby rumuński sędzia Ovidiu Hategan poczekał jeszcze te dwie sekundy z gwizdkiem? Arbiter wracający do wielkiego sędziowania po pamiętnym meczu PSG z Basaksehirem, dzisiaj prawdopodobnie popełnił błąd przy ocenie zagrania Jude’a Bellinghama. Piłkarz BVB faktycznie wszedł w sposób, który trochę przypominał nakładkę, ale z drugiej strony – wygrał rywalizację o piłkę, to Ederson go kopnął. Zresztą: sędzia Hategan mógłby przecież podtrzymać swoją decyzję po obejrzeniu akcji na monitorku.

Sęk w tym, że do monitorka podejść nie mógł. Gwizdnął, zanim Bellingham skierował piłkę do pustej siatki, ukarał piłkarza żółtą kartką i tyle. VAR mógł to potraktować wyłącznie jako kolejny nudny faul w środku pola, choć przecież piłkarz Borussii właśnie wjeżdżał do bramki. Nie mamy nawet pretensji o osąd tej sytuacji, być może faktycznie zagranie Bellinghama było niebezpieczne, być może należał się Manchesterowi City rzut wolny. No ale kurczę, warto byłoby to sprawdzić.

Zwłaszcza, że siedem minut wcześniej mieliśmy do czynienia z inną kontrowersyjną sytuacją – ordynarną symulką Rodriego, który udawał, że Emre Can kopnął go piętą w twarz (to długa historia, przy stałych fragmentach zdarzają się i takie sytuacje). Emre zaczął zawzięcie protestować, za protesty obejrzał żółtko. VAR dał sygnał, że faulu nie było, o ile karnego można było cofnąć – o tyle kartki już nie. Co gorsza – kartką nie został też ukarany Rodri, co uważamy za mały skandal – bardziej bezczelnej symulki nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.

Zaczynamy od tych sędziowskich kontrowersji, no bo jednak to epoka VAR-u, w dodatku mamy do czynienia z TOP 8 Ligi Mistrzów. Każda, najmniejsza kontrowersja na tym etapie, może zmienić historię. Czy dzisiaj tak się stało?

MANCHESTER CITY LEPSZY, ALE TYLKO TROCHĘ

Nie.

Manchester City był dzisiaj lepszą drużyną, stworzył sobie więcej sytuacji, prowadził grę, miał też po prostu piłkarzy o wyższej jakości. To było widoczne zwłaszcza po przerwie, gdy zawodnicy z Dortmundu zaliczyli pierwszą grubszą zadyszkę. Wówczas Citizens praktycznie nie schodzili z połowy gości, a gdyby Phil Foden był odrobinę pewniejszy – pewnie losy dwumeczu byłyby już rozstrzygnięte. Tak, doskonale bronił Marwin Hitz, trzeba też przyznać, że Borussia momentami w karykaturalny sposób zagęszczała własne przedpole, ale jednak – przynajmniej dwie bramki to dzisiaj było absolutne minimum dla młodego Anglika.

Zresztą, nie tylko on wydawał się nie do końca dojeżdżać do geniuszu Kevina de Bruyne. Ten ostatni zaliczył najważniejsze kontakty przy obu bramkach – pierwszą zdobył sam, przy drugiej fantastycznie przerzucił piłkę na drugą stronę boiska. A gdy dodamy do tego podcinkę do Jesusa? Kilka kolejnych prostopadłych podań, klepek? Na pewno sytuację ułatwiała mu przestrzeń w środku, która wynikała z dość drastycznego cofnięcia się Cana, momentami grającego trzeciego stopera. Ale to w żaden sposób nie obniża noty Belga, który dzisiaj grał na swoich najwyższych obrotach.

Po drugiej stronie? Tradycyjnie wszystko kręciło się wokół Haalanda. To on miał doskonałą sytuację na początku drugiej połowy, gdy siłowo, a potem biegowo odstawił obronę City, ale przegrał pojedynek z Edersonem. Norweg zrehabilitował się dwukrotnie – najpierw wywalczył rzut wolny tuż przed polem karnym (szansa zmarnowana), potem fantastycznie zagrał z pierwszej piłki do Reusa przy golu na 1:1. Należy jednak pamiętać, że dzisiaj ogółem BVB nie pękało na robocie. Choć faktycznie momentami było zepchnięte do defensywy, to jednak nie brakowało u nich prób wyjścia spod pressingu serią krótkich podań – choć czasami w naciskach na defensywę Borussii brało udział sześciu piłkarzy w błękitnych koszulkach, wszyscy w odległości maksymalnie 30 metrów od bramki.

Pewnie dlatego ten mecz się tak przyjemnie oglądało. Nawet momenty przestoju to tak naprawdę cały czas próby przezwyciężenia morderczego pressingu – bo i BVB momentami podchodziło bardzo wysoko.

NIC NIE JEST ROZSTRZYGNIĘTE

To prawda, Manchester City wygrał, w końcówce znów błysk geniuszu De Bruyne, przytomne odegranie Gundogana i strzał Fodena dały gospodarzom prowadzenie, a ostatecznie i zwycięstwo. Ale w tym dwumeczu nic nie jest jeszcze przesądzone. Czy naprawdę można się czuć bezpiecznie, jeśli wystarczy pojedynczy zryw do odwrócenia losów rywalizacji? Pójdźmy krok dalej – czy można czuć się bezpiecznie, gdy wystarczy jeden zryw, a po drugiej stronie biega Haaland?

Inaczej to miało wyglądać z perspektywy faworyta całej edycji. Tymczasem dzisiaj Guardiola do 90. minuty nie był pewny zwycięstwa u siebie, choć po drugiej stronie biegał 19-letni Ansgar Knauff, do tej pory bez większej historii nawet w Bundeslidze. W Dortmundzie wcale nie będzie spacerków. Tak jak i dzisiaj spacerków nie było.

Manchester City – Borussia Dortmund 2:1 (1:0)

De Bruyne 19′, Foden 90′ – Reus 84′

Fot.Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułManchester City – Borussia Dortmund 2-1. Reus klubowym rekordzistą BVB, wyprzedził Lewandowskiego
Następny artykułOutriders najlepiej sprzedającą się grą na Steamie